Facet zaczyna się od 180 cm, czyli czego pragną kobiety z Tindera
- Jak już dojdzie do randki w realu, to czasem nie wiem, czy najpierw podziwiać jej umiejętności w obsłudze Photoshopa, czy czuć się oszukanym - mówi Marcin, użytkownik Tindera, Happn i kilku innych aplikacji randkowych. Ale wyretuszowane zdjęcia to niejedyne grzechy dziewczyn z Tindera. - Narzekają na kolesi, a same nie są lepsze. Mają milion oczekiwań, a nie czytają książek, nie znają ortografii, są zapatrzone w siebie, wredne i roszczeniowe.
17.01.2017 | aktual.: 17.01.2017 19:20
Photoshop - level: master
- To chyba nie jest świat dla mnie, za każdym razem po paru tygodniach odinstalowuję apkę, bo zaczyna mnie denerwować - tłumaczy Marcin (lat 32, singiel od dwóch lat, po ośmioletnim związku). Z Tinderem miał kilka rozstań i zejść. Za każdym razem, po miesiącu-dwóch przerwy, znowu do niej wraca. „Par” ma dość dużo - nic dziwnego, jest wolny, przystojny, pracuje w ciekawej branży, fotografuje. - Dziewczynom to się chyba podoba - stwierdza. A co podoba się jemu?
- Na 10 spotkań, dziewięciu dziewczyn w ogóle bym nie rozpoznał - śmieje się mężczyzna. - Czy wy chodzicie teraz na jakieś kursy „Jak wypaść na zdjęciu inaczej niż się naprawdę wygląda”? - pyta.
Mówię mu, że na youtube faktycznie można znaleźć obszerne tutoriale, rady fotomodelek, dotyczące tego, pod jakim kątem zrobić zdjęcie, które mięśnie twarzy napiąć, jak zmrużyć oczy, żeby wyjść dobrze. Nie wspominając już o vlogach makijażowych dla amatorów.
- Przecież te wszystkie dziewczyny wyglądają tak samo - śmieje się Marcin. - Mają narysowane twarze. Jakby malowały się od tego samego szablonu.
Klasyczna użytkowniczka Tindera? Według niego to szczupła dziewczyna z długimi włosami w stylu ombre, paznokciami w migdałek (koniecznie upozowanymi przy twarzy), pogrubionymi brwiami i toną podkładu.
Jego kolega, Jacek (lat 30, wieczny singiel, z epizodami kilkunastu niewiele znaczących związków), dodaje:
- Laski cierpią na taką chorobę: zaburzenie twarzy. Zdjęcie bez „dzióbka” to rarytas.
Potwierdza, że jego „randki” rzadko wyglądają w rzeczywistości tak samo, jak reklamuje ich profil.
- Kiedyś miałem taką żenującą sytuację - opowiada. - Umówiłem się z laską, ale jak przyszła na spotkanie, to jej nie poznałem. Ona mówi: „To ja, Agata, rozmawiamy od dwóch tygodni”. Miała chyba z 10 kg więcej i w niczym nie przypominała tej łani, z którą gadałem. Byłem wkurzony. Wysiedziałem z nią pół godziny, bo zrobiło mi się żal. Po spotkaniu natychmiast ją usunąłem. Nie wiem, czego się spodziewała.
Mężczyzna zaczyna się od 180 cm
Jacek mówi, że ten tekst w opisie to klasyka. Ale zdarza się, że dziewczyny są „delikatniejsze” i pytają o to dopiero przed spotkaniem.
- Jedna mi napisała: "Mam 170 cm, na szpilkach 180 - jesteś niższy, nie mamy o czym rozmawiać" - opowiada Grzegorz (40-latek, na Tinderze od ponad roku). - Ja chcę rozmawiać, a nie z nią paradować po wybiegu.
Jacek mówi, że kompleks wzrostu go nie dotyczy, ale nie do końca rozumie to zafiksowanie na centymetrach u kobiet.
- Żeby skreślać faceta, bo ma mniej niż wymyślony ideał?
