Egzotyczne podróże, szybkie samochody, drogi alkohol. Za wszystko płaci "sugar daddy"
"Cześć, jestem młodą dziewczyną, która zarabia na życie dzięki sponsorom". Aneta ma 24 lata i nie potrzebuje pracy, żeby dostawać 10 tysięcy złotych miesięcznie. Tyle jej wychodzi, gdy podliczy wszystkie korzyści z bycia "sugar baby".
Ona sama nie lubi tego określenia, woli nazywać się "sugar kobietą". Gdy pytam, jaka jest różnica, odpowiada mi, że "baby" to początkująca, która szuka seks-sponsora. Z reguły na pokrycie rachunków. A "sugar kobieta" pełni także funkcję reprezentacyjną, jest słuchaczką, kochanką i damą do towarzystwa w jednym.
Jest także bardziej kosztowna.
- Egzotyczne podróże i szybkie samochody to standard - opowiada w rozmowie z WP Kobieta Aneta. - W tej pracy czujesz się tak, jakbyś była na szczycie świata. Podróżujesz w najdalsze zakątki ziemi, jesz najlepsze jedzenie i pijesz alkohol z tzw. górnych półek.
Aneta przekonuje mnie, że w związku z "sugar daddy" nie chodzi tylko o seks. Jest on jednym z wielu elementów tej relacji. Wyjaśnia mi, że każdy sponsor jest inny, ale wszyscy razem mają kilka cech, które ich wyróżniają spośród innych mężczyzn.
- Lubią eksperymentować. I zdecydowanie nie są monogamistami. Czasem nawet nie wiesz, ile "sugarsów" ma na utrzymaniu twój "daddy" - wyjaśnia kobieta.
To nie tylko seks
Aneta na początku miała 9-10 stałych klientów tygodniowo. Zaczęła się interesować tym sposobem zarobku za sprawą koleżanki, która chwaliła się korzyściami, jakie przynosi jej taka praca.
Początkowo Aneta chciała tylko mieć pieniądze na utrzymanie podczas studiów. Ale mężczyźni przynosili jej tyle zysku, że postanowiła zrezygnować z siedzenia w zatęchłych aulach uniwersytetu.
Teraz dziewczyna podróżuje po całym świecie z mężczyznami, których opisuje jako "wielkich". Widać, że jej imponują, są dla niej symbolem sukcesu. Aneta z kolei określa się jako "muza" dla swoich sponsorów.
- Tu nie chodzi tylko o uniesienia seksualne, ale też mentalne - wyjaśnia. - Poznawanie mężczyzn to też eksploracja naszej własnej natury. Ja jestem ich muzą, inspiracją, ale oni są także moją.
Ponieważ brzmi to niczym scena z "Pretty Woman", pytam się Anety, czy tak jak filmowa Vivian, znalazła wśród sponsorów swojego księcia z bajki.
- Klient musi pozostać klientem - zaprzecza kobieta. - Jasne, możemy się przyjaźnić, rozmawiać, podróżować, ale to wciąż jest mój klient. Każdy z nich ma termin ważności.
Aneta poznaje swoich sponsorów na dwa sposoby. Pierwszy, dużo rzadszy, ale także dużo bezpieczniejszy, to z polecenia innej kobiety. Drugi natomiast jest dostępny dla każdego.
Sugar Dating
Ponad dwieście tysięcy zarejestrowanych użytkowników i prawie tyle samo ogłoszeń - tak wygląda status jednej z najstarszych w Polsce stron erotycznych. Serwis gwarantuje, że każdy znajdzie tam osobę chętną na krótką przygodę.
Od takiej strony zaczynała Aneta. Gdy przekonała się, że warto, szybko zaczęła znajdować kolejnych klientów. Ale gdy sam seks przestał jej wystarczać, zaczęła szukać innego rodzaju sponsora.
Wtedy zarejestrowała się na jednym z najbardziej znanych serwisów tego typu w polskim internecie. Ma swoją stronę, fanpage na Facebooku, Instagramie, a nawet konto na Twitterze.
