Damian doświadczył przemocy w dzieciństwie. Teraz boi się o innych

Damian Maliszewski wychowywał się pod jednym dachem z oprawcą. Matka dziś już dorosłego mężczyzny nie miała gdzie znaleźć pomocy. Funkcjonariusze nie chcieli wtrącać się w życie rodziny, a jej mąż czuł się panem i władcą w domu.

Damian Maliszewski
Damian Maliszewski
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Klaudia Stabach

29.07.2020 15:11

W poniedziałek Zbigniewa Ziobro złożył formalny wniosek w sprawie wypowiedzenia konwencji stambulskiej. "To jest uderzanie w rodzinę, w małżeństwo, a małżeństwo to kobieta i mężczyzna, a nie jakaś trzecia, czwarta czy piąta płeć" – twierdzi wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik w rozmowie z TVN24.

Tymczasem przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka podkreślają w mediach, że przemoc wobec kobiet nie wynika wyłącznie z alkoholizmu czy rodzinnych patologii, ale również z problemów związanych ze stereotypowym postrzeganiem płci.

Politycy z partii rządzącej zapewniają, że wypowiedzenie konwencji nie oznacza przyzwolenia na przemoc. "Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości w sposób skuteczny broni praw kobiet, zwłaszcza przed przemocą domową. Przypomnę, że 30 kwietnia Sejm przyjął projekt ustawy antyprzemocowej, gdzie zabezpieczyliśmy sytuację kobiet, które były nękane przez swoich partnerów, mężów do tego stopnia, że policja może taką osobę po interwencji usunąć z pomieszczenia zamieszkiwanego wspólnie. Konwencja stambulska zawiera w sobie cały szereg niedoprecyzowanych pojęć, które pozwalają daleko ingerować w życie rodziny, edukacją w myśl ideologii gender – tłumaczył na antenie TVP Info poseł Jan Mosiński z PiS-u.

Politycy z prawej i lewej strony oraz aktywiści przerzucają się na argumenty, a osoby, które doświadczyły przemocy, z niepokojem przyglądają się tej debacie. Wśród nich jest Damian Maliszewski, muzyk i publicysta pochodzący z Rybnika, a od 13 lat mieszkający w Warszawie, który w dzieciństwie żył pod jednym dachem z oprawcą znęcającym się nad nim, jego rodzeństwem i matką. Mężczyzna opublikował poruszający post, w którym przybliżył swoją historię oraz poprosił kobiety, żeby sprzeciwiły się planom partii rządzącej.

Klaudia Stabach, WP Kobieta: Jaka była twoja myśl, gdy usłyszałeś, że pojawił się pomysł wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej?

Damian Maliszewski: Pomyślałem, że władza kolejny raz próbuje uderzyć w słabszych. Przeczytałem ten dokument w całości i moim zdaniem nie ma tam nic, co mogłoby zagrażać rodzinie, a wręcz przeciwnie – są to zapisy, które dają ofiarom możliwość obrony. W ostatnich latach w końcu zaczęliśmy częściej i głośniej mówić o tym, jak bardzo zła jest przemoc domowa, a teraz mam wrażenie, że rządzący chcą wrócić do tych okropnych czasów, w których ja się wychowywałem.

Jak wspominasz swoje dzieciństwo?

Dużo płaczu i bólu. Zarówno u mnie, jak i u sąsiadów. Często słyszałem krzyki i awantury za ścianą. Ludzie domyślali się, co się dzieje, ale nikomu nie przyszło do głowy, żeby reagować. W latach 80. i 90. to było traktowane jako przykra, ale też i dosyć naturalna część życia rodzinnego.

A jak ty wtedy na to patrzyłeś z perspektywy dziecka?

