Dylematy Polaków i szantaż emocjonalny przed świętami. "To mogą być moje ostatnie święta, spędźmy je razem"
To już ostatnie godziny przed świętami. W wielu domach zapadają ostateczne decyzje, gdzie i z kim rodzina zje wigilijną kolację, usiądzie do śniadania w pierwszy dzień świąt. Niektórzy sami wpędzili się w ślepy zaułek i teraz żałują. Psychoterapeutka Joanna Godecka mówi dlaczego.
22.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 23:22
Anna Podlaska, WP Kobieta: Szantaż emocjonalny w święta? W wyniku obostrzeń nie możemy ich spędzić wspólnie, starsi szantażują młodszych, że to może być ich ostatnia Wigilia i proszą, aby rodzina tego dnia zgromadziła się przy wspólnym stole.
Joanna Godecka: Jeżeli w rodzinie jest podejście: "celebrujemy, co by się nie działo" – organizacja świąt jest oczywista. W swojej praktyce spotykam się z przypadkami, gdzie starsze osoby optują za spędzeniem świąt razem, a wnukowie i dzieci nie chcą narażać nikogo na zachorowania i dochodzi do zgrzytu. Rodzice i dziadkowie mówią, że to mogą być ich ostatnie święta. Wywołują poczucie winy i wyrzuty sumienia. Czasami to działa i młodzi podejmują nieracjonalne decyzje z punktu widzenia zagrożenia epidemicznego i przyjeżdżają w rodzinne strony.
Jak radzić sobie ze starszymi osobami, które wręcz terroryzują młodszych? Żądają, aby przyjechać na święta, stawić się o konkretnej godzinie, zawieść ich na cmentarz, iść wspólnie po prezenty. Popadają w skrajności.
W takich sytuacjach zawsze mamy dwa wyjścia: albo mówimy sobie, ok, jakoś to zniosę i poddajemy się, albo uprzejmie obstajemy przy swoim, nie pozwalając, aby ogarnęły nas wyrzuty sumienia. Jeśli oczekiwania są wygórowane, mamy prawo odmówić.
Bywa też odwrotnie. Młodzi z kolei są zaskoczeni, bo rodzice powiedzieli, aby nie przyjeżdżać. Dla 30-, 40-latków to szok, że pierwszy raz w życiu nie zobaczą się w tym czasie z bliskimi. Czują odrzucenie i złość na rodziców.
Podam przykład mojego pacjenta, oczywiście bez wchodzenia w szczegóły. Jego siostra postanowiła zrobić rodzinie niespodziankę. Tuż przed lockdownem londyńskim przyjechała do Polski. Postawiła rodzinę przed faktem dokonanym. Kobieta była przekonana, że zatrzyma się u swoich rodziców lub u dziadków, których domy znajdują się niedaleko siebie. Jednak nic z tego. Ci nie wyrazili zgody i zafundowali jej pokój w hotelu. Ponieważ Londyn jest teraz na językach jako wylęgarnia nowej odmiany wirusa, nie mają zamiaru się z nią spotkać.
Dziewczyna próbowała ratować sytuację, zrobiła sobie test, ale ponieważ te nie są całkowicie miarodajne, nie zmieniło to decyzji rodziny, mimo że otrzymała wynik negatywny. Sytuacja jest patowa. Rodzina ma słuszne obawy, a kobieta sama będzie siedziała w pokoju hotelowym podczas świąt.
Jakie emocje są teraz w tej rodzinie?
Jest frustracja. Brat chciałby się spotkać z siostrą, ale wie, że jeśli się z nią zobaczy, to nie będzie mógł odwiedzić rodziców i dziadków. To jest znak czasów. Nie ma optymalnego rozwiązania dla wszystkich. Trzeba do tego podejść na spokojnie. Nie zakładać z góry, że to ostatnie święta i ostatnia okazja do spotkania w rodzinnym gronie.
Młodzi nie mają tego poczucia zagrożenia, dlatego łatwiej jest im się spotkać?
Osoby młode częściej są przekonane, że ich epidemia nie dotyczy. Nie myślą kategoriami osób starszych, że spotkanie z wirusem może być dla nich tragiczne. Dla młodych decyzja rodziców, aby się nie spotykać, może właśnie oznaczać spędzanie Wigilii i świąt w samotności. A święta są powrotem do dzieciństwa, kojarzą się z dobrym jedzeniem i z rodzinnym ciepłem. Choć czasami bliscy potrafią nas rozczarować, to te sentymenty wracają. Rodzice, którzy mówią "nie przyjeżdżaj", sprawiają, że druga strona może się czuć wykluczona i pozbawiona okazji do zaznania szczęścia.
Dla niektórych samotne święta to też ulga. Zamiast ryby po grecku można bez skrępowania zamówić sushi i odpocząć od obowiązków.
W niektórych rodzinach relacje są naprawdę trudne. Ludzie jadą do bliskich z poczucia obowiązku. Wśród moich pacjentów jest wiele osób, które mają traumę związaną z relacjami rodzinnymi, dla nich powrót do rodzinnego stołu wiąże się z napięciami. Te zgrzyty mogą dotyczyć kwestii światopoglądowych, mogą też być związane z protekcjonalnym zachowaniem lub wścibstwem niektórych krewnych.
Dla przykładu: bezdzietna para przez pół godziny musi się tłumaczyć, z tego, że jeszcze nie powiększyła rodziny. Z kolei np. dorosły syn musi mierzyć się z uwagami matki na temat mycia rąk po skorzystaniu z toalety, podczas kiedy sam ma już swoje dzieci i jest mu zwyczajnie wstyd słuchać takich uwag od bliskiej osoby. Jest napominany, traktowany jak dziecko.
Święta w takich przypadkach wiążą się z dyskomfortem. Pandemiczny okres może być wymówką, aby nie spędzać czasu razem i podarować sobie trochę swobody.
Czy zatem tegoroczne święta zmienią nasze podejście do tradycji? Okaże się bowiem, że można spędzić Wigilię bez 12 potraw na stole i uniknąć trudnych pytań ciotek.
Wiele spraw w naszym życiu toczy się siłą inercji. Robimy coś tak samo, mimo że to nie jest dla nas komfortowe, ponieważ brakuje nam impulsu, aby przestać. W niektórych rodzinach wyjazd w góry lub za granicę na święta był nie do pomyślenia, ale kiedy sobie na to pozwalamy, bo mamy jakiś szczególny powód, to może się okazać, że to jest jednak przyjemne. Dlatego pewne zmiany wymuszone przez pandemię mogą nas uwolnić od tej części tradycji, z którą się nie identyfikujemy.
Warto też zauważyć, że święta się skomercjalizowały. Spotkania rodzinne byłyby przyjemniejsze, gdyby nie było presji. Gdybyśmy potrafili docenić atmosferę i intencję, wzajemną życzliwość.