Blisko ludziJak różne pokolenia kobiet uczyły się o seksie? "W domu się o tym nie rozmawiało"

Jak różne pokolenia kobiet uczyły się o seksie? "W domu się o tym nie rozmawiało"

Skąd kobiety czerpią wiedzę o seksie? - zdjęcie ilustracyjne
Skąd kobiety czerpią wiedzę o seksie? - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
22.04.2022 14:37, aktualizacja: 22.04.2022 18:10

Skąd czerpiemy wiedzę o seksie? Skąd wiemy, co to znaczy być dobrą kochanką? A czego brakuje nam do tego, by znaleźć spełnienie w sypialni? Zdaniem seksuolożki Magdaleny Zakrzewskiej, ciągle cierpimy z powodu deficytu wiedzy w tym zakresie. A co na to kobiety? Zapytaliśmy je o to.

Jak wynika z badań na temat seksualności Polaków i Polek, przeprowadzonych w 2021 roku przez prof. Zbigniewa Izdebskiego, 48 proc. kobiet i 39 proc. mężczyzn deklaruje, że otwarcie rozmawia z partnerem o swoich potrzebach i obawach związanych z seksem. Kobiety wykazują się również większą śmiałością, jeśli chodzi o opowiadanie o swoich fantazjach seksualnych – 36 proc. badanych kobiet przy 32 proc. mężczyzn. Również więcej pań, bo 39 proc. twierdzi, że otwarcie mówi o swoich oczekiwaniach wobec życia seksualnego, gdy tymczasem takie deklaracje złożyło w trakcie badania 35 proc. mężczyzn. Skąd jednak czerpiemy wiedzę o seksie? O to zapytaliśmy kobiety.

Magdalena Zakrzewska, seksuolożka

Naszym największym problemem jest nieustająco brak edukacji seksualnej. Dlaczego? Bo Polkom i Polakom brakuje elementarnej wiedzy w tym zakresie. Na przykład ciągle pokutuje przekonanie, że kobieta może odczuwać dwa rodzaje orgazmu: łechtaczkowy i pochwowy, gdy tymczasem za kobiecy orgazm jest odpowiedzialna łechtaczka. I orgazm jest jeden. Za taki sposób myślenia możemy częściowo obwiniać Zygmunta Freuda, który twierdził ponad sto lat temu, że dojrzałe kobiety są zdolne do przeżywania orgazmu pochwowego, a ten łechtaczkowy jest typowy dla kobiet, które dojrzałością poszczycić się nie mogą. Mimo że to wierutna bzdura, bo brakuje jakichkolwiek dowodów naukowych na istnienie dwóch różnych orgazmów, to i tak do dzisiaj żyje ona własnym życiem.

Sam Freud wycofał się z tej teorii kilka lat po tym, jak ją wysnuł, bo przyznał, że orgazm kobiecy jest znacznie bardziej złożonym zjawiskiem. Tymczasem niezmiennie spotykam w moim gabinecie kobiety, dojrzałe mężatki, matki dorosłych dzieci, które przychodzą do mnie, bo jak twierdzą, coś z nimi jest nie tak – nie odczuwają orgazmu w czasie penetracji i postanowiły w końcu coś z tym zrobić. Gdy dowiadują się, że wszystko z nimi jest w porządku, tylko partner nie wie, jak je stymulować, by szczytowały, nie mogą uwierzyć w to, co mówię. Dlatego w interesie wszystkich nas jest edukacja seksualna, żeby młodzi ludzie umieli znaleźć źródła rzetelnej wiedzy, a nie przez lata żyli z fałszywym przekonaniem, że coś z nimi jest nie tak.

Ewelina z Sosnowca, studentka socjologii, lat 27

O seksie u mnie w domu nigdy się nie rozmawiało, mimo że mama jest pielęgniarką. Ton narzucał zawsze ojciec, górnik, który mówi, że mamy porządny katolicki dom, a to oznacza, że o tych sprawach się nie rozmawia. Nigdy przy ojcu nie wspominałyśmy o okresie, o podpaskach, tamponach. Skąd się biorą dzieci - dowiedziałam się na podwórku w wieku 8 lat, od koleżanek, resztę znalazłam w Internecie. To znaczy nie do końca, bo nie umiałam sprawdzić, które informacje są rzetelnie podane, a które to raczej mądrość ludowa.

Pierwsze doświadczenia seksualne zdobyłam, gdy miałam 18 lat, ale raczej nie zwiększyły one znacząco mojej samoświadomości i wiedzy o seksie. Gdy miałam 22 lata, poznałam mojego obecnego partnera, dla którego byłam pierwszą dziewczyną. Postanowiliśmy podejść do seksu z niemal naukowym namaszczeniem, kupiliśmy masę książek, od Wisłockiej po Kamasutrę, czytaliśmy wywiady z seksuologami, oglądaliśmy porno, którego nie polecamy (śmiech) i eksperymentowaliśmy na każdym kroku. Wspólne odkrywanie siebie i możliwości, jakie daje ludzkie ciało, jest wspaniałe. To daje nam też poczucie, że jesteśmy sobie równi, że oboje wiemy i umiemy tyle samo, że mamy podobne doświadczenie.

Karolina z Warszawy, specjalistka od public relations, lat 47

Przez lata wierzyłam, że tzw. prawdziwa kobieta musi mieć orgazm pochwowy, czyli taki, którego osiągnięcie jest możliwe podczas stosunku, w czasie penetracji. A ponieważ nigdy takiego orgazmu nie przeżyłam, czułam się wybrakowana. Sądziłam, że coś ze mną jest nie tak. To dość zaskakujące, bo jestem wykształconą kobietą z inteligenckiej rodziny i zawsze sądziłam, że czego jak czego, ale wiedzy to mi nie brakuje. Tymczasem okazało się, że o własnej seksualności nie wiem prawie nic. Nie przeszkadzało mi to mieć kilku chłopaków, wyjść za mąż, urodzić dwoje dzieci. I zdobyć klasę mistrzowską w udawaniu orgazmów. Sądziłam, że skoro natura poskąpiła mi zdolności ich odczuwania, to muszę to maskować i grać. Mój mąż niestety nie miał o tym pojęcia, bo przecież zapewniałam go, że dzięki jego penisowi szybuję pod niebiosa z rozkoszy. Tę osiągałam masturbując się za pomocą prysznica, jednak nigdy nie opuszczało mnie poczucie winy z tym związane… To była w związku z tym trochę grzeszna przyjemność.

Parę lat temu dostałam od przyjaciółki książkę o kobiecej seksualności, z której dowiedziałam się m.in., że orgazm wcale nie rodzi się w dwóch niezależnych miejscach, a pojawia się właśnie dzięki stymulacji łechtaczki. Oszołomiona tym odkryciem zatraciłam się w masturbacji na całego i to na dodatek z ogromnymi sukcesami. Najpierw własnoręcznie, a potem przy użyciu różnych gadżetów dostępnych w sklepach z zabawkami erotycznymi. Nie miałam pojęcia, że jest ich tyle (śmiech)! A potem wciągnęłam w te zabawy męża. Z jeszcze większymi sukcesami. Zrobiłam też coś, czego całe życie się obawiałam: powiedziałam mu, że mimo iż lubię penetrację, to w czasie jej trwania nie szczytuję. Był bardzo zawiedziony… Ale też koniec końców wyznał, że się cieszy, że zna prawdę i już nie musi się wstrzymywać przez dziesięć minut (śmiech)!

Aneta z Lublina, lat 52, gospodyni domowa

Ostatnio ginekolożka zapytała mnie, czy uprawiam jeszcze seks, jak tam moje libido, czy menopauza nie zrujnowała mojego życia erotycznego. I ja nie wiedziałam, co powiedzieć… Bo nigdy własną seksualnością się nie zajmowałam, tak jakby to w ogóle nigdy nie była moja sprawa. Mam męża, dwoje już dorosłych dzieci, a o seksie nie wiem prawie nic. Mąż ciągle ma potrzeby, więc ja go zaspokajam, tak jak chce: albo w czasie zwykłego stosunku, albo oralnie. Wtedy myślę sobie o różnych sprawach domowych, najczęściej tworzę w głowie listę rzeczy na następny dzień do zrobienia. Nigdy nie miałam w czasie seksu z mężem orgazmu, nigdy mąż też nie próbował mnie zaspokoić oralnie. Ja go też o to nie prosiłam, bo się wstydziłam. I tak żyjemy blisko 30 lat razem.

Dla mnie teraz w sumie seks to mógłby nie istnieć. Kiedyś był potrzebny, bo bez niego przecież dzieci by na świat nie przyszły. Ale teraz? Kiedyś mąż włączył pornosa do kolacji. Czułam podniecenie, ale nie wiedziałam, co mam z nim zrobić, więc wzięłam się za robotę. I rozeszło się po kościach. Czytałam gdzieś wywiad z jedną seksuolożką, która przekonywała, że seks po menopauzie może być wspaniały, bo nie ma zagrożenia zajścia w ciążę, bo partnerzy mają więcej czasu dla siebie, bo mogą na nowo odkrywać, co im sprawia przyjemność… Nawet nie wiedziałabym, jak o tym powiedzieć mężowi. Chyba by mi w ogóle nie uwierzył.

Weronika z Kościerzyny, lat 38, prowadzi własny biznes

Od wczesnych lat miałam wielu chłopaków. Tak się złożyło, że nie dość, że sama byłam kochliwa, to jeszcze wielu facetów kochało się we mnie. A to sprzyja miłosnym zabawom. Miałam w sobie mnóstwo ciekawości i odwagę do eksperymentowania, sprawdzania nowych rzeczy, pozycji, używania gadżetów, ale też zaznałam seksu w większej grupie. Gdy patrzę z perspektywy czasu na moje kolejne doświadczenia, to wiem, że bardzo mi pomógł w nich brak niezdrowego wstydu dotyczącego przede wszystkim mojego ciała, ale także pragnień i fantazji. I głowa, która była wolna od przekonań, że dziewczyna, która idzie z facetem do łóżka na pierwszej randce, to się nie szanuje, albo co gorsza może być pewna, że facet jej nie będzie szanował. Idąc z mężczyzną do łóżka, nie wyobrażałam sobie siebie z nim na ślubnym kobiercu, nie oczekiwałam, że się we mnie zakocha, tylko czerpałam przyjemność z bycia razem tu i teraz. Gdyby seks oczyścić z tych moralizatorskich i kościółkowych naleciałości, nakazów i zakazów, ludzie mogliby się nim cieszyć nieporównywalnie więcej.

Aneta z Warszawy, 32 lata, prawniczka

Gdy byłam młodsza, wydawało mi się, że lubię seks, odnoszę na tym polu sukcesy, jestem usatysfakcjonowana. Miałam kilku chłopaków, różne związki także pod względem erotycznym. Gdy wychodziłam za mąż cztery lata temu, byłam przekonana, że wszystko o seksie wiem. Tymczasem okazało się, że to nic bardziej mylnego. Zupełnie niespodziewanie na babskim wyjeździe wylądowałam z nowo poznaną koleżanką w łóżku. Zawsze miałam ciągoty biseksualne, ale do tej pory pozostawały niezrealizowane. To doświadczenie, które przerodziło się w trwający parę miesięcy romans, pokazało mi, czym jest erotyka, co naprawdę sprawia mi przyjemność, jak wspaniale można się kochać bez pośpiechu, gimnastyki, walki o orgazm. Choć to może dziwnie zabrzmi, ale stałam się inną kobietą. Świadomą swojego ciała. Zapytałam męża, jak by zareagował, gdyby dowiedział się, że byłam w łóżku z inną kobietą. Odpowiedział, że bardzo by się ucieszył i że miałby nadzieję, że pokażę mu, jak się pieściłyśmy. To mu pokazałam. A on myśli, że to tylko moje fantazje.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (34)
Zobacz także