Ilona Wiśniewska: Norwegowie obserwują, co dzieje się na granicy
Gdy Norwegia podniosła stopień gotowości wojskowej, Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, skomentowała to zgodnie z kremlowską retoryką. - Rosja jest zawsze otwarta na uczciwy dialog, pełen poszanowania, ale za każdym nieprzyjaznym działaniem wobec państwa nastąpi szybka i adekwatna reakcja - ostrzegła. O tym, jak obecnie żyje się Norwegom zamieszkującym przygraniczne tereny, rozmawiamy z Iloną Wiśniewską - reporterką, fotografką, autorką książek oraz mieszkanką północnej Norwegii.
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski: Trudno nie odczytać słów Marii Zacharowej jako bezpośredniej groźby. Jak w Norwegii zareagowano na jej wypowiedź?
Ilona Wiśniewska: Norwegowie z reguły podchodzą do wszelkich gróźb ze spokojem. Dążą do pokojowych rozwiązań. Po wypowiedzi Marii Zacharowej norweskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało oświadczenie, w którym jasno napisano, że jakakolwiek działalność Norwegii nie stanowi zagrożenia. To Rosja próbuje zasiać niepokój wśród innych krajów. Podkreślono, że Norwegia ma prawo umacniać swoje siły na granicy.
To nie pierwszy raz, kiedy Rosja w ten sposób zwraca się do swojego sąsiada, próbując go wystraszyć. Już od 2014 roku wielokrotnie oficjalnie wyrażała swoje niezadowolenie wobec norweskiej polityki zagranicznej. Głównymi zarzutami było zacieśnianie kontaktów Norwegii z USA i natężenie ćwiczeń wojskowych na terenach przygranicznych. Eksperci są pewni, że teraz, w obliczu zwiększenia ochrony granicy, Rosja nasili jeszcze bardziej swoją działalność wywiadowczą w Norwegii.
Norwegowie z terenów przygranicznych czują się zagrożeni?
Wszyscy tu obserwujemy, co się dzieje przy granicy i na wodach Morza Barentsa, ale nie spotykam się z powszechnym poczuciem zagrożenia. Zaufanie społeczne jest jednym z filarów, na których zbudowano Norwegię, i dotyczy ono również władz. Wierzy się, że mądra polityka rządu nie doprowadzi do zaognienia już i tak napiętej sytuacji.
Niedawno media donosiły o zatrzymaniach rosyjskich szpiegów w Norwegii. Nie zaniepokoiło to mieszkańców?
To prawda, w ostatnich tygodniach byliśmy świadkami kilku aresztowań osób podejrzanych o szpiegostwo. Na granicy norwesko-rosyjskiej aresztowano mężczyznę, który latał nad Norwegią dronami i miał przy sobie trzy paszporty. Kilka dni później w Tromsø, największym mieście północnej Norwegii, na miejscowym uniwersytecie zatrzymano mężczyznę zatrudnionego w grupie naukowców zajmujących się bezpieczeństwem i zagrożeniami hybrydowymi. Dla wielu Norwegów był to szok, bo pewien element wojny wdarł się do ich codziennego życia. Myślę, że tego typu zdarzenia negatywnie wpływają na poczucie bezpieczeństwa obywateli. Jednocześnie są to jednostkowe przypadki i nie oznaczają, że trzeba się bać wszystkich Rosjan.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosja stara się destabilizować terytoria poza swoimi granicami. Wiele mówi się w tym kontekście o aktywności rosyjskich trolli. Czy Norwegowie też padają ich ofiarą?
O rosyjskich trollach pisało się już kilka lat temu. Wiele razy udało im się oszukać norweskie media, manipulować opinią publiczną. Jednym z głośniejszych przypadków był kolportaż spreparowanych informacji odnośnie do zmian klimatu, ataków terroryzmu czy wyborów we Francji. Pierwotnie wiadomość wypuściła petersburska fabryka trolli, znana również jako Internet Research Agency - IRA. Treść powieliło osiem największych mediów w kraju.
Niedawno w Norwegii premierę miała książka fińskiej dziennikarki Jessikki Aro pt. "Putins troll" (tłum. ang. troll Putina), która mówi o metodach, jakie stosuje rosyjska propaganda do toczenia wojny w internecie. Sama Aro była ofiarą zmasowanej nienawiści w sieci po tym, jak napisała serię artykułów o rosyjskich trollach. Musiała uciekać ze swojego kraju, a teraz opowiada o tym, jak Rosja eliminuje wrogów i rozsiewa fałszywe informacje.
Norwegowie śledzą poczynania Rosjan w Ukrainie?
Tak, codziennie w mediach pojawiają się informacje o sytuacji na froncie. W pierwszej fazie wojny te wiadomości dominowały nad innymi. Teraz zeszły odrobinę na dalszy plan. Chyba że dzieje się coś ważnego, jak ostatnie doniesienia o szpiegostwie czy pouczenia Zacharowej.
Czy wojna w Ukrainie wpłynęła na relacje Rosjan i Norwegów zamieszkujących przygraniczne tereny?
Pamiętam pierwszy tydzień wojny, kiedy spontanicznie zorganizowano w Tromsø antywojenną demonstrację. Jeszcze wtedy nie było u nas uchodźców wojennych, ale dołączyli do niej mieszkający tu od lat Ukraińcy, Rosjanie, tłum Norwegów oraz innych cudzoziemców. W swoim wzruszającym apelu burmistrz miasta prosił, by przede wszystkim widzieć w sobie ludzi. W Tromsø mieszka około 700 Rosjan i oni też są naszymi sąsiadami. Jednak w kolejnych dniach przeczytałam kilka wywiadów z Rosjanami mieszkającymi od lat w północnej Norwegii, którzy aktywnie wspierają zbrodnie Putina. Ich wypowiedzi mocno podzieliły mieszkańców Północy. To na pewno nie poprawiło relacji między mieszkańcami.
A co z ich dalszą współpracą?
Z tego, co mi wiadomo, wspólne projekty Norwegii i Rosji zostały mocno ograniczone albo zamrożone krótko po wybuchu wojny. Od kilku lat jestem częścią kolektywu, który zajmuje się współpracą kulturalną między norweskim miastem Vardø a rosyjską Tieribierką. Wraz z wybuchem wojny odcięto nam wszelkie źródła finansowania. Nasi rosyjscy partnerzy i przyjaciele zostali po drugiej stronie, a z informacji, które nam wysyłali, wiedzieliśmy tylko tyle, że nie mogą się z nami kontaktować w obawie przed oskarżeniem o współpracę z wrogiem. Projekt nie miał nic wspólnego z wielką polityką. Dotyczył zwykłych, międzyludzkich stosunków - tego, że chcemy się poznać i zrobić coś razem.
Jak zmieniło się życie Rosjan w północnej Norwegii?
Poza tym, że oczywiście gorąco wspieram Ukraińców, myślę też o losie wielu norwesko-rosyjskich rodzin. Z pewnością nie jest im teraz łatwo. Znam kilkoro rosyjskich studentów i wiem, że nie odwiedzają swoich bliskich po drugiej stronie granicy, bo boją się, że nie będą mogli wrócić do Norwegii. Sama prowadzę norweskie konwersacje w szkole językowej w Tromsø, na które przychodzą cudzoziemcy chcący podszkolić język. Mam w grupie Rosjankę, Ukrainkę i Białorusinkę. Nigdy nie rozmawiamy o wojnie.
Rosjan spotyka w Norwegii ostracyzm społeczny?
Norwegowie to spokojny naród, więc nie słyszy się często o takich przypadkach. Pamiętam, na początku wojny organizacja Redd Barna alarmowała o nienawiści do rosyjskich dzieci w norweskich szkołach i apelowała do rodziców oraz opiekunów o szczególną odpowiedzialność za słowa, które kieruje się do najmłodszych. Jak się mają dorośli – nie wiem.
