Jak będzie wyglądała nasza przyszłość?
Każda z nas, gdyby tylko mogła, zmieniłaby coś w domu albo mieszkaniu. I nie mówię tu wyłącznie o wystroju czy dekoracji wnętrza. Inżynierowie pracują nad udoskonaleniami, które mają nam ułatwić życie. I chociaż niektóre rozwiązania wydają się ryzykowne, to warto się dowiedzieć co nas czeka w bardzo już nieodległej przyszłości.
09.01.2013 | aktual.: 09.01.2013 11:33
Każda z nas, gdyby tylko mogła, zmieniłaby coś w domu albo mieszkaniu. I nie mówię tu wyłącznie o wystroju czy dekoracji wnętrza. Inżynierowie pracują nad udoskonaleniami, które mają nam ułatwić życie. I chociaż niektóre rozwiązania wydają się ryzykowne, to warto się dowiedzieć co nas czeka w bardzo już nieodległej przyszłości.
Wyobraźmy sobie, że stoimy na progu domu przyszłości. Żeby wejść do środka nie będziemy potrzebowały klucza. Wystarczy, że spojrzymy w wizjer rozpoznający tęczówkę naszego oka lub przyłożymy palec w miejscu, które odczyta nasze linie papilarne albo, co nawet bardziej prawdopodobne, sprawdzi, czy układ naszych naczyń krwionośnych odpowiada temu, które urządzenie ma wpisane do pamięci. Teoretycznie już dzisiaj możemy zainstalować w mieszkaniu zamek z biometrycznym czujnikiem i nie martwić się, że zgubimy albo zapomnimy kluczy.
Barierą na razie jest stosunkowo wysoka cena – na instalację pojedynczego zamka musimy przeznaczyć od 500 do 1500 zł. Biometria przyjdzie nam z pomocą, gdy będziemy chcieli, żeby mali domownicy nie mieli, bez wiedzy rodziców, dostępu na przykład do kotłowni czy garażu. A w razie awarii? Do sterowania zamkami użyjemy wówczas klawiatury numerycznej lub przenośnego urządzenia z dostępem do Internetu.
Rzeczy się dogadają
Każdej z nas zdarzyła się sytuacja, gdy po przyjściu do domu natychmiast otwierała albo zamykała okna, ewentualnie zmieniała ustawienie grzejnika, bo czułyśmy, że temperatura wewnątrz nam nie odpowiada. W mieszkaniu przyszłości nie będziemy musiały tego robić, bo jeśli wewnątrz będzie zbyt zimno czy za gorąco, to, jeszcze przed naszym przyjściem, czujnik zamontowany w mieszkaniu albo na przykład zegarek, który nosimy na ręku, skontaktuje się z oknem i zarządzi zamknięcie okna.
Możliwości komunikowania się urządzeń domowych między sobą to tak naprawdę bardzo bliska przyszłość. Ta rewolucja w automatyce już następuje, tylko, że my jej nie zauważamy. Profesor Jerzy Cellary, który na co dzień szefuje Katedrze Technologii Informacyjnych Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, przewiduje, że w przyszłości równolegle do Internetu, który my używamy, rozwinie się tzw. Internet Rzeczy.
– Przedmioty codziennego użytku, np. drzwi, okna, pralki, grzejniki, buty, samochody, lampy na ulicy będą wyposażone w procesory zdolne nie tylko do przetwarzania danych, ale też do wzajemnego komunikowania się przez sieć nazywaną właśnie Internetem Rzeczy. Warte podkreślenia jest to, że rzeczy, które nas otaczają, będą się ze sobą komunikować bez udziału człowieka. Zresztą w dużym stopniu dzieje się to już teraz – zapewnia prof. Cellary. Na dowód przytacza przykłady urządzeń, które nosimy ze sobą, wyposażonych w znaczniki RFID i pozwalające zlokalizować właściciela bez jego udziału. Kolejnym krokiem będzie rozszerzenie funkcji procesorów na tyle, żeby, po zbadaniu naszego zdrowia, dostosować warunki panujące w domu do naszych potrzeb.
Lodówka w sieci
No dobrze, a co jeśli stwierdzimy, że to przyjemnie przewietrzone wnętrze trzeba by było posprzątać? Nie musimy wcale brać się za odkurzanie, bo zajmie się tym robot. Do niedawna szczytem wygody wydawał się nam centralny odkurzacz, ale na rynku są już dostępne urządzenia, które wystarczy zaprogramować, żeby samodzielnie myły podłogę i odkurzały dywany, samoczynnie przełączając się z jednej powierzchni na drugą i, dzięki czujnikom, zgrabnie omijając sprzęty i meble. O braku detergentu lub konieczności wymiany uszkodzonej części informują właściciela za pomocą wyświetlacza.
Podobnie będą się z nami komunikowały także inne „inteligentne” sprzęty gospodarstwa domowego. Lodówka powie, jakie produkty powinniśmy kupić, którym kończy się przydatność do spożycia, a jakie na pewno wyrzucić, bo są przeterminowane. Dzięki dostępowi do Internetu z lodówki będziemy czerpały inspiracje kulinarne albo informacje o zdrowych dietach. Na temat tego, co znajdzie się w naszej lodówce, naukowcy mają bardzo podzielone opinie, więc na razie zostawiam ten temat, ale obiecuję, że do niego wrócę.
Nietrudno jednak przewidzieć, że zainteresowanie producentów opakowań na żywność wzbudzi najnowszy wynalazek grupy studentów z Massachusetts Institute of Technology, którzy wnętrza butelek, słoików i innych pojemników wyłożyli specjalną powłoką LiquiGlide, do której żywność nie przywiera. W praktyce to oznacza, że nasz ulubiony ketchup albo powidło śliwkowe zjemy do końca bez konieczności skrobania.
W sukurs matce Ziemi
Z kuchni zajrzyjmy jeszcze do łazienki. Tu też nowości. Futuryści spierają się, jak będziemy prały. Koncepcji jest kilka. Wszystkie łączy tylko jedno – przewidują, że będziemy zużywały coraz mniej wody. Niektórzy sądzą nawet, że w ogóle się bez niej obejdziemy, korzystając z pary wodnej i detergentów. Konstruktorzy stworzyli prototyp pralki, która przypomina wyglądem statek kosmiczny, a właściwie trzy sferyczne kapsuły, co pozwoliłoby na wielokrotne wykorzystanie tej samej wody, tyle że po drodze filtrowanej.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przewidzieć, że zmieni się również sposób zasilania naszych domów w energię elektryczną i cieplną. Nikt nie ma wątpliwości, że będziemy korzystali z odnawialnych źródeł energii. A zatem przyjmijmy, że nasze lokum ma swoje własne panele słoneczne, zestaw transformatorów i sieć rozprowadzającą przetworzoną energię do poszczególnych urządzeń. Ten model ma jeszcze jedną wielką zaletę – wykorzystujemy tyle energii, ile potrzebujemy, a nadmiar przesyłamy do sieci miejskiej i jeszcze na tym zarabiamy.
No dobrze, a co z przyjemnościami? Wszystko wskazuje na to, że naszym domowym centrum rozrywki będzie wielki, płaski ekran, który w razie potrzeby będzie odbiornikiem telewizyjnym, ekranem kinowym lub odtwarzaczem multimedialnym. Komputer sterujący tymi wszystkimi funkcjami będzie jednak wyposażony w urządzenie, które sprawdzi, co i w jakim gronie oglądamy, a w razie potrzeby – i to jest najmniej miła perspektywa – zmusi nas do wniesienia opłaty licencyjnej za film lub utwór muzyczny. No cóż, to cena, którą będziemy płacili za postęp techniczny. Mnie się taka wizja podoba.
(dbo/bb)/kobieta.wp.pl