Głównym celem tej strony ma być "przeżycie niezapomnianej przygody". Jak podkreśla serwis: w sugar dating nie chodzi o wymianę typu - seks za pieniądze. Patrząc na oferty, kilkukrotnie rzuca mi się w oczy napis przypominający o tym, że niedozwolone jest promowanie prostytucji.
Trzydziestka? To na emeryturę
Na stronie jest zakładka "Blog", w której można znaleźć wywiady, wpisy z pamiętników i relacje. Można przeczytać punkt widzenia klasycznego "sugar daddy’ego". Zadaję Anecie pytanie, czy to, co tam piszą, jest prawdą.
- Każdy z moich klientów jest inny, ale faktycznie wszyscy oczekują zadbanej kobiety - wyjaśnia. - Nie możesz wyglądać jak prostytutka, musisz mieć klasę. Nie za dużo makijażu, jakaś fajna dżinsowa miniówka.
Aneta przyznała wcześniej, że każdy z jej klientów ma termin ważności. Pytanie, kiedy mija jej, bo w końcu początkowym założeniem "sugar datingu" jest umawianie starszych mężczyzn z młodszymi kobietami.
- Dla większości górną granicą jest trzydziestka - tłumaczy mi. - Prawda jest też taka, że często to studentki cieszą się największą popularnością, ale jeśli umiesz o siebie zadbać, to nawet w starszym wieku będą cię chcieli.
Być może emerytura w wieku trzydziestu lat brzmi kusząco, ale rzeczywistość nie wygląda już tak różowo. Aneta nie przejmuje się tym, co będzie, gdy sama przekroczy tę granicę.
- Wymyślę coś. Wierz mi, taka kobieta jak ja, zawsze sobie poradzi - mówi pewnym siebie głosem.
Aneta ze sponsoringu zrobiła swój sposób na życie. Julia - pracę na pół etatu.
Wszystkie terminy zajęte
Niektórzy studenci dorabiają jako kelnerzy, barmani lub sprzedawcy w sklepach z obuwiem. Julia pracowała w różnych miejscach, ale to było zdecydowanie za mało, żeby się utrzymać. Potrzebowała czegoś, dzięki czemu zarobi dużo pieniędzy w krótkim czasie, ale nie będzie to kolidować z jej dziennym planem zajęć na uniwersytecie.
Wtedy trafiła na sponsoring. Napisała ogłoszenie na jednym z portali do "sugar datingu" i w ciągu jednej nocy dostała 20 wiadomości. Chętnych było więcej, niż ona miała czasu.
- Musieliśmy umawiać się na konkretne terminy wprzód - opowiada Julia. - Nigdy nie spotykałam się z osobami wulgarnymi lub zbyt konkretnymi. Większość wolała się na początku przedstawić, powiedzieć coś o sobie i swoich oczekiwaniach. Uzgadnialiśmy na tym etapie, na co możemy sobie wspólnie pozwolić i za jaką stawkę. Jak wszystko poszło dobrze, umawialiśmy termin i spotykaliśmy się. Zdarzało się, że jeśli już doszło do spotkania, ale z jakiegoś powodu ktoś budził mój niepokój lub dyskomfort, to rezygnowałam - wyjaśnia dziewczyna.
Julia używała na spotkaniach fałszywego imienia, nigdy też nie zdradzała swojego prawdziwego adresu. Miała jedną zaufaną osobę, która zawsze wiedziała gdzie i z kim jest. A gdy spotkanie się przedłużało, dzwoniła, by sprawdzić, czy nic jej nie jest.
"Przecież jej nie zmuszę!"
W moim wyobrażeniu sponsorzy to osoby bogate, mające na swoim koncie niemałe osiągnięcia. Podjeżdżają najnowszym modelem BMW bądź innej znanej marki, ubrani w garnitur za pięciocyfrową kwotę i zabierają dziewczyny do drogich knajp.
Zapytałam Julii, jak wygląda zderzenie moich wyobrażeń z rzeczywistością.
- Zdarzyło mi się kilku nastolatków i ze dwóch panów po 60-tce, jednak zdecydowana większość było około 40-tki - opowiada. - To, co mnie zaskoczyło to fakt, że wszyscy byli normalni. To byli panowie bardzo inteligentni, w dobrej sytuacji finansowej, ale nie zawsze życiowej. Część z nich była samotna i chciała zaspokoić swoje fantazje lub zwykłe potrzeby, część tkwiła w nieszczęśliwych związkach. Niektórzy byli w wieloletnich małżeństwach z kobietami, na których im bardzo zależało, ale z którymi nie byli kompletnie dopasowani w łóżku.
"Ja ją bardzo kocham, ale co mogę zrobić z tym, że ona chce seksu raz na trzy miesiące? Staram się, jestem delikatny, ale ona nie chce. Przecież jej nie zmuszę! A ja mam niestety dużo większe potrzeby" - to jeden z wielu tekstów, które Julia usłyszała w hotelowym pokoju.
Prawie wszyscy lubili jej o sobie opowiadać, o swoich problemach, o pracy, o fantazjach. Jej zawód często zahaczał o kompetencje psychologa.
Richard Gere
Julia miała dwa rodzaje klientów. Jedni spotykali się z nią tylko na seks. Raz, dwa i na tym kończyła się ich znajomość.
Miała też klientów stałych. Jeśli się polubili, spotykali się regularnie.
- Zwykle wyglądało to tak, że nie wchodziliśmy sobie w życie prywatne - tłumaczy dziewczyna. - Jak przypadkiem spotkałam raz jednego na mieście, to udawaliśmy, że się nie znamy. Bardzo lubili wcześniej porozmawiać, zabrać mnie na kawę, do restauracji. Potem był seks, a po nim znów się nie znaliśmy. Taki układ pasował obu stronom.
Szczególnie polubił ją jeden z jej klientów po 60-tce.
- Zabierał mnie na wycieczki, jeździliśmy razem w góry, odwiedzaliśmy różne ciekawe miejsca - wspomina Julia. - Ta relacja była świetna. Zakończyliśmy ją, kiedy zrezygnowałam ze sponsoringu. Ostatnią osobą, z którą pojawiło się coś więcej niż seks, był mój obecny partner. Spotkaliśmy się w hotelu i zaiskrzyło, niedługo potem zostaliśmy parą i od tamtego momentu minął już ponad rok. To jest powód, dla którego zrezygnowałam ze spotkań sponsorowanych.
Czyli nawet w prawdziwym życiu można spotkać swojego Richarda Gere.
Uszczerbiony kręgosłup moralny
O tym, dlaczego młode dziewczyny szukają sponsorów, opowiada w rozmowie z WP, psycholog i seksuolog Adam Lewanowicz. Według niego, robią to nie tylko ze względu na motywację finansową.
- Młodym kobietom zależy przede wszystkim na ich statusie społecznym - wyjaśnia. - W przypadku Anety mniejsze znaczenie ma te 10 tysięcy złotych, które dostanie, ale raczej chodzi o to, że poleci za granicę, pójdzie na kolację z ludźmi z wyższych sfer, dostanie torebkę od Michaela Korsa. Potem wróci do rodzinnego miasta i będzie mogła pochwalić się swoim statusem społecznym.
- Sponsoring zmienił przez ostatnie lata swoją formę - kontynuuje ekspert. - Mamy obecnie dużo większą swobodę seksualną, a posiadanie "sugar daddy" jest zdecydowanie bardziej akceptowalne społecznie. Na dobrą sprawę, żyjemy w takich czasach, że kręgosłup moralny jest uszczerbiony u każdego z nas. Coraz więcej dziewczyn decyduje się na taką formę zarobku.
Sekusolog odpowiedział także na pytanie, jak wygląda powrót do normalnej pracy dla takich dziewczyn.
- Jeśli kręgosłup moralny zostanie raz złamany, to już nigdy się nie do końca nie zrośnie - tłumaczy Lewanowicz. - Co więcej, najprawdopodobniej zostanie złamany jeszcze wiele razy. Działa tutaj podobny mechanizm, jak w przypadku zdrady - jak ktoś raz zdradzi, to prawdopodobieństwo, że zrobi to jeszcze raz, jest bardzo duże. Wiele dziewczyn, które próbują wrócić do normalnej pracy po epizodzie ze sponsoringiem, nie jest już w stanie tego zrobić.
Na potrzeby materiału imiona bohaterów zostały zmienione.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl