Dojrzali rodzice. Dar czy przekleństwo?
Zarzucają rodzicom egoizm. Mówią o lęku o przedwczesną śmierć i strachu przed chorobami, o prześladującym ich przez lata wstydzie i trudach dzieciństwa. Sylwia, Konrad i Marta mówią, jak w praktyce wygląda bycie dzieckiem dojrzałych rodziców.
17.05.2021 15:22
Promowane dziś dużo bardziej niż dawniej późne rodzicielstwo, oprócz wielu blasków, ma również cienie, które mogą zaważyć na życiu dzieci.
40-letnia Sylwia Zakrzewska urodziła się, gdy jej matka miała 43 lata, a ojciec 50-tkę. W rozmowie z WP Kobieta Sylwia wyznała, że mimo miłości, jaką darzy rodziców, ma im za złe, że urodziła się, gdy byli aż tak dojrzali i uważa, że wyrządzili jej tym krzywdę.
- Rodzice nie chcieli mieć dziecka w młodości. Robili kariery, podróżowali, cieszyli się życiem. Po 40-tce matka stwierdziła, że na odmłodzenie dobrze byłoby zajść w ciążę i urodzić. Pomyślała o sobie, a o mnie? - pyta Sylwia.
Kobieta oprócz egoizmu zarzuca rodzicom również, że sprowadzając ją na świat, zbyt mocno ją obciążyli. Sylwia nigdy nie miała dziadków.
- Gdy się urodziłam, rodzice swoich rodziców już nie żyli. Zupełnie nie wiem, co to znaczy "ukochani dziadkowie", jakich większość moich znajomych miała – powiedziała.
Kobieta nigdy też nie miała beztroskiej młodości. Od dzieciństwa martwiła się o zdrowie i życie rodziców. Jako dziewczynka bardzo bała się śmierci.
- Moje dzieciństwo i młodość to był ciągły lęk. Gdy miałam 10 lat, moi rodzice byli już dobrze po 50-tce. Wszyscy nowi znajomi pytali, czy to dziadkowie. Zawsze chorowali, odkąd pamiętam, coś im było – wyznała i dodała, że od zawsze czuła się inna od rówieśników. Miała być poważna i dojrzała.
– Musiałam czytać i oglądać to, co rodzice uważali za słuszne. Ubierali mnie inaczej niż wszyscy, niemodnie. Inaczej się czesałam. Zawsze od rówieśników odstawałam. Dzieci mnie nie lubiły, a ja ich. Zazdrościłam im ładnych, młodych, uśmiechniętych i energicznych mam. Moja mama, gdy chodziłam do szkoły, już taka nie była. Proszę też pamiętać, że mówimy o innych czasach. 30 lat temu 40- latek nie był takim 40-latkiem jak teraz - zauważa kobieta.
"Dziecko czuje się nadodpowiedzialne i poświęca się każdego dnia"
Nasza rozmówczyni uważa, że przez wychowanie, które dali jej rodzice i przez to, w jakiej rodzinie się urodziła, ciągle nie ułożyła sobie życia.
- Dziś mam 40 lat i nic więcej. 3 lata temu zmarła moja matka, 12 lat temu ojciec. Wiem, że zabrzmi to okrutnie, ale dopiero teraz zaczynam żyć. Dotychczas myślałam o ich śmierci, o ich chorobach. Właściwie cały czas od skończenia studiów zajmowałam się nimi i pielęgnowałam – mówi w rozmowie z nami i dodaje: - Nie wyobraża sobie pani, co znaczy całe życie martwić się o kogoś. Od dzieciństwa co chwilę do któregoś z rodziców wzywałam pogotowie. Gdy moi znajomi biegali pod blokiem, ja pilnowałam, czy matka na pewno przeżyje kolejną duszność, bo długie lata leczyła się na serce. Zastanawiałam się, czy ojciec nie dostanie kolejnego udaru, bo leczył nadciśnienie i był po zawale, i kilku udarach. Poświęciłam im najlepsze lata życia, zapominając o sobie. Opiekowałam się dużo więcej nimi, niż oni kiedykolwiek mną - mówi dziś z refleksją Sylwia.
Kobieta dodaje, że teraz sama ma siwe włosy i nadwagę. Jak twierdzi, wygląda i czuje się jak własna matka.
- Nie mam męża, dzieci ani sukcesów zawodowych, bo całe życie słyszałam od matki, że jak zostawię ją, to okażę się niewdzięczna. Przez to, że zajmowałam się rodzicami, zapomniałam o sobie. Postawiłam swoje życie na szali i uznałam, że jestem mniej ważna od nich. Dziś żałuję. Ich już nie ma, życia im nie wrócę, ale swoich lat też już nie cofnę - dodaje kobieta.
Poświęcenie własnego życia dla rodziców nie jest najlepszym sposobem na własną egzystencję. Psycholog Katarzyna Kucewicz w rozmowie z WP Kobieta zauważa, że kiedy rodzice tak bardzo angażują dziecko w swoje życie i roszczą sobie prawo do niego, rodzi się uwikłana, toksyczna więź.
- Więź, która sprawia, że dziecko czuje się nadodpowiedzialne i poświęca się każdego dnia. Dziecko żyje w lęku, że rodzice umrą, że sobie nie poradzi z życiem, że zaraz ktoś je skrzywdzi. Gros tych lęków jest nadmiarowe i wynika ze sposobu wychowania opartego na zamartwianiu się albo na wyręczaniu się dzieckiem, które od maleńkości myśli, że musi być dla rodziców oparciem, bo oni nie mają siły i bez niego sobie nie poradzą. Czasami rodzice, bez względu na wiek, traktują dziecko jak dorosłego, stawiają wymaganie opiekowania się nimi i wspierania ich. Tacy ludzie później wyrastają na osoby ciężko uwikłane, mające olbrzymi kłopot z życiem swoim życiem – dodaje ekspertka.
Sylwia po śmierci rodziców została zupełnie sama i ciągle nie umie żyć tak, jakby chciała.
"Jestem im wdzięczna za życie"
Podobnie jak Sylwia, niezbyt udane dzieciństwo i młodość spędzone ze starszymi rodzicami, wspomina 22- letnia Marta Jasidczak. Rodzice doczekali się jej, gdy mama miała 42 lata, a ojciec 58.
- Ojciec od kilku lat nie żyje. Matka ma się całkiem dobrze. Najbardziej nie znosiłam, gdy dzieci w szkole pytały mnie, czy to moi dziadkowie i dokuczały mi z tego powodu. Bardzo mnie to zawstydzało. Często kipiałam złością, nie umiejąc sobie poradzić z emocjami - wyznała nam Marta Jasidczak.
Marta często była zazdrosna o innych rodziców. Do tego pełna lęków i obaw, czy rodzice dożyją do jej dorosłości. Tata nie dożył. Zmarł, gdy dziewczyna miała 15-lat. Była pierwszym i jedynym dzieckiem w klasie, które tak szybko straciło rodzica.
Sytuacja rodzinna i presja, jakie wywierała po śmierci ojca na dziewczynie matka, doprowadziły do tego, że Marta wyprowadziła się z domu tuż po 18-tych urodzinach.
- Chciałam uciec od niej. Na swój sposób kocham rodziców i to bardzo, ale mam też dużo żalu i bólu, z którymi ciągle walczę. I powiem szczerze, że dopiero po wyprowadzce poczułam się sobą. Zaczęłam wyglądać, jak chcę, wypowiadać się po swojemu i zachowywać jak chcę, żyć jak chcę, a nie pod staroświeckie zasady mojej matki czy dawniej taty. Zaczęłam mieć znajomych. Jestem rodzicom wdzięczna za życie i za możliwości finansowe, jakie dzięki nim mam, jednak sama chcę mieć dzieci jak najszybciej i chcę mieć co najmniej trójkę, żeby nigdy nie czuły się samotne i nie były takimi intruzami wśród dorosłych ludzi, jakim byłam ja - wyjawiła nam kobieta.
Często zdarza się, że niektórzy dojrzali rodzice starają się wychowywać dziecko na podstawie zasad, które były w ich domach, nie przyglądając się współczesności. Im starsi rodzice, tym te zasady mogą być dla dziecka mniej zrozumiałe.
- Wtedy takie dzieci mogą odstawać od rówieśników w sposobie ubierania się, w stylu bycia, w guście czy pasjach – zauważa Katarzyna Kucewicz. - Ale znowu za każdym razem, gdy mówię o tym, przychodzą mi do głowy np. otyli rodzice, którzy przekazują dzieciom niezdrowe nawyki albo rodzice wiecznie zabiegani, który wbijają dziecku do głowy kult katorżniczej pracy. Bycie rodzicem niemalże zawsze wiąże się z tym, że przekazuje się dziecku wiele dobrych, ale też i sporo słabych wzorców, to nie dotyczy tylko rodziców dojrzałych. Jeżeli rodzice są bardzo tradycyjni, skostniali, staromodni, niepodążający za zmianami kulturowymi, to bez względu na metrykę będą wychowywali osoby, którym trudno będzie się odnaleźć we współczesnych realiach, będą się czuły trochę inne, trochę na uboczu, mogą się przez to izolować, nosić w sobie głębokie poczucie niezrozumienia - ani przez rodziców, ani przez rówieśników – dodaje ekspertka.
Zobacz także: "Farmaceuci sprzedają przede wszystkim wiedzę". Kim naprawdę jest współczesny aptekarz?
"Nie mogłem mieć elektrosprzętów, bo rodzice nie umieli ich obsługiwać"
Również 32-letni Konrad wyprowadził się z domu dużo starszych rodziców, mając niespełna 19 lat.
– Zupełnie nie mogłem dogadać się z ojcem. Wyprowadziłem się tuż po maturze. Znalazłam pracę i zacząłem żyć po swojemu. Starsi rodzice to przypadłość, której nie zrozumie nikt, kto takich nie ma - zauważa Konrad.
Siostra Konrada mieszkała z rodzicami do ich śmierci.
- Pomagałem, gdy chorowali, jednak nie chciałem być pod jednym dachem. Dzieciństwo? Wstydziłem się, gdy koledzy mówili, że mieszkam z dziadkami. Nie pamiętam wspólnych zabaw, nauki czy choćby jazdy na rowerze. Mało rozmawialiśmy. Pamiętam za to, że co chwilę wzywaliśmy pogotowie, bo ciągle któreś z rodziców chorowało. Musieliśmy opiekować się nimi bardziej niż oni nami. Mieliśmy w domu sztywne zasady, których nie można było łamać. Reżim zamiast miłości i wsparcia. Nawet styl ubierania się i bycia był inny.
Konrad chciał być jak koledzy, a rodzice się na to nie godzili.
- Nie mogłem mieć elektrosprzętów, bo rodzice nie umieli ich obsługiwać i uważali, że bez nich można żyć. Koledzy grali na konsolach i komputerach - ja nie mogłem. Nie zapraszałem kolegów, bo wstydziłem się. Wszyscy mieli nowocześnie w domach, u nas dominował styl sprzed lat - dodał.
Dzieci dojrzałych rodziców zazwyczaj szybko uzmysławiają sobie, że rodzice należą do innego pokolenia, że trudniej jest złapać z nimi kontakt, bo pewne rzeczy odbierają inaczej. Jednak jak zauważa psycholog, nie tylko metryka ma tu znaczenie.
- To jest kwestia bardzo indywidualna. Wśród moich pacjentów widzę i osoby, które są 65+ i świetnie rozumieją otaczający świat i osoby po 30-tce wydające się zupełnie oderwane od aktualnej rzeczywistości. Młodość jest w moim poczuciu stanem umysłu, a nie liczbą w dowodzie osobistym – podkreśla Katarzyna Kucewicz. - Oczywiście, bywa trudno, kiedy młoda osoba zaczyna dostrzegać niedołężność rodzica, albo stoi przed zadaniem zaopiekowania się nim. Jednak to są bardzo indywidualne historie, bo przecież młody rodzic może przykładowo zachorować na nowotwór, albo złamać kręgosłup i nastoletnie dziecko także będzie uczestniczyło w sprawowaniu nad nim opieki. To są historie skomplikowane, to prawda, naznaczone traumą i cierpieniem – podsumowuje psycholożka.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl