Dlaczego kicz i badziew są potrzebne na walentynki?
– Tylko czy my nie mierzymy tej swojej miłości wkładem finansowym? Że kiedy bardziej kochamy, to miłosny dowód powinien być większy, więc kupujemy więcej kwiatów, a jeśli mniej kochamy, to może być mniejszy bukiet? Że to kupowanie to taka ofiara na ołtarzu miłości, którą musimy złożyć? – rozważają Jacek Wasilewski i Albert Jawłowski, antropolodzy z UW.
14.02.2021 11:20
Jacek Wasilewski: Porządne święto miłości, jakim była sobótka, polegało na tym, żeby porwać wybrankę, albo i wybrańca, i w krótką ciepłą noc paść na mech. Te zwyczaje mocno były tępione przez każdego proboszcza. I nagle takie święto znalazło się niespodziewanie w lutym, kiedy złączyliśmy się z kultura zachodnią i trafiły do nas też walentynki. Mija już trzydzieści parę lat, powinny pojawiać się jakieś nowe porzekadła o miłości, a tymczasem, gdy przemierzamy swojskie krajobrazy bazarów, targowisk i galerii handlowych, widzimy wyłącznie dużo badziewia, czerwonych serduszek, pocztówek aniołków, co ma nam pozwolić wyrazić miłość tego jednego dnia.
Albert Jawłowski: Dziś możemy myśleć, że dopiero XX wiek nam przyniósł kicz i badziew, bo XIX-wieczni inteligenci pochodzenia szlacheckiego zakochali się w ludzie i opisali go bardzo artystycznie. Ale badziewie towarzyszy nam tak naprawdę od zawsze.
Jacek: Ja chciałbym jednak podkreślić, że coś z tego mniej romantycznego tradycyjnego podejścia do miłości przetrwało. To nasza discopolowa scheda, która odpowiada sercu naszego swojaka. Mówi o tym, że miłość może być radosna i związana z konsumpcją. Bo tam chcemy kogoś schrupać, zjadać (Ej, moja Ty królowo, zjadłbym Cię na surowo), robić z nim rikitiki-tak. Pobrzękuje tam pogańska sobótka, jak w tekstach Milano: W policzkach dołki i cudne oczy, za Tobą w ogień bym wskoczył. Jest i upojenie poprzez stawianie szotów, picie szampana do białego rana, noszenie na rękach itp. To przecież igraszki rodem z nocy czerwcowej, kiedy wszyscy są szaleni – ruda tańczy jak szalona, on jest wariat, razem są zakręceni. Kiedy słucham piosenki "Zawstydzona": Dajesz mi numer i się uśmiechasz, ja zapisuję, a Ty szybko uciekasz - odbieram to jako wezwanie do rytualnej gonitwy. A już w utworze "Najpiękniejsza" mówi się wprost: Kocham ten stan, kiedy biegasz rozebrana.
Sprawdź też: Zdrada emocjonalna. "Zwierzał się koleżance z naszych problemów, ona go pocieszała"
Albert: Nazywajmy rzeczy po imieniu: w miłości chcemy grzeszyć i płatać figle.
Jacek: I jak sięgnąć do czasów Reja, w miłości jest dużo gospodarskiego chędożenia – jest rola, jest pług, co ją uprawia, jest ogrodnik i ogródeczek, jest nożyk i pochewka. Jeszcze w XIX wieku Oskar Kolber zbierał przyśpiewki o tym, że pisia jest głodna i by kiełbaski zjadła. Była magia miłosna i ciastka o odpowiednich kształtach. I po latach wojen, powstań i rewolucji znowu pojawiła się wyrwa, w którą płynnie wszedł popkulturowy, komercyjny strumień jakże słodkiego i potrzebnego kiczu.
Albert: Walentynki weszły do kultury trochę jak Halloween. Mając rytualną pustkę po PRL-u chętnie zapożyczyliśmy radosny rytuał wyrażania miłości - już coraz rzadziej przez pisanie liścików, a częściej przez trochę prostsze kupowanie czekoladek, kwiatów, pluszowych serduszek, chodzenia na walentynkowe randki. Niektórzy załamują ręce, że to święto sklepów i sprzedawców…. Ale żyjemy w takich czasach, że większość rzeczy raczej kupujemy, niż sami robimy. Na szczęście.
Jacek: Niektórzy narzekają, że to takie na siłę, nietradycyjne. Ale dzięki tzw. "świętu zmarłych" raz na rok się kupi znicz i zapali, a dzięki walentynkom może ktoś pomyśli, że warto wydać też pieniądze na randkę, a nie tylko na remont czy samochód. Przymus tu może wiele zdziałać. Pytanie tylko, czy my nie mierzymy tej swojej miłości wkładem finansowym? Że kiedy bardziej kochamy, to miłosny dowód powinien być większy, więc kupujemy więcej kwiatów, a jeśli mniej kochamy, to może być mniejszy bukiet. Że to kupowanie to taka ofiara na ołtarzu miłości, którą musimy złożyć. Rzucanie wianka było bardziej gestem, a zakup walentynkowy jest bardziej nakładem.
Albert: Jesteśmy w potrzasku. Niby wszyscy wiemy, że to taka konwencja, ale 14 lutego wypada chociaż zauważyć, że te walentynki są. Powiedzenie ukochanej osobie: "gdybym nie był tak poważny i nie traktował serio naszego uczucia, to dałbym ci teraz kwiaty, ale jako że to jest komercyjne święto, to ci nie dam" niekoniecznie będzie odebrane jako żart. Rytuał, czyli powszechna uznawalność jakiegoś zachowania polega na tym, że nie można się od tego całkowicie zdystansować. Jeżeli to obowiązuje, jakoś się wobec tego integrujemy. Możemy się np. integrować w gniewie, że nasza wielka wzniosła romantyczność jest sprowadzana do wartości wymiennej, kiedy to, co kupiliśmy za pieniądze możemy wymieniać na uczucia. Natomiast mnie to raduje, że istnieją takie wydarzenia, w których trzeba brać udział gremialnie.
Jacek: Gremialnie kupujemy pewne zestawy do wyrażenia miłości – serduszka. Ale czy są jakieś inne symbole, jak np. pogrzebacz czy grabie, ale zwłaszcza ten pogrzebacz jako wyraz zaangażowania, jeśli byśmy chcieli się wzorować na takich opowieściach, jak "50. twarzy Greya" czy "365 dni"?
Albert: Oczywiście nie wszyscy są gotowi na ekspresję miłości z użyciem pogrzebacza i może się to spotkać z pewnym niezrozumieniem. Rytuał wymaga jednak bezpieczeństwa. Dlatego bezpieczniejszy jest np. czerwony lizak z napisem love. Trudno pomylić ten znak z czymś innym, o co łatwiej w przypadku pogrzebacza.
Jacek: To w jaką stronę dryfujemy z naszym wyrażaniem miłości? Czy to zmierza do takiej nastolatkowej infantylizacji, powierzchowności?
Albert: W lutym mamy do czynienia właśnie z takim lekko naiwnym spojrzeniem, ale myślę, że to właśnie jest potrzebne, a przynajmniej nie szkodzi. Tego serduszka z napisem love nam trochę brakuje, choć warto pamiętać, że taka prawdziwa miłość to lojalność i możliwość polegania na sobie. A tego już niestety nie da się opędzlować jednym dniem, czy to będą walentynki czy sobótka.
Jacek: Czyli zachęcamy do tego, żeby walentynkami wznosić się ponad podłogę, żeby potem było nam łatwiej delikatnie opadać na samo dno codziennych obowiązków.