Norwegowie wyrażają swój sprzeciw wobec wojny w Ukrainie?
Oczywiście, jak wszyscy protestują, bojkotują, nakładają sankcje. Kilka tygodni temu nocowałam na jednym z kempingów w północnej Norwegii. Przy wjeździe powiewała zapraszająco duża flaga złożona z kilkunastu mniejszych, reprezentujących różne państwa. Zwróciłam uwagę na to, że w rogu brakowało jednego fragmentu, jakby jednej flagi. Pomyślałam wtedy, że ktoś ją wyciął nożyczkami. Moje przypuszczenia szybko się potwierdziły, bo kiedy mijałam kolejny kemping z podobną flagą, tym razem kompletną, widziałam, że na tej wcześniejszej brakowało właśnie rosyjskich barw.
Wielu Rosjan uciekło do Norwegii przed mobilizacją. Jak napływ imigrantów komentuje się w kraju?
Pisze się sporo o mężczyznach, którzy przekroczyli w ostatnim czasie granicę dzięki wizom turystycznym, które pozwalają im zostać w strefie Schengen przez trzy miesiące. Media zastanawiają się, co wydarzy się potem, skoro nie widać końca wojny. Czy zbiegli Rosjanie będą występowali o azyl jako uchodźcy? Czy taki status w ogóle się im należy? Co mieliby robić w Norwegii? Pojawiają się też głosy, żeby przyjmować Rosjan na takich samych zasadach jak Ukraińców, bo zarówno jedni, jak i drudzy uciekają przed wojną oraz zagrożeniem życia. Mówi się też, że kiedyś ta wojna się skończy. Wtedy trzeba będzie spojrzeć sobie w oczy, zacząć odbudowę wzajemnego zaufania oraz wrócić do codzienności, którą wówczas dzieliło się z Rosjanami.
Jak ta codzienność wyglądała?
Na dalekiej Północy relacje Norwegów i Rosjan sięgają XVIII wieku, kiedy Pomorcy – handlarze znad Morza Białego – docierali do norweskiego wybrzeża, wymieniali się towarami, których brakowało w Norwegii i wracali z rybami. Wtedy też powstał język russenorsk, czyli mieszanka rosyjskiego i norweskiego. Tzw. pomorhandel trwał do wybuchu rewolucji październikowej, ponieważ wyznaczenie ścisłych granic uniemożliwiło swobodne kontakty.
Spadkobiercami tych tradycji są mieszkańcy przygranicznych terenów, całego wschodniego Finnmarku, na przykład miasta Kirkenes, gdzie często na ulicach słyszałam język rosyjski, a bliskość Rosji stanowiła atut, dodawała kolorytu. Organizowano festiwale, na które przyjeżdżali artyści zza wschodniej granicy. Budynkom użyteczności publicznej i ulicom nadawano dwujęzyczne nazwy. Trzeba pamiętać, że w północnej Norwegii Rosjanie mieli status bohaterów, bo to oni wyzwolili te tereny jako pierwsi już w październiku 1944 roku.
Trochę wyżej na północ, na wyspie Spitsbergen, gdzie mieszkałam przez pięć lat, żyją obok siebie Norwegowie, Rosjanie i Ukraińcy. Nigdy nie spotkałam się z nieprzyjacielskim nastawieniem. Raczej z ciekawości oraz życzliwością. Mogliśmy przejeżdżać skuterami śnieżnymi z Norwegii do Rosji bez wiz, znaliśmy się i wspieraliśmy. Kwitła wymiana sportowa, kulturalna czy turystyczna. Teraz i tam większość relacji jest zamrożona. Wracają podejrzliwość, nieufność, z którymi skutecznie walczono przez lata. I to jest chyba najsmutniejsze. Wojna zaprzepaściła lata budowania dobrych relacji.
Rozmawiała Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.