Marcin próbuje trochę tłumaczyć użytkowniczki aplikacji randkowych.
- Myślę, że to taki stereotyp, jak to, że mężczyźni wolą duży biust - wyjaśnia. - W sieci można przebierać w opcjach, więc czemu nie określić kryteriów, nie podać wymarzonego wzoru? Choć pewnie, gdyby facet napisał w opisie, że kobieta zaczyna się od miseczki „C”, zostałby zlinczowany.
Księżniczki Tindera
„Mam nadzieję, że masz mniejsze oczekiwania ode mnie. Musisz być: przystojny, wysoki, inteligentny, zabawny, bogaty. Jeśli spełniasz tylko ostatnie wymaganie, nie martw się, masz większe szanse od pozostałych.” To nie żart, ale autentyczny opis jednej z użytkowniczek, który na dowód swojego rozczarowania pokazuje mi Marcin.
- Dwudziestoparolatki, które piszą, że odwdzięczą się w zamian za finansowe wsparcie, to osobna kategoria - potwierdza Grzegorz.
Ale wszyscy moi rozmówcy potwierdzają, że nawet jeśli dziewczyny nie szukają na Tinderze sponsora, ich roszczeniowość jest wręcz obcesowa.
- Chcą faceta z pasją, nie nudnego, nietuzinkowego - wymienia Grzegorz. - Na pytanie o to, czym się zajmuje poza pracą i opieką nad dzieckiem, 34-latka odpowiedziała mi, że przeczytała książkę o florystyce i czasem robi na szydełku.
Jacek wspomina użytkowniczkę, która w swoim opisie na pierwszym miejscu zamieściła informację o tym, że jej pasją jest literatura.
- Chciałem jakoś zagaić, zapytałem o książkę, która zrobiła na niej największe wrażenie w życiu - mówi Jacek. - Odpisała, że „50 twarzy Greya”.
Marcin dla takich kobiet ma określenie: to księżniczki Tindera. Dziewczyny, często z bogatych domów, rozpieszczone, którym wmówiono, że świat leży u ich stóp, a one mają tylko leżeć i pachnieć.
- Była taka jedna, z którą rozmawiałem codziennie od paru tygodni - opowiada. - Całkiem przyjemnie, ale jedno mnie zastanawiało: nigdy nie odzywała się pierwsza. W końcu zapytałem ją o to. Odpaliła, że to facet musi się o nią starać każdego dnia od nowa. Więcej nie napisałem.
Spoko loszki
Bartek ma 24 lata, zupełnie inny target i swój własny sposób na odsianie „blachar” od „fajnych loszek”, którym chętnie się ze mną dzieli:
- Potrafię po kilku zdjęciach i opisie poznać, czy laska jest spoko, czy nie - chwali się chłopak. - Unikam tych, które mają na profilu foty z psimi uszami i mordkami, gówniakiem, gachem, błędy ortograficzne, skończyły gównoszkołę, słuchają Biebera, mają karynowy opis albo w stylu borderline, śmieją się z cipeuszy, dodają „szlachta nie pracuje”.
Nie rozumiem połowy określeń, więc Bartek spieszy z wyjaśnieniem:
- Gówniak to dzieciak, cipeusz to taki frajer, „przegryw”, a karyna to pusta laska, plastik - tłumaczy.
Do czarnej listy, która gwarantuje przesunięcie profilu w lewo, dolicza nadmierną liczbę emotek w opisie i podpięty Instagram z tysiącami followersów (to znaczy, że laska szuka kolejnego fana). Skreśla również dziewczyny, które były na Erasmusie na południu Europy. Według niego to oznacza, że pojechały tam zaliczać seksualne ekscesy.
Gdy pytam, czy trochę nie przesadza, odpowiada, że czasem jest zaskoczony wulgarnością 18-, 19-latek.
- Raz ustawiałem się z panną do knajpy, chciałem na sushi, ale pomyślałem, że lepiej będzie, jak najpierw zapytam ją, co lubi jeść - opowiada Bartek. - Odpowiedziała, że spermę.
