Obraz © NAC

#HerStoria: Justyna Budzińska-Tylicka. Sto lat temu to ona walczyła o kobiety

Katarzyna Chudzik
89

Poszło o jeden dokument. Budzińska-Tylicka zażądała go od Piłsudskiego tuż po tym, jak wrócił do Warszawy z więzienia w Magdeburgu. Dekret o przyznaniu Polkom tych samych praw politycznych, jakie mają mężczyźni, do podpisu przedłożyła marszałkowi w listopadzie 1918. Kilkanaście dni później Piłsudski dokument podpisał.

Obraz
© WP.PL

Dokument, bez którego życie publiczne w obecnym kształcie nie byłoby w Polsce możliwe, napisały w imieniu całych rzesz Polek, skupione w Centralnym Komitecie Równouprawnienia Kobiet panie. Budzińska-Tylicka stanęła na czele ich delegacji, gdy jesienią 1918 r. panie przedstawiały dokument marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu.

Lekko nie było, o swojej obecności pod oknami jego siedziby, kobiety musiały przypominać mu stukaniem parasolkami w okna. Marszałek finalnie przyjął je z sympatią, choć podśmiewał się z lekka, dopytując, czy kobiety w Sejmie uchwalą alkoholową prohibicję. Postulaty zostały przez niego jednak zaakceptowane.

"W państwie prawdziwie demokratycznym, jakim stać się ma Polska, ograniczenie praw obywatelskich ze względu na płeć jest przeżytkiem i rażącą niesprawiedliwością, zwłaszcza wobec szeroko nakreślonego projektu przyszłej konstytucji. Projekt ten przyznaje prawo wyborcze każdemu obywatelowi, mającemu 25 lat, nie wykluczając nawet analfabetów, a pozbawia tego elementarnego prawa obywatelskiego najwykształceńsze, najzdolniejsze kobiety.(…) Głęboko przekonane o słuszności naszych żądań mamy prawo domagać się ich spełnienia, tym bardziej, że przez długie lata niewoli Ojczyzny, kobiety polskie z poświęceniem i ofiarnie spełniały obowiązki obywatelskie i nawet w najcięższych chwilach pielęgnowały w szeregu pokoleń ducha narodowego" - brzmiała treść przedstawionego mu dokumentu.

Nowa ordynacja wyborcza została 28 listopada 1918 roku przedstawiona w "Dzienniku Praw Państwa Polskiego", a jej pierwszy artykuł głosił, że "wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa, bez różnicy płci, który, do dnia wyborów, ukończył 21 lat".

To właśnie między innymi dzięki Budzińskiej-Tylickiej Polki zyskały prawa wyborcze. Wcześniej niż obywatelki USA, Wielkiej Brytanii, Francji czy Szwajcarii.

Młodość

Matka chrzestna tego sukcesu, Justyna Budzińska-Tylicka, urodziła się 12 września 1867 roku. Zodiakalna Panna, która w horoskopach określana jest jako "reprezentująca typ pielęgniarki lub nauczycielki". W tym przypadku "lub" należy skreślić i zastąpić je "i". Astrologia spisała się na medal.

Budzińska-Tylicka była lekarką i członkinią Polskiego Towarzystwa Medycyny Społecznej. Ufundowała Zrzeszenie Lekarek Polskich, a po godzinach aktywnie działała w Związku Równouprawnienia Kobiet i Lidze Kobiet Pogotowia Wojennego. Utworzyła Klub Polityczny Kobiet Postępowych, pisała prace i wygłaszała odczyty na temat kobiecej higieny i świadomego macierzyństwa. Działalność medyczną i feministyczną łączyła od 1922 roku ze współpracą z Polską Partią Socjalistyczną. W międzyczasie zdążyła zostać – bardzo postępową zresztą – żoną i matką.

Urodziła się jako córka powstańca styczniowego, sybirskiego zesłańca. I choć nie pochodziła ze szczególnie zamożnego domu, udało jej się skończyć warszawską pensję należącą do jej ciotki. Miała charakter i pokazała go spektakularnie już w piątej klasie, gdy zwymyślała po polsku (!) pijanemu, moskiewskiemu nauczycielowi za to, że szkalował dobre imię nieistniejącej wówczas Polski. Mimo to szkołę ukończyła z sukcesem, a pięć lat po maturze, z pewnym doświadczeniem nauczycielsko-guwernanckim i 300 rublami w kieszeni, wyjechała do Paryża. To tam ostatecznie ukształtowały się jej feministyczne poglądy.

Budzińska-Tylicka nie należała do kobiet, którym zdarza się wahać. Była kobietą niezwykle charakterną, "płomienną" wręcz, pomysłową i nieustępliwą. Nigdy się nie poddawała, a swoim radykalizmem zachwycała albo zniesmaczała, niewielu jednak było takich, którzy na jej osobę pozostawali obojętni.

W Paryżu Budzińska-Tylicka studiowała medycynę, posilając się głównie bułkami i herbatą. Czasem tylko - za sprawą swojej życiowej zaradności - jadała w restauracji robotniczej i dorożkarskiej. Między zajęciami Tylicka odbyła bowiem kurs masażu i w charakterze masażystki właśnie obsługiwała trzech klientów tygodniowo. Za każdy wykonany masaż zarabiała 5 franków, czyli mniej więcej tyle, ile trzeba było zapłacić za posiłek dla dwóch osób w restauracjach, do których chadzała na obiady. Potem zaczęli chadzać we dwoje – ona i jej mąż, przyszły student agronomii - Stanisław Tylicki, za którego wyszła na czwartym roku medycyny.

Podział ról w związku mieli partnerski, choć w ówczesnych czasach postulaty o równość w małżeństwie, głoszone m.in. przez Budzińską-Tylicką, budziły tylko oburzenie. Na przemian opiekowali się dziećmi – synem Stanisławem i córką Wandą, oboje pracowali. Do Polski wrócili wszyscy, tuż po rewolucji 1905 r. Najpierw do Krakowa, później do Warszawy. W Paryżu został tylko ich pies, o imieniu "Wisełka".

"Nie należy mówić o kwestii kobiecej, lecz o kwestii męskiej"

"Niech triumf sprawiedliwości dziejowej zastanie nas godnymi miana wolnych obywatelek" – głosiła ulotka Komitetu Centralnego Równouprawnienia Kobiet Polskich napisana przez Justynę w 1918 roku. Walcząc o równouprawnienie głównie słowem, bo innych narzędzi nie miała, pytała polskich polityków i społeczeństwo z przekąsem, czy może zamiast o "kwestii kobiecej" nie należy mówić o "kwestii męskiej", ponieważ "idiotów mamy dwa razy więcej mężczyzn niż kobiet. Więcej mężczyzn wśród zbrodniarzy, alkoholików, samobójców". Dopięła swego, bo choć o "kwestii męskiej" nikt nie mówił, to Polki uzyskały prawa wyborcze. Zarówno czynne, jak i bierne.

Za kolejny cel postawiła sobie uświadamianie młodych uczennic m.in. o konieczności dbania o higienę, zwłaszcza tą intymną. To właśnie Tylicka stała się jedną z pierwszych lekarek szkolnych, czym przyczyniła się do poprawy kondycji i zdrowia licznych zastępów Polek. Jeszcze w II RP dziewczętom kończącym szósty (!) rok życia zabraniano aktywności fizycznej i trwano przy tej zasadzie do końca ich życia. Odradzano im nie tylko ruch, ale też przebywanie na świeżym powietrzu i słońcu – nie przystoi to wszak pannom, które mają uchodzić za eleganckie. Bladość lepiej widziano niż zdrową opaleniznę. Fizyczną słabość przedkładano nad dobrą kondycję. Kobiety w następstwie braku ćwiczeń bywały zniedołężniałe, a gorsety miały za zadanie maskować wady ich postawy. Wiele z nich nie znało choćby pojęcia "higiena", nie mówiąc o tym, by zdawać sobie sprawę z tego, że warto o nią dbać. Lekcje Budzińskiej-Tylickiej miały zapewnić im wiedzę o tym, jak pielęgnować zdrowie swoje i przyszłego potomstwa.

Potomstwa, które od teraz miało być już planowane. Na fali swojego zachwytu holenderskim systemem, o którym czytała w prasie zagranicznej, a w którym od lat 20. XX wieku uświadamiano kobiety w kwestii antykoncepcji, Budzińska-Tylicka postanowiła wraz z Tadeuszem Boyem-Żeleńskim – największym skandalistą epoki, który głośno sprzeciwiał się zakazowi aborcji - założyć w 1931 roku Poradnię Świadomego Macierzyństwa. Postulowała legalizację aborcji z przyczyn ekonomicznych. Uważała, że zakaz usuwania ciąży uderza głównie w kobiety ubogie - ofiary "chorób, kalectwa i śmierci od zakażenia". Wierzyła, że konsekwencjami XX-wiecznego boomu demograficznego jest nie tylko rosnąca liczba ludności, ale przede wszystkim rosnąca nędza, śmiertelność niedożywionych noworodków oraz coraz większa liczba nielegalnych aborcji wykonywanych – co gorsza – przez niewykwalifikowane osoby.

Oburzano się, że poradnia Tylickiej i Żeleńskiego szerzy "zepsucie obyczajowe" i jest "siedliskiem zła i rozpusty". To wtedy i dlatego PPS wycofało dla niej swoje poparcie, a krajowa inteligencja robiła się czerwona ze złości. Bezskutecznie. Efekt był taki, że poradnie na kształt tej, stworzonej przez Tylicką, wyrastały w coraz to kolejnych miastach.

Oznacza to, że walka o dobro kobiet pod każdym względem się udała - zarówno "praca u podstaw", jak i pomoc w planowaniu potomstwa były Tylickiej wielkim sukcesem. Tym, z czego została zapamiętana, pozostało jednak doprowadzenie do politycznej niezależności Polek. Najważniejszą sprawę w życiu poprowadziła w żałobie - po tym, jak syna zabrała jej szalejąca w Europie epidemia hiszpanki. Ta sama, która jesienią 1918 r. pozbawiła życia w sumie 20 mln ludzi.

Budzińska-Tylicka sama też zmarła niespodziewanie - 8 kwietnia 1936 r. Spoczęła na warszawskich Powązkach, żegnana przez liczny orszak pogrzebowy niosący dumnie 32 czerwone sztandary.

W ramach cyklu #HerStoria przedstawiamy Wam sylwetki kobiet, o których prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście, a które miały ogromny wpływ na to, jak dziś wygląda Polska. Bardzo zależy nam na tym, byście razem z nami odkrywali historie lokalnych bohaterek, które miały lub mają realny wpływ na życie Wasze, Waszych rodzin i środowiska, w którym zyjecie. Może są to Wasze matki, nauczycielki ze szkoły, lokalne działaczki społeczne? Podzielcie się z nami tymi historiami. Opiszemy je w ramach naszego cyklu. Autorki i autorzy najciekawszych zgłoszeń otrzymają od nas prezenty książkowe. Zgłoszenia przyjmujemy przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

"Nie mam nad tym kontroli". Mówi, co choroba robi z jej ciałem
"Nie mam nad tym kontroli". Mówi, co choroba robi z jej ciałem
Usłyszała diagnozę. "Jestem już po wizycie u lekarza"
Usłyszała diagnozę. "Jestem już po wizycie u lekarza"
Pies chodzi za tobą krok w krok? To ważny sygnał
Pies chodzi za tobą krok w krok? To ważny sygnał
Oszukał wszystkich. Prawdę o ich związku ujawniła po jego śmierci
Oszukał wszystkich. Prawdę o ich związku ujawniła po jego śmierci
Usuwa niechciane włoski. Jest w każdym sklepie i kosztuje grosze
Usuwa niechciane włoski. Jest w każdym sklepie i kosztuje grosze
Pokazała kolejne fotki z Cannes. Spacerowała w dzierganym sweterku
Pokazała kolejne fotki z Cannes. Spacerowała w dzierganym sweterku
Była twarzą "Wiadomości" przez rok. Znajomi nie mogli uwierzyć
Była twarzą "Wiadomości" przez rok. Znajomi nie mogli uwierzyć
Zgwałcił ją na pierwszym spotkaniu. Musiała za niego wyjść
Zgwałcił ją na pierwszym spotkaniu. Musiała za niego wyjść
Przyszła w ażurowej midi. Buty były "wisienką na torcie"
Przyszła w ażurowej midi. Buty były "wisienką na torcie"
Największy "pożeracz" prądu. To dlatego płacisz wysokie rachunki
Największy "pożeracz" prądu. To dlatego płacisz wysokie rachunki
Gdzie wyrzucić puszki po farbie? Nagminny błąd Polaków
Gdzie wyrzucić puszki po farbie? Nagminny błąd Polaków
Polka pokazała się w Cannes. Wszyscy patrzyli na jej głowę
Polka pokazała się w Cannes. Wszyscy patrzyli na jej głowę