Ewa pracowała jako hydraulik, dzisiaj sama zarządza firmą budowlaną. "Słyszałam, że miejsce baby jest w kuchni"
Ewa nigdy nie bała się wyzwań. Gdy pierwszy raz usłyszała, że nie ma prawa pracować w branży budowlanej, bo jest kobietą, pomyślała sobie "ja im pokażę". Dziś sama zarządza firmą budowlaną, jednak nadal zdarza się jej kłaść płytki w mieszkaniach klientów. Przeszła długą drogę i dumnie może powiedzieć, że kobiety mogą robić wszystko.
Katarzyna Dobrzyńska, WP Kobieta: Co najgorszego usłyszałaś pod swoim adresem w pracy?
Ewa Paszkowska: Tego było mnóstwo. Odkąd postanowiłam się przebranżowić, zostawić biuro projektowe i zająć się hydrauliką, spotykałam same problemy. Pierwszy raz "nie" usłyszałam, kiedy odpowiedziałam na ogłoszenie o pracę. Klasyczne "zatrudnię hydraulika, nawet bez doświadczenia". Kiedy poszłam na rozmowę usłyszałam "gdzie ty babo przyszłaś? " Mówili, że oszalałam, jeśli myślę,że ktoś zatrudni kobietę na takie stanowisko.
Co sobie wtedy pomyślałaś?
Że to oni oszaleli, że w tych czasach będą mówić kobiecie, gdzie może, a gdzie nie może pracować. Powiedziałam, że to jawna dyskryminacja kobiet. To był rok 2003, wtedy dużo się o tym mówiło. Myślę, że się trochę przestraszyli i dostałam te pracę.
Potem było łatwiej?
Ani trochę. Potem chciałam zapisać się na kurs "Specjalista robót wykończeniowych", który był finansowany przez urząd pracy. Tam również usłyszałam, że nawet nie mam o czym myśleć. Znowu musiałam wyciągać sprawę dyskryminacji. Urzędnicy niechętnie, ale się zgodzili. Musiałam dodatkowo podpisywać klauzury, że zobowiązuję się oddać wszystkie pieniądze, jeśli nie ukończę kursu. Mężczyźni takich nie podpisywali.
Udało się?
Owszem. Skończyłam kurs z wyróżnieniem. Byłam jedyną kobietą na 40 mężczyzn.
To robi wrażenie. W pracy koledzy też byli zaskoczeni?
Niestety, nadal musiałam udowadniać, że potrafię i wiem, co robię. Słyszałam docinki od kolegów, którzy podawali mi jakieś fałszywe informacje, żeby sprawdzić moją reakcję i wytknąć mi błąd. Potem, kiedy byłam na stanowisku kierowniczym musiałam się mierzyć z podwładnymi. Pracownik, który miał około 60 lat, potrafił mówić, "że baba nim nie rządziła całe życie, to w pracy też nie będzie, a szczególnie na budowie".
Jak na to reagowałaś?
Wiem, że jestem dobra w tym, co robię. Starałam się budować swój autorytet, pokazywać doświadczenie. Jeśli to nie skutkowało, mówiłam wprost, że jeśli chcą zarabiać, to niech wykonują swoje obowiązki i się dostosują. Zazwyczaj działało.
A klienci również cię lekceważyli?
Na szczęście nigdy mi się to nie zdarzyło. Do zleceń wtedy zazwyczaj chodziliśmy we dwójkę, oczywiście z jakimś mężczyzną. Na początku patrzyli dość sceptycznie, ale potem, gdy widzieli, że pracuję tak samo, a nie stoję i się przyglądam, to byli pozytywnie zaskoczeni.
Musiałaś wiele znieść, żeby dojść tu gdzie jesteś. Skąd w ogóle na to pomysł?
Powód jest prosty: pieniądze. Kiedyś pracowałam w biurze projektowym, zarabiałam tam mniej niż wynosiła najniższa krajowa. Musiałam się przebranżowić, wtedy potrzebowano takich specjalistów.
Jako hydraulik zarabiałaś więcej?
Zdecydowanie. Nie pamiętam już dokładnie, ale wtedy najniższa krajowa wynosiła około 800 złotych, a jako hydraulik byłam w stanie zarobić nawet 1400 złotych.
Czy spotykasz w swojej branży kobiety?
Coraz więcej. Teraz poza hydrauliką zajmuję się szeroko pojętą budowlanką. Od stawiania murów po układanie płytek. Na placach budowy spotykałam niezwykłe kobiety. Kiedyś zostałam kobietę-zbrojarza. Są to panie z ogromnym doświadczeniem.
Wspieracie się?
Na pewno nie rywalizujemy. Jest nas nadal jeszcze za mało, żeby to robić. Rywalizacja jest pomiędzy kobietami a mężczyznami. Szczególnie ci starsi nadal starają się udowodnić, "gdzie jest nasze miejsce" , umniejszają wiedzy i umiejętności kobietom.
A najbliżsi wpierali cię na początku twojej kariery?
Ja bardzo dawno wyprowadziłam się z rodzinnego domu. Na początku przyznam, że trochę wstydziłam się przyznać, co robię. Pochodzę z rodziny, gdzie wszyscy są dobrze wykształceni i raczej nie pracują na takich stanowiskach. Wolałam poczekać na swoje pierwsze sukcesy. Jak zostałam kierowniczką, wtedy im powiedziałam.
Sukcesy przyszły szybko, teraz sama masz dobrze prosperującą firmę budowlaną. Nadal brudzisz sobie rączki?
Oczywiście! Chociaż zarządzam wieloma ludźmi, to nadal zdarza się, że jadę na budowę i kładę płytki, kiedy spóźniamy się z terminami. Bardzo lubię swoją pracę. Buduję mnie to, że sama do tego doszłam. Pokazuję, że mogę. A miejsce kobiety nie jest w kuchni, chyba, że sama o tym zadecyduje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl