Fryderyk Karzełek miał wysoki dług. Mówi, co zrobić na początku
Fryderyk Karzełek spłacił 2 mln dług w ciągu 18 lat. W międzyczasie budował dom i rozwinął swoją firmę. Dzisiaj pomaga innym uporać się z problemami finansowymi.
27.05.2021 10:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Będzie pan ekspertem w programie "Wolni od długów". Pan sam zmagał się ze spłatą ogromnego długu w wysokości 2 mln zł…
Fryderyk Karzełek: Tak. W latach 90. mieszkałem w Niemczech. Na początku chwytałem się wszystkiego, żeby tylko zarobić. Te kwoty były dosyć niskie, więc postanowiłem coś zmienić i założyłem własną firmę. Początkowo wszystko szło dobrze, ale wskutek kilku popełnionych błędów i zbiegów okoliczności pojawiły się poważne problemy. Firma upadła, a ja zostałem z długiem około miliona marek. W 1996 r. ogłosiłem upadłość, półtora roku później wróciłem do Polski.
Jak dług wpłynął na pana życie codzienne?
Opracowałem system, który nazwałem Heksagonem Szczęścia. To jest sześć obszarów szczęścia, które trzeba ciągle pielęgnować, żeby nie zwariować i żeby w miarę się czuć szczęśliwym. Trzeba utrzymać balans. Jeśli ja bym się skupił tylko na spłacie długu, straciłbym wszystko inne. Straciłbym relacje z rodziną, zdrowie, radość życia. Zacząłem tak intensywnie planować, myśleć, rozwiązywać problemy, a jednocześnie zachować równowagę między wszystkimi obszarami mojego życia. To spowodowało, że byłem bardziej efektywny.
Dzisiaj wielu przedsiębiorców dochodzi do wielkich majątków kosztem swojego życia prywatnego, swoich pasji, pracując po 16 godzin na dobę. Wiedziałem, że jak pójdę w tym kierunku, to się źle dla mnie skończy. Jak jedno się sypie, to potem kolejne. Dzisiaj pomagam wychodzić ludziom z długów, bo wiem jak to się robi. W programie będziemy pomagać znaleźć ścieżkę w życiu czy sposób na zwiększenie dochodów. Moje eksperctwo nie polega tylko na tym, że powiem o wizycie w banku i rozmowie o warunkach spłaty kredytu.
Pan do spłaty długu podszedł zadaniowo.
Najgorszym zjawiskiem jest to, że człowiek wszystkie swoje wolne pieniądze poświęca na spłatę długu. To jest jeden z najpowszechniejszych błędów. Uważam, że powinniśmy poświęcać na to maksymalnie 50 proc. środków. Musimy przecież żyć, odżywiać się. Nie możemy odmawiać sobie wszystkiego. Co z tego, że spłacimy w 5 lat długi, jak na końcu będziemy wrakiem człowieka?
Przeczytaj: Kobiety, które żałują macierzyństwa. "Gdyby coś się stało mojemu dziecku, nie płakałabym po nim"
Miał pan 2 mln długu, dzisiaj już go nie ma. Jak wyglądał ten proces pomiędzy?
To zabrzmi abstrakcyjnie. Pod koniec 1998 r. wróciłem do Polski po bardzo głębokich przemyśleniach, po wielu szkoleniach… Ja tam nie zamknąłem działalności, dalej prowadziłem biznes, ale musiałem spłacać długi. Ogłosiłem upadłość, ale to mi nie zamykało drogi dalej. Miałem komorników, zobowiązania do spłaty… Kiedy przyjechałem do Polski pojawiło się mnóstwo pomysłów, cztery miesiące po powrocie otworzyłem działalność. Zacząłem zarabiać pieniądze. Odkryłem w sobie potencjał i okazało się, że jest zapotrzebowanie na wiedzę, którą zdobyłem w Niemczech na szkoleniach. Chodziło o umiejętności sprzedażowe, komunikacyjne, zarządzanie. Tego w Polsce nie było. Zacząłem prowadzić szkolenia i konsultacje dla największych polskich firm. Dzięki temu pojawiły się ogromne pieniądze.
Czyli otworzył pan nowy biznes w Polsce, pojawiły się duże środki, które przeznaczył pan na spłatę długu?
Tak. Bardzo dużo wtedy pracowałem, ponieważ jeździłem po Polsce z moimi wykładami i szkoleniami.
Wciąż wydaje mi się to niesamowite, że w kilkanaście lat pozbył się pan tak dużego obciążenia.
Na duży problem musiało być duże rozwiązanie. Nie było mnie stać na to, żeby pójść normalnie na etat za 3-4 tys. zł. Musiałem stać się ekspertem na skalę kraju. Dzisiaj mogę dzielić się tą wiedzą. Kiedyś przeżyłem gehennę, ale dzisiaj z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że jest to najlepsze, co mogło mi się przytrafić.
