Dramaty w czterech ścianach. Samotne matki mierzą się z covidem
Są same z dziećmi, zamknięte w czterech ścianach. Chociaż dotychczas życie ich nie rozpieszczało, dziś, w czasie pandemii, dosłownie przygniata i jest walką o pozory normalności - nawet w najbardziej prozaicznych czynnościach. Bez pieniędzy, pomocy rodziny, zdane na skromną pomoc państwa. Samotne mamy, bo o nich mowa, muszą mierzyć się nie tylko z presją psychiczną, jaką zgotował im COVID-19, ale i całą masą obowiązków, które dziś urastają do rangi arcytrudnych.
08.04.2021 19:06
- Wraz z dziećmi z dnia na dzień dostaliśmy wyrok: kwarantanna. Nie zdążyłam nic załatwić, przygotować się. Wirus mnie niszczy psychicznie z dnia na dzień, bo od roku nie wiadomo, co za chwilę zamkną, czy dziecko będzie miało zapewnioną szkołę, a także czy ja będę mieć pracę, bo w firmie starszą zwolnieniami - opowiada Karolina z Warszawy, mama dwójki dzieci w wieku 6 i 8 lat, pracująca w branży hotelarskiej, która bardzo ucierpiała wskutek rządowych obostrzeń.
Chociaż, jak mówi, może pochwalić się na tyle godnymi alimentami (3 tysięcy złotych na każde dziecko) i nie musi myśleć o tym czy jutro będzie miała co włożyć do garnka, to jednak poczucie osamotnienia i ciągłej niewiadomej o przyszłość, doszczętnie rujnują jej poczucie bezpieczeństwa. I pośrednio wpływają na również na kondycję psychiczną dzieci.
Nie może także liczyć na poza finansowe wsparcie partnera, a także rodziny, która mieszka na Pomorzu. Pomimo że koronawirusa Karolina przebyła z łagodnymi objawami, ograniczającymi się do braku węchu i smaku, zmęczenia i bólu głowy, to jednak skutecznie utrudnił jej aktywność fizyczną, a pozytywny wynik testu ograniczył pomoc osób z zewnątrz do pozostawienia zakupów na wycieraczce.
- Dwójka dzieci w domu, w tym jedno na nauczaniu zdalnym, które wymaga mojej ciągłej uwagi i pomocy, jest ponad moje siły. Korona też mnie wymęczyła, ale nie mogę narzekać, bo mam dobrą odporność. Po roku pandemii czuję permanentny stres, każdy dzień to jakaś walka o przetrwanie, do której coraz bardziej brakuje mi sił. Przynajmniej na razie mam pieniądze. Wszystko zamawiam przez internet. Nie wyobrażam sobie kobiet w mojej sytuacji, które jeszcze muszą ogląda każdą złotówkę kilka razy - podsumowuje kobieta.
Sprawdź: Pawłowicz wyśmiała wsparcie dla transpłciowego dziecka. Bianka ma odwagę opowiedzieć swoją historię
Od zmierzchu do świtu
W innej, niestety w znacznie gorszej pod względem finansowym sytuacji, jest Aneta Pałka z Poznania, samotna mama 7-letniego Michasia, która swoje obecne życie porównuje do pędzącego kołowrotka. Każdy poranek zaczyna o 7:20, aby przygotować syna do nauki i punkt ósma połączyć się z wychowawczynią. Od tej pory spędza czas z dzieckiem, które wymaga jej aktywnej pomocy, bo często sobie nie radzi.
- Jak Michałek idzie to szkoły, to ja pędzę do pracy. Teraz na zdalnym nauczaniu muszę być w domu, bo nie mam go z kim zostawić. Pracuję na umowę zlecenie jako opiekunka osób starszych. Nie mam czasu dla siebie - wylicza kobieta. Na co dzień pracuje jako nauczycielka w szkole podstawowej, obecnie jednak ze względu na brak wsparcia, a także przebywanie syna na nauczaniu zdalnym, jest na urlopie wychowawczym.
Jej sytuacja jest bardzo trudna i niestety jest typowa dla wielu samotnych mam w Covidzie. Została zamknięta w czterech ścianach, a pandemia pozbawiła ją walki o mieszkanie socjalne, gdyż wszystkie tego typu sprawy ciągną się dłużej niż zwykle. W oczekiwaniu na mieszkanie komunalne przebywa wraz z dzieckiem w tzw. mieszkaniu treningowym, na 11 metrach kwadratowych. - Od dwóch lat czekam na mieszkanie, póki co mieszkamy wspólnie z dwoma innymi osobami i jeszcze jednym dzieckiem.
