Jak nosić dziecko? Sposób Meghan Markle nie jest najlepszy

Meghan Markle nosi Archiego w nosidle. Nieergonomiczne, sztywne "wisiadło" na dłuższą metę nie jest dobrym wyborem. Polskie mamy od lat są fankami zdrowszej metody – noszenia w tkanej chuście.

Jak nosić dziecko? Sposób Meghan Markle nie jest najlepszy
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aleksandra Kisiel

Meghan Markle w legginsach i traperach idzie na spacer z psami. Niesie Archiego w nosidełku. Chłopiec przekręcił się nieco na bok, jedna z szelek nosidła zsunęła się z ramienia mamy. Nie wygląda to najwygodniej.

Jednak na facebookowej grupie "chustomam", kobiet, dla których noszenie dzieci w chustach i nosidłach jest ważnym elementem macierzyństwa, zamiast krytyki jest radość. "Trzeba by co nieco poprawić w tym nosidle, ale zobaczcie, jaka ona jest pogodna i uśmiechnięta!" – pisze jedna z mam. Druga dodaje: "Fajnie, że nawet księżna noszenia się nie boi. A przecież ją na wózek stać".

Z reguły, gdy "na grupie" pojawia się zdjęcie sztywnego, nieergonomicznego nosidła zwanego "wisiadłem", oceny mam są ostre. Chusto-nowicjuszki najgłośniej krytykują złe wybory. Te z większym stażem mają więcej zrozumienia. Przychodzi ono z wiekiem i każdym kolejnym dzieckiem. Bo gdy jest ich więcej niż jedno, 4-metrowa tkana chusta czy nosidło potrafią uratować zdrowie psychiczne, a nawet – stać się sposobem na życie.

Od chusty do biznesu

Tak było w przypadku Basi Gładysz, pielęgniarki z Warszawy. – Zawsze mówiłam, że nie będę mieć dzieci, ale gdybym jednak je miała, to będę je nosić w chuście. Więc gdy dwa lata temu urodził się mój syn, zamotałam go w chustę bardzo szybko – opowiada.

Jej synek po urodzeniu trafił do inkubatora, więc gdy w końcu opuścili szpital, Basia bardzo ceniła sobie chustowanie. – Pomagało w budowaniu więzi, z punktu widzenia zdrowia dziecka było korzystne, bo bycie blisko mamy, zwłaszcza gdy mowa o wcześniakach czy chorych maluchach, pozwala im szybciej dochodzić do siebie. I też logistycznie czy czysto praktycznie sprawiało, że miałam wolne ręce. Mogłam ugotować obiad, poczytać. Wypić legendarną ciepłą kawę – śmieje się Basia.

Obraz
© iStock.com

Rozmawiamy o poranku. Basia jedzie samochodem na chustową konsultację. Gdy jej syn miał osiem miesięcy, założyła własną firmę produkującą gryzaki dla dzieci. Potem zrobiła kurs doradcy chustonoszenia i teraz pomaga młodym rodzicom znaleźć idealną chustę czy nosidło.

Po co nosić dziecko w chuście?

Co sprawia, że kobiety są gotowe wydać przynajmniej 150 zł na chustę i kolejne 200 zł na naukę wiązania? – Często w objęcia "chustoświrek" popycha mamę jej dziecko. Dzieci wysoko wrażliwe, często nazywane "nieodkładalnymi", uspokajają się tylko w ramionach mamy. Kiedy więc całe twoje życie sprowadza się do karmienia, przewijania i usypiania niespokojnego noworodka, a potem czekania, aż cykl się powtórzy, szukasz pomocy wszędzie – wyjaśnia Basia.

Poza mamami dzieci wysoko wrażliwych po chusty sięgają też kobiety, które mają więcej niż jedno dziecko, te, które chcą aktywnie spędzać czas albo zupełnie przyziemnie – mieszkają w miejscu, w którym bariery architektoniczne uniemożliwiają korzystanie z wózka.

Tak było z Dominiką Cikacz, gdy dwa lata temu zawinęła swojego dwumiesięcznego syna Olgierda w chustę. – Był bardzo wymagającym dzieckiem. Uspokajał się tylko wtedy, gdy był ze mną. To dlatego sięgnęłam po chustę. Mieszkam w małej miejscowości. Chodniki są wąskie, bariery architektoniczne na każdym kroku. Szybko okazało się, że wózek jest bezużyteczny. Chusta dawała mi spokój i poczucie wolności – mówi Dominika. Na początku wzbudzała sensację na ulicy. Starsze panie ze zdziwieniem pokazywały palcem na Dominikę i szeptały: "Ona tam ma dziecko!". Jednak ostre komentarze zdarzały się rzadko.

Obraz
© Archiwum prywatne

Teraz Dominika nosi dwójkę dzieci. Do Olgierda dwa miesiące temu dołączyła Idalia. Raz dumnej mamie udało się zamotać dwoje dzieci naraz, choć przy ruchliwym dwulatku nie jest to łatwe.

Zdaniem Basi Gładysz chusta czy nosidło to również rozwiązanie dla tych aktywnych mam, które po urodzeniu dziecka nie chcą drastycznie zmieniać trybu życia. Dla niej chusta była początkiem zmian w życiu zawodowym. Teraz jej syn ma pięć lat i już od dawna nie jest noszony. Ale Gryzole – marka, którą Basia założyła, gdy syn miał osiem miesięcy, istnieje dalej. A jej kariera jako doradczyni chustonoszenia kwitnie.

Jaką chustę wybrać?

Polki mają w czym wybierać, gdy mowa o chustach i nosidłach. Na rynku są zarówno duże polskie firmy o ugruntowanej pozycji, jak Lenny Lamb, Little Frog czy Nati Baby, jak i mniejsze manufaktury. Oprócz szytych w Polsce "szmat", jak pieszczotliwie mówią o chustach ich użytkowniczki, przez internet można też kupić cuda zagranicznych marek. Niemiecki Didymos, holenderski Yaro Slings czy szkocka Oscha to niemalże obiekty kultu wśród chustomam.

Za bazową chustę tkaną, pierwszą w stosiku, trzeba zapłacić 150-300 zł. I dla większości rodzin jedna chusta, a potem nosidło, w którym można bezpiecznie nosić dzieci siedzące samodzielnie, spokojnie wystarczą. Ale są takie mamy, u których budzi się żyłka kolekcjonera. Zbierają kolejne chusty, szukają unikalnych wzorów, lepszych składów z lnem, jedwabiem, kaszmirem, wełną merynosów.

Obraz
© iStock.com

Za niepowtarzalne chusty mogą zapłacić 1500 zł i więcej. Nic sobie nie robią z tekstów w stylu: "Nie noś, bo przyzwyczaisz" albo "owinęła dziecko w chustę. Na wózek jej nie stać?". Choć część faktycznie z wózka zrezygnowała. Zapakowanie chusty czy nosidła do torebki lub walizki jest zdecydowanie łatwiejsze niż taszczenie ze sobą wózka na zagraniczne wakacje czy do przepełnionego metra.

Chustowy stosik rośnie

Ania Pilip, która na co dzień zajmuje się PR-em w dużej polskiej firmie kosmetycznej, mówi o sobie, że jest "chustoweteranką". Ma dwie córki. Starsza, która teraz ma 13 lat, była noszona w turystycznym nosidle. – Była już całkiem duża. Ale powiedzmy szczerze, wtedy nie było w Polsce ani ergonomicznych nosideł, ani chust. Ale gdy 4 lata temu przyszła na świat moja młodsza córka, Hania, dość szybko zamotałam ją w chustę – wspomina.

Chustę tkaną podpatrzyła u koleżanek. Spodobał jej się ten sposób noszenia dziecka i szybko złapała kontakt z innymi chustomamami z Piaseczna i okolic. – To był ten aspekt noszenia dziecka, który najbardziej mi się podobał. Kobiety, które noszą swoje dzieci, trzymają się blisko. Są bardzo solidarne, nastawione na pomoc. Działamy w grupach na Facebooku. Często się spotykamy i te spotkania to dla mnie towarzyskie wytchnienie. Chusta to symbol tego, jakie masz podejście do wychowania dziecka, do macierzyństwa. Chustomamy najczęściej są bardzo obecne, preferują bliską więź z dzieckiem, co często łączy się z karmieniem piersią, korzystaniem z wielorazowych pieluch etc. – tłumaczy.

Anię "chustoświat" wciągnął błyskawicznie. Od jednej chusty, niskobudżetowej, przeszła do stosiku wartego 8 czy 9 tys. zł. – Ale nigdy nie miałam więcej niż sześciu chust – broni się ze śmiechem. – Cztery lata temu rynek nie był tak nasycony, więc nawet kupując droższe, ładniejsze chusty za 1500 czy 2000 zł, można było mówić o inwestycji. Bo unikalne egzemplarze można było bez problemu sprzedać, gdyby zaszła taka konieczność – wyjaśnia Ania.

