GwiazdyDamian Janikowski: Znam swoją wartość

Damian Janikowski: Znam swoją wartość

Brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Jaki ma plan na życie i karierę sportową, za co kocha Wrocław i co ceni w kobietach.

Damian Janikowski: Znam swoją wartość
Źródło zdjęć: © Beata Synkiewicz

Brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Jaki ma plan na życie i karierę sportową, za co kocha Wrocław i co ceni w kobietach. EksMagazynu - "Szybki i wściekły" Damian Janikowski

EksMagazyn: Często podkreślasz w rozmowach, że fizycznie zapaśnik musi być wszechstronnie przygotowany, a trening jest bardzo złożony.

Damian Janikowski: Na zgrupowaniu mam trzy treningi dziennie po 2 godziny i zdecydowanie jest to wysiłek ekstremalny. Ale ludzie chodzą do pracy na 12 godzin, wracają do domu i też są zmęczeni. W tym momencie jestem w drodze na zimowe zgrupowanie w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Zakopanem, gdzie będziemy mieć dużo nawet nie chodzenia, a biegania po górach, ćwiczeń siłowych i techniki na macie. Trening zapaśnika to może być zarówno bieganie, jak i pływanie, jazda czy bieg na nartach. Gramy dużo w tenisa, rozciągamy się, mamy sporo zajęć z akrobatyki, czyli wywijamy salta (śmiech). Zapaśnik musi być sprawny i zwinny na macie, musi być wszechstronnie przygotowany. Łączymy wszystkie elementy w całość i tak powstaje dobry zapaśnik.

Podobno dwa dni bez sportu i wariujesz.

Tak jest. To jest też kwestia tego, że ja nie potrafię odpoczywać. Nie potrafię pojechać na wakacje, siedzieć tydzień czy dwa tygodnie, nic nie robić.

Czyli leżenie na plaży nie jest dla ciebie?

Robię się wtedy nie do życia. Leżę, marudzę, wszystko mi przeszkadza. Co innego, kiedy mogę pójść na trening, wydzielić trochę endorfin i od razu jest mi wtedy lepiej (śmiech). Odpoczywanie jest dla mnie bardzo ciężkie (śmiech). Kiedy mogę zrobić chociaż jeden trening dziennie, to wtedy jest ok.

Pasjonujesz się sztukami walki.

Tak, traktuję to jako dodatkową rozrywkę, urozmaicenie zapasów. Na przyszłość mam plan, że to może być moja następna dyscyplina, w której chcę osiągać jakieś wyniki. Kiedy mam taki okres, że jestem dłużej we Wrocławiu, i np. mam tylko jeden trening dziennie, to wieczorami chodzę sobie do mojego klubu i tam, pod okiem kolegów i trenerów, dopracowuję techniki w sztukach walki.

Często powtarzasz, że ogromny wpływ na to, jakim dziś jesteś zawodnikiem, miał twój pierwszy trener Leszek Użałowicz. On był twoim wzorem, no i co tu dużo mówić, wychowywał cię na macie…

Jako młody zawodnik postrzegałem go jako mentora. Zawsze był dla mnie osobą, która mówi szczerze. Po prostu miałem na kim się wzorować i kogo słuchać. Można powiedzieć, że wychowywałem się sam, mieszkałem z babcią, no a ona nie miała wielkiego wpływu na mnie. Potrzebowałem takiego silnego bodźca i on mi to dał. Leszek pomagał mi ze szkołą i ze wszystkimi innymi sprawami. Jemu mam najwięcej do zawdzięczenia. Z przyjemnością trenowałem zapasy. Dały mi porządnego kopa. Teraz trener kadry, Ryszard Wolny, szlifuje ten diament, który powstał (śmiech).

Diament? Chyba nie należysz do skromnych osób.

Naprawdę? Ja ciągle słyszę właśnie, że jestem skromny. No i myślę, że właśnie taki jestem. Jest sporo ludzi o wiele bardziej wartościowych ode mnie, z większymi osiągnięciami, którzy mają więcej do powiedzenia niż ja.

Ale znasz swoją wartość?

Oczywiście, że znam. Uważam, że każdy powinien ją znać. To jest podstawa tego, co człowiek o sobie myśli.

W wielu rozmowach podkreślasz, że nie było ci łatwo w życiu.

Myślę, że wiele osób miało tak, jak ja, a nawet gorzej. Właśnie najlepsi sportowcy są zwykle znikąd, wychodzą z najgorszej biedy czy tarapatów. Moje dzieciństwo było, jakie było, człowiek wychowywał się gdzieś tam całe życie na podwórku, robił przeróżne fantastyczne rzeczy (śmiech). Ale cieszę się, że poszedłem w tę stronę, w którą poszedłem. To sport mnie wychował. Moi koledzy, rówieśnicy, którzy razem ze mną próbowali sportu, nie wytrzymali. Ulica, podwórko, to wszystko wciąga. Ja cieszę się, że mi się udało, że "zachowałem" się w sporcie. Dzięki temu mogę być nawet tutaj, na tej rozmowie czy być osobą rozpoznawalną. I co najważniejsze, mogę być sportowcem.

Jaki masz cel w sporcie? Medal olimpijski już przecież masz.

Chciałbym powalczyć do 2016 roku. Zdobyć medal na Mistrzostwach Europy czy na Mistrzostwach Świata. Wiadomo, że marzy mi się złoto zamiast brązu, ale zdaję sobie sprawę, że zdobyć medal, to już jest coś. To potwierdza klasę zawodnika. W 2016 chcę zakwalifikować się na Igrzyska Olimpijskie, a wiadomo, że jak już tam będę jechał, to po medal. Żeby coś jeszcze do emerytury dorobić (śmiech).

Co czujesz przed wyjściem na matę?

To zależy. Na przykład teraz siedzę i mnie w dołku ściska (śmiech). To zależy od dnia. Różnie. Czasami rozmawiam z kimś, śmieję się, nie zwracam uwagi na to, z kim walczę. A czasem jest tak, że potrzebuję samotności, potrzebuję się sam zmotywować, skupić się. Jedno wiem na pewno, że przez tyle lat nabrałem już doświadczenia i nie mam takiego stresu, że ściska mnie w żołądku czy coś mnie paraliżuje. Takie coś jest bardzo niedobre dla zawodnika. Takie rzeczy też trzeba sobie wypracować. Przez to dużo można stracić na macie. Z roku na rok jest mi łatwiej. Wynika to z doświadczenia, którego nabieram, ilości startów zagranicznych, itd. Im tego więcej, tym później łatwiej jest na zawodach wysokiej rangi.

Z kim nie lubisz walczyć, jakiego typu przeciwnika nie lubisz?

Żadnego nie lubię (śmiech), ale z każdym trzeba walczyć. Z każdym chcę wygrać.

Ale chodzi mi o np. takiego, który jest wyższy i lepiej zbudowany od ciebie, czy wręcz przeciwnie, mniejszy, i bardziej przez to zwinny?

Nie ma na to reguły. Wygrywałem z mniejszymi i większymi, i tak samo przegrywałem z mniejszymi i większymi. Każdy zawodnik jest inny, tak jak każda walka jest inna. Nie wybiera się, trzeba walczyć z tym, który akurat jest przypisany, ale trzeba to wziąć na barki (śmiech).

Wracając do twojego pierwszego trenera. Nadal jesteście w kontakcie, śledzi twoje poczynania?

Tak, kiedy jestem w klubie, we Wrocławiu, cały czas się widujemy. On jest trenerem młodszych zawodników. Cały czas mamy ze sobą kontakt, rozmawiamy. Często do mnie dzwoni, np. kiedy jestem na zgrupowaniach czy przed zawodami.

Dzwoni do ciebie po obejrzanej walce i mówi: "Damian, źle to zrobiłeś. Nie tak cię uczyłem"?

Nie, nie mówi tak (śmiech). Ale dzwoni i np. pyta dlaczego stało się tak i tak. Obaj analizujemy błędy, które ja popełniłem a potem rozmawiamy o tym przy kawie. Jest w porządku (śmiech).

Kto jest twoim największym krytykiem?

Trudno mi o tym mówić (śmiech).

Chodzi mi o kogoś takiego, kto bez ogródek mówi ci: "Damian, skopałeś to. Nie tak to miało być".

Od tego jest trener kadry, Ryszard Wolny. On potrafi prosto z mostu powiedzieć, co myśli. Ale to jest dobre, przydatne. Tego oczywiście nie może być za dużo, bo zawodnik też o tym myśli później i to analizuje. Z psychologicznego punktu widzenia trener nie może za bardzo gnoić, muszą to być też słowa pozytywne i motywujące. Mogę powiedzieć, że Ryszard Wolny spełnia taką rolę, jako trener kadry.

Formalnie jesteś żołnierzem.

Tak, od 2010 roku. Jestem na wojskowym etacie sportowym, jako żołnierz zawodowy. To była taka furtka dla mnie. Doszedłem do momentu, kiedy nie mogłem połączyć sportu z normalnym zarabianiem na życie. Wcześniej pracowałem w klubach, dyskotekach. Ciężko mi było całą noc przepracować, a potem pójść dwa razy na trening, potem znowu do pracy. Postawiłem takie ultimatum, że jeśli nie wcielą mnie do wojska, to będę musiał zrezygnować z zapasów i pójść na cały etat do pracy. Nie mogłem się gdzieś zatrudnić, a potem szefowi powiedzieć, że teraz np. muszę wyjechać na zgrupowanie na dwa tygodnie. Nikt nie przystałby na takie warunki. Całe szczęście udało się. Mam swoje obowiązki w wojsku, szkolenia, itp., ale też stały dochód i mogę trenować zapasy. Zamiast wypełniać jakieś papierki od 7 do 15, to moim zadaniem jest pójść na trening.

Wychowałeś się we Wrocławiu i tam cały czas mieszkasz. Jesteś patriotą lokalnym?

Jestem i lokalnym i takim ogólnonarodowym (śmiech). Nigdy nie wyjadę z Polski i Wrocławia też nie opuszczę. Może dlatego, że właśnie tu się urodziłem, wychowałem, mam dużo znajomych, sporo możliwości. Co by się nie działo, wiem, że są tu osoby, na które mogę liczyć. Jest mi dobrze we Wrocławiu. Miasto pięknie się rozwija. Moim zdaniem Wrocław jest najlepszym miastem do życia w Polsce.

Co zmieniło się w twoim życiu po wywalczeniu brązu na Igrzyskach w Londynie?

To, że prywatnie mam zdecydowanie mniej czasu dla siebie. Mam sporo wyjazdów, więcej spotkań, wywiadów, itd. Reszta tak naprawdę została taka sama.

A ty zacząłeś sam o sobie inaczej myśleć, np. "Teraz dopiero jestem super"?

Nie (śmiech). Takie myślenie jest bardzo zgubne. Jestem normalnym gościem.

Myślisz, że właśnie za to ludzie cię lubią i szanują?

Myślę, że tak. Za to, że kiedy zdobyłem medal, nie ześwirowałem. Po tym, jak zdobyłem olimpijski brąz, ludzie podchodzili do mnie na ulicy i mówili same miłe słowa. Rozpoznawalność też się zwiększyła, ale to jest miłe i przyjemne. Myślę, że gdybym sam spotkał dobrego zawodnika, którego byłbym fanem, np. w restauracji, to też podszedłbym, pogratulował, zrobił sobie zdjęcie. Dlatego rozumiem, kiedy ludzie tak robią. Potem miło mówią o takim sportowcu, który chce dać autograf, zrobić sobie zdjęcie, choć wiem, że nie wszyscy to lubią i odrzucają takie propozycje.

A jakieś niemiłe komentarze?

Nie, raczej tylko jakieś nieprzyjemnie wypowiedzi w Internecie, tzw. hejterów. Ale nie przejmuję się tym. Robię swoje.

Długo pracowałeś jako ochroniarz?

Od 17 roku życia. Dość długo. Praktycznie do momentu, kiedy zakwalifikowałem się na Igrzyska i dostałem etat wojsku.

Praca chyba nie była łatwa?

Nie, dlaczego? Tylko te nieprzespane noce (śmiech).

Często podpici uczestnicy imprez zaczepiali cię?

Zapraszałem ich wtedy na matę, po tym, jak już wytrzeźwieją. Nikt nie przychodził (śmiech). Wszystko raczej obracało się w żarty. Raczej wszystko na spokojnie (śmiech).

Jakie dziewczyny ci się podobają?

Takie jak moja dziewczyna, Karolina.

Czyli jakie?

Dziewczyna ma być naturalna, to przede wszystkim.

Mężczyźni bardzo często tak mówią, a potem oglądają się na ulicy za kobietami, które są mocno umalowane i bardzo eksponują swoją kobiecość.

No tacy są faceci (śmiech). No po to też są oczy, żeby patrzeć (śmiech). A tak poważnie, jak ma się swoją kobietę i się ją kocha, to wszystko w niej jest idealne, ale kiedy ulicą idzie wymalowana kobieta, to ciężko na nią nie spojrzeć, skoro rzuca się w oczy. Naturalne, skromne dziewczyny są jednak najbardziej w moim typie.

Brunetka, blondynka?

To już nie ma znaczenia.

A cechy charakteru?

Musi byś grzeczna i posłuszna (śmiech). Oczywiście żartuję. Powinna mieć swoje zdanie. Moja Karolina ma i to dość często. Musi być dobrą gospodynią i panią domu. Moja dziewczyna wspaniale mi gotuje, co doceniam, bo w dzisiejszych czasach kobiety idą na łatwiznę i nie umieją, albo wszystko zamawiają (śmiech), a ja lubię dobrze zjeść (śmiech).

Czyli kobieta powinna umieć gotować?

Oczywiście. Ja od czasu do czasu coś ugotuję, ale większość posiłków przygotowuje Karolina.

Jaki jesteś w związku?

Bardzo dobry (śmiech).

Zazdrosny?

Niekoniecznie. Każdy mężczyzna powinien być trochę zazdrosny o swoją kobietę, o ile nie przechodzi to w jakieś chorobliwe stany. Ja do wszystkiego staram się podchodzić z dystansem i z żartem, ale bywam też poważny. Jestem raczej przywódcą i stawiam kropkę nad „i” w domu. Jak już się na coś uprę, to nie ma przeproś.

Ale ustępujesz czasami?

Kiedy widzę, że warto i trzeba, to tak. Z niechęcią, ale ustępuję. Wiadomo, trzeba (śmiech).

Jak wiesz, że z czymś nawaliłeś, to potrafisz przeprosić?

Tak, ale ja nie nawalam (śmiech).

Jak widzisz swoje życie prywatne w przyszłości.

Właśnie zaczynam remont mieszkania, pierwszego, nowego. I już pod takim kątem, że chcę się zaręczyć, wziąć ślub, po drodze jakieś dzieci (śmiech). Ale generalnie nie rozpędzam się za bardzo myśląc o tym, co będę robił kiedyś. Żyję z dnia na dzień, korzystam z życia, łapię je pełnymi garściami. I jestem zadowolony.

Rozmawiała: Anna Chodacka

Więcej w najnowszym EKS Magazynie: * Nie umiemy rozmawiać*

Źródło artykułu:Eksmagazyn

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (6)