Gwiazdy"Góralu, czy ci nie żal", czyli Justyna Żyła próbuje zatrzymać męża. "To odgrzewana jajecznica"

"Góralu, czy ci nie żal", czyli Justyna Żyła próbuje zatrzymać męża. "To odgrzewana jajecznica"

Justyna Żyła wzięła udział w zmysłowej sesji dla "Playboya", a w emocjonalnym wywiadzie wyznała, dlaczego postanowiła publicznie się rozebrać. Jej motywacja, zdaniem psychologa, jest "rodem z gimnazjum". Z tym, że każda z nas motywacje porozstaniowe ma podobne, w różnym tylko stopniu natężenia.

"Góralu, czy ci nie żal", czyli Justyna Żyła próbuje zatrzymać męża. "To odgrzewana jajecznica"
Źródło zdjęć: © East News
Katarzyna Chudzik

Justyna Żyła zaistniała w mediach w lutym, kiedy za pośrednictwem Instagrama poinformowała Polskę, że jej mąż - skoczek narciarski prima sort - ma kochankę. Dała się poznać jako osoba wierząca w nierozerwalność małżeństwa, wprost mówiła o tym, że będzie walczyć o związek. Zabrnęła w tę walkę na tyle daleko, że teraz rozebrała się do "Playboya". Pod szumnym hasłem "góralu, czy ci nie żal". - Chcę, żeby zobaczył, co stracił - przyznała w wywiadzie na łamach magazynu, który wkrótce ukaże się w kioskach.

Obraz
© Playboy

"To, co wyprawia Justyna Żyła, to jakaś parodia"

Jej zachowanie nie kojarzy się ani z honorem, ani z godnością, niemniej "pokazywanie eks, co stracił" to smutny standard wśród kobiet porzuconych. Jeśli świeżo po rozstaniu następuje konieczność spotkania się z byłym, żadna kobieta nie pojawi się na tym spotkaniu w zwykłym dresie. Nie oznacza to, że każda wkłada sylwestrową kieckę, niektóre mają bowiem rozsądne koleżanki, które powiedzą wprost: "masz wyglądać ładnie i świeżo, ale tak, żeby nie zorientował się, że jesteś jakkolwiek przyszykowana. Wiesz, niewidoczny makijaż, kalifornijski nieład na głowie…".

Brzmi dziecinnie? Owszem. Ale nikomu nie umniejsza, a przy tym poprawia samopoczucie, co po rozstaniu jest przecież ważne. Jak powiedziała mi psycholog Monika Dreger; każdy inaczej radzi sobie ze stratą. Udowadnianie czegokolwiek byłemu zajmuje nam myśli i być może pozwala oswoić się z nową sytuacją życiową. I jest w porządku, póki nie przybiera groteskowej formy pod zrozumiałym nawet dla postronnych szyldem "zobacz, co straciłeś".

- To jest normalne, że chcemy dobrze wyglądać na spotkaniu z byłym. Proszę sobie wyobrazić, że faceci przed spotkaniem z eks robią nawet pompki, żeby ręka była "nabita"! To jest w porządku, póki jest spójne z daną osobą. Nie polecałbym brokatu we włosach i kolorowej sukni, jeśli na co dzień chodzisz w dżinsach i T-shircie – opowiada psycholog i fotograf Adam Konrad Lewanowicz.

Są też inne sposoby, żeby uświadomić byłemu stratę najfajniejszej osoby na świecie, jaką jesteśmy oczywiście my. I wszystkie łączą się z mediami społecznościowymi, w których relacjonujemy nasze nowe, barwne życie w nowym, wspaniałym świecie. Natomiast zdaniem Lewanowicza próby udowadniania czegokolwiek byłemu partnerowi nigdy nie są dobrym pomysłem. – To, co wyprawia Justyna Żyła, to parodia. Małżeńskie czy rozwodowe problemy są istotną sprawą, o tym powinno się rozmawiać w cztery oczy albo na mediacjach, tymczasem ta kobieta zachowuje się jakby była w gimnazjum i w dodatku robi to publicznie. Co może o niej pomyśleć Piotr? Odpowiedzmy sobie sami – opowiada Lewanowicz.

Na moją sugestię, że Justyna ma nadzieję, że jej sesja wywoła nagły powrót miłości i namiętności, odpowiada krótko. "Odgrzewana jajecznica nie zawsze dobrze smakuje".

Desperacki akt albo nowe życie

Sesja zdjęciowa po rozstaniu nie jest świeżą ideą, która ni z tego, ni z owego pojawiła się w głowie Justyny Żyły. Na ogół jednak kobiety robią taką sesję po to, żeby się dowartościować, odciągnąć myśli od przykrych zdarzeń, poczuć się dobrze ze sobą.

- Jest coś w tym, że po rozstaniu samoocena mocno spada. Zrobiłam sesję zdjęciową, żeby odbudować swoje poczucie atrakcyjności. Kiedy dzieje się z życiu coś złego i zaczynasz nowy rozdział w życiu, to chcesz pokazać sobie i całemu światu, że dasz radę, że to cię nie złamało. Zdjęcia z sesji opublikowałam na Facebooku i pewnie chciałam, żeby mój były to zobaczył, ale nie było to najważniejsze. Chciałam zrobić to dla siebie – mówi Julia, 25-letnia kulturoznawczyni.

Jak twierdzi fotografka Sylwia Morawska, taka motywacja do sesji zdjęciowej jest powszechna i często spotykana. Porzucone dziewczyny symbolicznie zaczynają nowy etap w swoim życiu, chcą wzmocnić swoją samoocenę, ale przy tym często liczą na to, że ich były jednak wejdzie na ich Instagram. A kiedy to zrobi, zobaczy profesjonalne zdjęcia i pomyśli, że u byłej wszystko układa się pomyślnie, a przy tym doskonale wygląda. - Osoby ze złamanym sercem miewają potrzebę udowodnienia, że po rozstaniu mają fajne życie. Chcą pokazać, że są szczęśliwe i że były partner nie robi na nich żadnego wrażenia – potwierdza Monika Dreger.

Motywacja Justyny Żyły była jednak inna. I za jedno można ją podziwiać – o swoim desperackim akcie mówi wprost. Nie udaje, że sesja była przypadkiem, nie opowiada o tym, że zawsze chciała spełnić takie marzenie. Mówi, że chce, żeby Piotr żałował i zatęsknił. Sposób dość prymitywny, ale jeden pozytyw z niego wyniknął – piękne i zmysłowe zdjęcia, które pozostaną pamiątką na długie lata.

- Po sesji poczułam, że zaczynam nowy rozdział. Odzyskałam trochę pewności siebie, także dzięki pozytywnym komentarzom znajomych pod zdjęciami. Serio polecam - o swoim doświadczeniu z podobną sytuacją opowiada Julia.

O pozytywne komentarze dotyczące sesji Justyny Żyły nie ma się co martwić, dlatego mamy nadzieję, że i w jej przypadku sesja okaże się psychoterapeutycznym strzałem w dziesiątkę.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (344)