Jej córka Hania jest już za duża, żeby ją nosić regularnie. – Czasem tylko, do sesji, motam ją w chustę – mówi Ania, która "chustopasję" zamieniła w inne hobby – fotografię.

– Internetowa społeczność "chustoświrek", jak o sobie mówimy, ma swoje tradycje i język. Trzy najważniejsze to strip, czyli pokazywanie nowej chusty, stos sobotni, czyli fotografowanie stosu ładnie ułożonych chust raz w tygodniu oraz spam z chustą – to zdjęcia robione, żeby zainspirować inne mamy, które szukają nowych chust. I do tego spamu bardzo chciałam mieć ładne zdjęcia z Hanią. Maltretowałam męża, żeby mnie fotografował, ale szło mu to opornie. Więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Kupiłam obiektyw, zaczęłam robić zdjęcia. Potem była jakaś sesja dla koleżanki. Potem ta koleżanka założyła własną markę, Kenhuru Sling, która produkuje chusty. Poprosiła, żebym robiła zdjęcia modelek i jej produktów. Trochę miałam oporów, bo przecież byłam amatorką. Ale dałam się namówić – wspomina Ania.

Przyszła pora na kolejne szkolenia, inwestowanie w coraz lepszy sprzęt, aż nastał moment, że prywatny stosik Ani poszedł pod młotek. Za pieniądze z chust kupiła nowy aparat, a teraz w każdy weekend ma jedną, dwie sesje. Hobby powoli staje się drugą pracą.

Jak nosić dziecko w chuście?

W rodzinie Klaudii Dobosz chusta to kluczowy gadżet. Klaudia i Lech są rodzicami trzech chłopców: Tadka, Ryśka i Teosia. Najstarszy ma 4,5 roku, Rysio – 2,5, a Teo – 4 miesiące. Najstarszy do chusty już się nie pakuje. Ale młodsi chłopcy są regularnie noszeni przez mamę i tatę. – Rysia zamotałam, jak miał tydzień, a Teosia 3 tygodnie po porodzie – mówi Klaudia. Nosi synów ze względu na bliskość, jaką daje chusta, a potem nosidło. Myśli też o kręgosłupie. Swoim i malucha. Dobrze zamotana chusta czy dobrane, ergonomiczne, miękkie nosidło, to odciążenie kręgosłupa mamy i wspieranie dobrego rozwoju dziecka.

Obraz
© Archiwum prywatne

Pewnie dlatego chustomamy tak ostro reagują na zdjęcia rodziców, którzy noszą dzieci w źle dopasowanych, sztywnych nosidłach.

– W takim nosidle wymuszona jest nienaturalnie wyprostowana pozycja ciała. Na dodatek cały ciężar spoczywa na kroczu dziecka. Maluch wisi, zamiast być podpartym chustą czy panelem pod pupą, od jednego kolana do drugiego. Gdy dziecko jest dobrze "zamotane", chusta idealnie okala jego plecki. Te powinny być zaokrąglone, na kształt litery C. Miednica powinna być podwinięta, a nóżki ustawione "na żabkę" – niezbyt szeroko ale i niezbyt wąsko. Tak ułożonego malucha można nosić bezpiecznie już od pierwszego dnia życia – wyjaśnia doradczyni chustonoszenia Basia Gładysz.

Od razu zaznacza jednak, że nie będzie odsądzała Meghan od czci i wiary. – No ta pozycja nie jest najlepsza, bo wszelkie asymetrie na dłuższą metę są niewskazane. Jedna z szelek obsunęła się z ramienia, więc pewnie pas zapinany na plecach się rozpiął albo nie był dobrze dociągnięty. A może po prostu kurtka Meghan była śliska? Przecież każdej z nas zdarza się popełnić jakiś błąd, zrobić coś niedokładnie – mówi ekspertka.

Doradców chustonoszenia można znaleźć nawet w małych miasteczkach. W czasie kilkugodzinnej konsultacji pokazują, jak zamotać dziecko, doradzają w kwestii wyboru chusty czy nosidła, podpowiadają, pomagają, korygują. I choć sztuki wiązania można nauczyć się z internetu, konsultacja ze specjalistą pomoże uniknąć błędów. Do tego sprawi, że noszenie będzie dawało tyle radości, co na zdjęciach Meghan i Archiego, ale będzie bardziej komfortowe.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (167)