- W takich warunkach Michasiowi trudno się skupić w nauce, zwłaszcza że ma orzeczenie o lekkim stopniu niepełnosprawności intelektualnej - tłumaczy Aneta i ze smutkiem przyznaje, że nie ma wyjścia, bo nie może liczyć na pomoc byłego partnera, który ma problemy alkoholowe, a swoją rolę ogranicza do skromnych alimentów. Pomoc, z jakiej korzysta, ogranicza się do zasiłku mieszkaniowego, 500 plus i pomocy z MOPS, o ile nie przekroczy 1300 zł dochodu.
Jak przyznają wolontariuszki z Fundacji Pomocna Mama ludzkich dramatów, które się pogłębiły ze względu na panującą sytuację pandemiczną, jest bardzo dużo. Oprócz walki z codziennymi obowiązkami i finansami dochodzą też czynniki psychologiczne: poczucie osamotnienia i przytłaczający ciężar odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale i za dzieci. To wszystko objawia się stałym lękiem w codzienności. Koronawirus ograniczył również wszelkie możliwości normalnego funkcjonowania, które w przypadku samotnych rodziców, oparte jest na pomocy innych.
- Do trudności związanych z bytem np. brakiem pracy, widmem zwolnienia lub braku zleceń dochodzi strach przed jutrem. Mamy pod opieką kobiety, które podejmują się zleceń typu sprzątanie czy opieka nad dziećmi - wyjaśnia Lidia Bukowska, prezeska Fundacji. Jak dodaje, samotna walka z codziennością, wpędza kobiety w poczucie beznadziei. Zwłaszcza że nikt dzisiaj nie wie, kiedy sytuacja wróci do normy, o ile w ogóle wróci.
- Samotni rodzice muszą się zmagać z przeciwnościami losu, które nawet dla pełnych rodzin są niewyobrażalnie trudne do rozwiązania, a co dopiero dla osoby samotnie wychowującej dziecko, bądź dzieci. W konsekwencji kobiety załamują się i często popadają w depresję. Pandemia przyniosła nie tylko brak pracy bądź niższe niż dotąd zarobki, ale przyniosła też kłopoty psychiczne - tłumaczy.
Dziecko dostaje rykoszetem
Problemy dotyczą nie tylko samotnych matek, ale i ich dzieci. Zdalne nauczanie powoduje, że matki z dziećmi siedzą godzinami w domu, a dzieci przed ekranami komputera. Przez tego typu funkcjonowanie rodzi się napięcie i awantury. Dzieci i dorośli nie radzą sobie w tych sytuacjach. Dodatkowo pandemia koronawirusa nie pozostała bez wpływu na świadczenia alimentacyjne.
Jak przyznaje właścicielka Fundacji, podopieczne coraz częściej zgłaszają się z problemami natury psychicznej, bo nie dają sobie rady z ciężarem. - Czasem kobiety potrzebują zwykłej rozmowy z drugim człowiekiem, czasem jednak potrzebna jest pomoc psychologa. Sytuacja pandemiczna przyniosła też częściej niż zwykle kłopoty ze ściągalnością alimentów, dlatego bardzo ważna jest pomoc prawna, o którą też proszą i taką pomoc otrzymują - wyjaśnia Bukowska.
Niestety wiele z samotnych mamie wie gdzie szukać pomocy. Często są zdane tylko na pomoc i opiekę osób obcych, rzadziej rodziny. - Podczas pandemii udało się namówić kilka firm i osób fizycznych, którzy co jakiś czas dostarczali żywność rodzinom. Te rodziny, które były w kwarantannie zgłaszały, że potrzebują wsparcia i Fundacja często kierowała ich do właściwych osób, działających w tej sferze. Na pewno w mieście jest gorzej, ponieważ niejednokrotnie nawet sąsiedzi się nie znają, a w czasie pandemii ludzie boją się ludzi. Na wsi jednak są grupy sąsiadów, którzy od lat się znają i sobie pomagają - podsumowuje.
- Muszę sobie jakoś radzić. Nie mogę się poddać, walczę dla syna. Pomimo trudnej sytuacji jestem z siebie dumna, że ogarniam to wszystko. Mam nadzieję, że po 9 kwietnia dzieci wrócą do szkoły. Bez tego jestem uziemiona. Czasami jest bardzo ciężko. Zwyczajnie brakuje mi sił. Jak mały zasypia, wreszcie mam jedyną chwilę w ciągu całego dnia dla siebie. Ale to trwa naprawdę krótko, bo szybko zasypiam, aby mieć silę na kolejny dzień. Jak spojrzę na Michasia i on mówi "Mamo bardzo cię kocham", łzy smutku zamieniam w łzy szczęścia. To mi daje siłę i energię do dalszej walki o moją rodzinę - podsumowuje Aneta.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl