Diety to moje życie!
Są na wiecznej diecie. Chude, grube, przeciętne, to nie ma znaczenia. Nie zjedzą ciastka, bo się odchudzają, nie wezmą do ust paluszka, bo tyle kalorii, pizza jest niezdrowa, a alkohol zabija. Bez względu na to, czy dieta jest im potrzebna i czy coś daje, jest celem ich życia, nałogiem, który okazuje się zgubnym.
21.05.2008 | aktual.: 27.05.2010 15:52
Są na wiecznej diecie. Chude, grube, przeciętne, to nie ma znaczenia. Nie zjedzą ciastka, bo się odchudzają, nie wezmą do ust paluszka, bo tyle kalorii, pizza jest niezdrowa, a alkohol zabija. Bez względu na to, czy dieta jest im potrzebna i czy coś daje, jest celem ich życia, nałogiem, który okazuje się zgubnym.
Podobno uzależnić można się prawie od wszystkiego. Nikogo nie dziwi już, że są tacy, którzy nie mogą żyć bez internetu, telewizji czy...seksu, a ich uzależnienie jest tak silne, że muszą się leczyć. Czy można popaść w nałóg diet? Nie potrafić żyć bez odmawiania sobie czegoś, bez liczenia kalorii i spisywania wszystkiego, co zjadło się w czasie dnia? Okazuje się, że tak, a kobiety, które mają taki problem wcale nie są anorektyczkami, a często nawet odwrotnie.
Ortoreksja to uzależnienie od diet, skupianie się przede wszystkim na zdrowym odżywianiu i prowadzeniu dobrego trybu życia. Dla cierpiącej na ten rodzaj żywieniowej dysfunkcji nic nie jest tak ważne, jak dieta. Nie chodzi o ograniczanie wszystkiego, ale o to, by wszystko było zdrowe, ale i często niskokaloryczne. Liczy się przede wszystkim jakość, a nie ilość. Brzmi zdrowo i sensownie, jednak każda skrajność może być chorobliwa, także ta związana ze zdrowym żywieniem.
Początki, jak zwykle, są niewinne. Zaczyna się od zmian w codziennym odżywianiu. Dziewczyna, czy kobieta wprowadza do swojej diety coraz więcej zdrowych potraw, rezygnuje z wszystkich tych, które są uznane za niezdrowe. Jest to jak najbardziej wskazane i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego.
Problem zaczyna się, gdy dieta staje się sposobem na życie. Przestaje liczyć się rodzina, szkoła czy praca. Nic nie ma znaczenia, tylko zdrowe odżywanie się. Nagle, zamiast zajmować się ulubionym hobby, spędzać czas z przyjaciółmi, „normalna” do tej pory kobieta, namiętnie liczy kalorie, studiuje tabele i sprawdza, który produkt jest zdrowy, a który nie. Obsesyjnie dba o zdrowie i wygląd.
Nie wyjdzie z przyjaciółmi na imprezę, bo tam jest dym, duszno i jej ulubione piwo, a ona nie chce się narażać na złamanie zasad diety. Do kina? Po co, żeby czuć zapach prażonej kukurydzy? Z czasem staje się stałą klientką apteki, gdzie zaopatruje się w witaminy i suplementy diety oraz sklepów ze zdrową żywnością. Planowanie dnia, tygodnia rozpoczyna się od zaplanowania poszczególnych posiłków. Wszystko musi być zdrowe, żadnych tłuszczy, o słodyczach, czy przekąskach nawet strach pomyśleć!
Najgorzej, gdy zje coś „zakazanego”. Wyrzuty sumienia potrafią dręczyć nawet kilka dni. Obwinianie się o obżarstwo, katowanie siebie samej obelgami i karami to codzienność uzależnionej od diet. „Jak mogłam zjeść ciasto” – zastanawia się godzinami i myśli, w jaki sposób nadrobić ten błąd. Z czasem popada w coraz gorszy nastrój. Jest osowiała, smutna, nic jej nie cieszy. Jest zła na siebie, ale często także na innych. Najchętniej zamknęłaby się we własnym pokoju, nie wychodziła i nie jadła. Uważa, że jest niedostateczne piękna, zadbana. Wciąż wyszukuje w sobie nowych wad.
Dochodzi do wniosku, że szkodzić może praktycznie wszystko, dlatego ogranicza dietę do minimum. Dlatego czuje się coraz gorzej, także fizycznie. Nie dostarcza organizmowi odpowiednich składników, bo uznaje je za złe, dlatego przestaje on prawidłowo funkcjonować. Chce być zdrowa, szczupła, piękna, a staje się chora, osowiała i słaba. Mają coraz większe problemy z koncentracją i pamięcią.
Ortoreksja, chociaż może się początkowo wydawać niegroźnym „dbaniem o siebie” jest jednak bardzo niebezpieczna. Jeśli jest już zaawansowana, pomóc może jedynie terapia psychologiczna połączona z farmakologią. To zabijanie siebie dla zdrowia. Jak na ironię, zbyt zdrowy tryb życia prowadzi do...choroby.