2 mln zł to pieniądze, które mógłbym mieć na swoim koncie, a ja musiałem je oddać. To boli.
Miał pan momenty zwątpienia?
Jestem dosyć silny, ale było wiele momentów załamania. Nie raz siedziałem w swoim gabinecie i zalewałem się łzami. Nieszczęścia chodzą parami, zazwyczaj przychodziło kilka złych wiadomości jednocześnie. Mam taką cechę, że jak się wszystko wali, to mówię sobie, że pomyślę o tym następnego dnia jak się wyśpię. Wtedy pojawiały się pomysły, brałem to wszystko na klatę, dzwoniłem do wierzycieli, rozmawiałem. Cały proces spłaty długu zakończył się po 18 latach w 2015 r.
To wiązało się jednak z pewnymi wyrzeczeniami.
Tak. Chociaż ja nie chciałem się rzucić na jedną szalę i zarżnąć, mówiąc brzydko, żeby tylko spłacić dług. Chciałem żyć. Były momenty, że jechałem na wakacje z rodziną, normalnie funkcjonowaliśmy, ale jednocześnie spłacałem zobowiązania. Wiadomo, raz były miesiące lepsze, raz gorsze. Warto podkreślić, że udało mi się też wybudować dom. Częściowo się zadłużyłem i mam kredyt na 27 lat.
Po powrocie do Polski zrobił pan duży progres.
Nie ma takich problemów finansowych, które miałyby skutkować tym, że ktoś odbiera sobie życie. Czasami słyszymy o takich przypadkach. Chciałbym, aby to wybrzmiało: wszystkie problemy da się rozwiązać. One są rozwiązywalne na innym poziomie niż poziom, na którym one powstały. Musimy się rozwinąć, pomyśleć szerzej.
Od czego zacząć?
Trzeba sobie zdać sprawę, co było przyczyną tych problemów, jakie popełniliśmy błędy, żeby nie powielać schematów. Musimy zadać sobie pytanie, co poszło nie tak i czego mnie uczy ta sytuacja. Następny krok to przejęcie pełnej odpowiedzialności. Nie szukamy winnych swojej sytuacji. Co z tego, że ja mam winnego sytuacji, jak problem nie znika? Na dokopanie komuś tracę energię, zamiast szukać rozwiązania.
Jak ważne jest wsparcie rodziny w takiej sytuacji?
Byłem odpowiedzialny nie tylko za spłatę długów, ale również za to, aby moja rodzina za bardzo tego nie odczuła. Ja nie wiem, jakby to się skończyło, gdybyśmy musieli oszczędzać każdą złotówkę i na nic nie moglibyśmy sobie pozwolić. Nie wiem, jakby moja rodzina zareagowała. Spłacałem dług i dbałem o to, żeby rodzina miała odpowiedni komfort, żeby dzieci miały przyzwoite dzieciństwo.
Z pewnością usłyszał pan wiele poruszających ludzkich historii. O kilku z nich dowiemy się z programu?
W pierwszym odcinku będzie starszy pan, któremu umarła żona. On zadłużył się, aby ją ratować. W innym odcinku będzie starsza pani, która po zmarłym mężu dostała dług frankowy. Przerażające historie.
My robimy cały plan wychodzenia z tego. Zostawiamy bohatera z rozwiązanymi problemami albo planujemy działania. To jednak od uczestników będzie ostatecznie zależeć, czy skutecznie wprowadzą nawyki w działanie i czy po programie będą kontynuować zasady nowego życia.
Ludzie, którzy mają kredyty we frankach są obecnie w trudnej sytuacji.
Dzisiaj mamy do czynienia z pasywną postawą Sądu Najwyższego, który miał wydać wyrok ws. kredytów frankowych. Nie zrobił tego. Jeśli wyrok będzie pozytywny dla klientów, sprawa jest załatwiona. Banki liczą, że będzie inaczej i rozmawiają z klientami. W przypadku kredytu we frankach sytuacja jest patowa.
Czy na przestrzeni lat zmieniło się podejście ludzi do zaciągania kredytów? I czy pandemia wpłynęła na naszą postawę?
W trakcie pandemii to banki zaczęły wstrzymywać akcje kredytowe. Dzisiaj nie są skłonne pożyczać pieniądze tak jak wcześniej. Poza tym w wielu przypadkach pandemia poprawiła sytuację materialną. Sam się do nich zaliczam.
Niezależnie od pandemii są ludzie, którzy mają tendencję do zadłużania się, ale są też tacy, którzy mają więcej rozsądku i pięć razy zastanowią się nad kredytem.
Premiera programu "Wolni od długów" na antenie Polsatu już 27 maja o godzinie 20:05.