Ja po prostu bałem się. Ojciec uderzył mnie pierwszy raz, gdy miałem 10 lat. Regularnie bił i poniżał moją mamę. Potrafił bez powodu zwyzywać ją na ulicy, traktował jako gorszą, patrzył z góry. Ona według niego nie miała nic do powiedzenia, bo była tylko kobietą. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego go nie zostawiła, dlaczego nie odeszła, skoro robił w naszym domu takie piekło. Z czasem dopiero uświadomiłem sobie, że moja mama nie miała gdzie szukać pomocy. Nie było osób, instytucji, które pomogłyby jej wyrwać się z tego piekła.

Nigdy nie wzywała policji?

Wzywała, ale często bezskutecznie. Pamiętam, jak kiedyś uciekliśmy z mamą na boso ze zdemolowanego mieszkania. Ojciec rozwalił wszystko. Szyby, stoły, przewrócił meblościankę. Mama chwyciła nas za dłonie i pobiegliśmy w deszczu do jedynej budki telefonicznej na osiedlu, żeby wezwać pomoc, zadzwonić po milicję. Staliśmy pod tą budką, mama podniosła słuchawkę i wykręciła 997. "Proszę szybko przyjechać, mąż demoluje mieszkanie, bije mnie, nie mam gdzie z dziećmi pójść na noc" – błagała. Milicjant wysłuchał jej i odparł: "Do pożycia małżeńskiego się nie wtrącamy".

I co wtedy zrobiliście?

Poszliśmy do babci Mani. Zresztą dosyć często szliśmy spać do babci czy ciotek. Bardzo doceniam to, że potrafiły nas przyjąć o każdej porze dnia i nocy. Nadal tak jest w wielu rodzinach. Ofiary przemocy uciekają do swoich matek czy koleżanek, bo nie widzą lepszego rozwiązania. Nie wiedzą, co mają zrobić, żeby jednocześnie to nie obróciło się przeciwko nim.

Czyli przydałaby się lepsza pomoc z zewnątrz?

Tak. Tutaj powinny wkraczać różnego rodzaju instytucje, które mają odpowiednie narzędzia. Moja babcia mogła dać nam kąt do przenocowania, ale nie mogła skuć mojego ojca w kajdanki.

Jak długo żyliście pod jednym dachem z ojcem?

Mama odważyła się złożyć papiery rozwodowe dopiero gdy ja już byłem dorosły i poniekąd wymusiłem to na niej. Wcześniej momentem przełomowym było wprowadzenie Niebieskiej Karty. Pamiętam nasze niedowierzanie mieszające się z ogromną radością, gdy dowiedzieliśmy się o tym, że jest procedura, dzięki której można wezwać policję i ona przyjedzie, a nie tak jak na początku naszej historii zlekceważy telefon. To było światełko w tunelu, chociaż dzisiaj uważam, że i tak bardzo mgliste. Chciałbym, żeby ktoś nam wtedy pomógł, żeby się wtrącił.

Czy tamte trudne doświadczenia miały przełożenie na twoje dorosłe życie?

Oczywiście. To, czego doświadczamy w domu rodzinnym, zapisuje się w naszej pamięci niczym na twardym dysku i bardzo trudno jest później zrobić reset i zacząć myśleć inaczej. W pewnym momencie zauważyłem, że potrzebuję pomocy specjalisty. Teraz jestem w tracie terapii i niedługo ją skończę.

Co ci ona dała?

Udało mi się przepracować traumy i poniekąd wybaczyć ojcu. Wiem, że on sam był ofiarą i powielał schematy, które wyniósł z własnego domu. To oczywiście w żaden sposób go nie usprawiedliwia, ponieważ jako dorosła osoba był odpowiedzialny za swoje czyny. To pokazuje, jak trudno jest niektórym zacząć żyć inaczej. W związku z tym uważam, że musimy przełamywać utarte stereotypy, które kierują Polakami. Musimy zwalczać poglądy, które stawiają kobiety na gorszej pozycji, przestać wmawiać ludziom, że to mężczyzna jest panem i władcą w domu. Konwencja stambulska właśnie o tym mówi, dlatego wypowiedzenie jej będzie powrotem do rzeczywistości, która niszczy, a nie buduje polską rodzinę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (107)