Inna umówiła się z nim na piwo, gdy dopiła trzecie, nagle wstała i wyszła bardzo zdenerwowana.
- Napisała mi potem, że już się raczej nie spotkamy - mówi Bartek. - Wyczułem jakiegoś focha, więc spytałem, dlaczego. Odpisała mi, że czuje się urażona, bo nie próbowałem się do niej dobierać.
Nie jestem „taką” dziewczyną
Marcin ma dużo koleżanek singielek, które także korzystają z Tindera. Dobrze wie, jaką opinię mają o większości mężczyzn używających z aplikacji randkowych.
- Moje kumpele skarżą się, że faceci liczą tylko na szybki numerek - wyjaśnia. - Z drugiej strony pełno tam dziewczyn, które piszą „jeśli szukasz szybkiego seksu, przesuń w lewo”, „nie jestem taką dziewczyną”, a na profilu mają zdjęcia wypiętej pupy albo zbliżenia biustu.
Jacek potwierdza, że to norma.
- Laska pisze mi, że jest nieśmiała, raczej spokojna, miała wcześniej tylko jednego chłopaka i nie bardzo radzi sobie w sprawach damsko-męskich - opisuje mężczyzna. - Po czym bez pytania i bez żadnego proszenia z mojej strony wysyła mi fotę wypiętego tyłka w samych stringach. Aż oblałem się kawą.
Bezpośredniością zadziwiła go także (choć nie ukrywa, że bardzo pozytywnie) jedna z dziewczyn, z którą umówił się w realu.
- Poszliśmy standardowo na kawę i spacer. Było jej zimno i powiedziała, że chętnie ogrzeje się u mnie. Zrobiłem jej herbatę z prądem, wypiła i powiedziała, że właściwie to ma chłopaka i nie chce mnie okłamywać. Potem nastąpiło pół godziny wyżalania się na niego, prawie płakała, byłem w szoku, nie wiedziałem, co robić, więc zacząłem ją pocieszać, a ona rozpięła mi rozporek - opowiada Jacek, trochę zmieszany, ale w jego głosie nie brak dumy. - Tak, uprawialiśmy potem seks.
Nic poważnego
Jacek zwierza się, że taka „okazja” trafia mu się co najmniej raz w miesiącu. Korzysta z niej, gdy już nie może wytrzymać bez seksu, a ponieważ nie ma stałego związku, szuka na Tinderze albo Happn.
- Bo to proste - wyjaśnia. - Możesz przebierać w dziewczynach: blondynka, brunetka, mały biust, duży, nie trzeba się namęczyć. Wiele z nich jest długo samych, nawet jeśli nie są tam dla seksu, to w końcu po paru spotkaniach, dadzą się namówić. One też mają swoje potrzeby. Nigdy nie okłamuję: nie mówię, że szukam związku. A że niektóre się zakochują? Nic im nie obiecywałem.
Jacek nie kryje motywów, dla których korzysta z aplikacji.
- Oprócz okazji na seks, to też sposób potwierdzenia swojej atrakcyjności u płci przeciwnej, a trochę sposób na nudę, zabicie czasu - wyznaje. - Pokazujemy sobie z kolegami dziewczyny, które nas „polajkowały”, wymieniamy ich profilami, czasem zagadujemy dla żartu.
Marcin, który rozstał się ze swoją dziewczyną dwa lata temu, zarzeka się, że nie szuka na Tinderze miłości życia. To dla niego forma rozrywki, jest sam, więc chciałby czasem z kimś porozmawiać, może pójść do kina, na imprezę. Dziewczyny „na poważnie” będzie jednak szukał w realu.
- Szukanie związku przez apkę to dla mnie desperacja - przekonuje. - Jeśli spodoba mi się jakaś dziewczyna, którą poznam na żywo, to podejdę do niej, zaproponuję spotkanie, będę starał się sobą zainteresować. Jestem facetem, nie „cipeuszem”.