Jak uniknąć największych małżeńskich błędów?
Małżeństwem rządzą takie same zasady, jakie panują w ekonomii – twierdzą autorki książki pt. „Spousonomics: Using Economics to Master Love, Marriage & Dirty Dishes” („Małżekonomia: Wykorzystaj ekonomię, by zapanować nad miłością, małżeństwem i brudnymi naczyniami”). Dziennikarki Paula Szuchman i Jenny Anderson, piszące dla „The Wall Street Journal” i „New York Times’a” przekonują, że zimne reguły kapitalizmu można z powodzeniem zastosować w związku, by oszczędnie gospodarować ograniczonymi zasobami, takimi jak czas, pieniądze, zdrowie psychiczne, a nawet popęd seksualny.
02.05.2013 | aktual.: 02.05.2013 14:18
Małżeństwem rządzą takie same zasady, jakie panują w ekonomii – twierdzą autorki książki pt. „Spousonomics: Using Economics to Master Love, Marriage & Dirty Dishes” („Małżekonomia: Wykorzystaj ekonomię, by zapanować nad miłością, małżeństwem i brudnymi naczyniami”). Dziennikarki Paula Szuchman i Jenny Anderson, piszące dla „The Wall Street Journal” i „New York Times’a” przekonują, że zimne reguły kapitalizmu można z powodzeniem zastosować w związku, by oszczędnie gospodarować ograniczonymi zasobami, takimi jak czas, pieniądze, zdrowie psychiczne, a nawet popęd seksualny.
Poznanie kilku podstawowych zasad ekonomii może uzdrowić wzajemne relacje lepiej niż jakakolwiek terapia małżeńska. Zdaniem ekspertek, nawet najlepsze pary popełniają pewne charakterystyczne błędy.
Dzielicie obowiązki domowe po połowie
To często opcja uważana za najkorzystniejszą, zapewniającą równowagę w związku. Jak jednak twierdzą Szuchman i Anderson, podział 50 na 50 często wiąże się z tym, że partnerzy zamieniają się w strażników, pilnujących, by nie ponieść żadnego uszczerbku i nie wykonać choćby jednego machnięcia ścierką więcej niż druga osoba. Takie codziennie przestrzeganie sprawiedliwego rozkładu ról może szybko stać się męczące dla obu stron i prowadzić do licznych kłótni. Autorki książki radzą, by wypróbować inny system, zwany w ekonomii „porównywalną korzyścią”. Zgodnie z nim, każdy z partnerów odpowiedzialny jest za to, co robi najlepiej. Kobieta na przykład zmywa naczynia, a mężczyzna zajmuje się drobnymi naprawami, gdy coś się popsuje. On sprząta odkurzaczem i myje podłogi, ona robi pranie i ściera kurze. Przy takim podziale ról od czasu do czasu możesz mieć wrażenie, że to ty poświęcasz znacznie więcej czasu i energii na obowiązki domowe, ale innym razem to twój partner będzie wykonywał 75 procent roboty. Dokładne
rozliczanie się w małżeństwie nie ma sensu. Najważniejsze, byście mieli poczucie, że oboje w podobnym stopniu angażujecie się w to, co trzeba zrobić w domu, a także, żeby przepalona żarówka była wymieniona, a naczynia nie czekały do rana na ochotnika, który je umyje.
Czekacie, aż oboje będziecie w nastroju na seks
W większości przypadków temperatura w sypialni nieco stygnie w miarę trwania związku. Codzienny, namiętny seks z początkowej fazy bycia razem zastępuje czekanie na moment, w którym oboje „będziecie w nastroju”. A ponieważ takie chwile zdarzają się dość rzadko, wasze życie intymne wpada w odrętwienie, a seks przestaje być dobrą zabawą – tak jak kiedyś. Ekonomista George Loewenstein wysnuł teorię zwaną gorąco-zimną luką empatii, która mówi o tym, że mamy dwie natury: zimną i gorącą. Pierwsza to ta racjonalna, zdrowo myśląca, która podpowiada nam: „Wieczorem będę uprawiać seks z moim mężem, bo go kocham. Zamierzam czerpać z tego maksymalną przyjemność.” Gorąca natura, nieracjonalna i impulsywna, uaktywnia się zwykle pod wieczór, tuż przed pójściem do łóżka: „Miałam taki ciężki dzień, czuję się gruba i wzdęta, a mój mąż mnie irytuje. Nie ma mowy, żebyśmy uprawiali seks. Zamiast tego pooglądam serial i położę się spać”. Ekonomistki Szuchman i Anderson przekonują, że powinnyśmy zawsze słuchać swojej zimnej natury.
Tuż przed pójściem z partnerem do łóżka możemy nie czuć się atrakcyjne i marzyć tylko o tym, by przyłożyć głowę do poduszki, ale kiedy posłuchamy głosu, który wcześniej podpowiadał nam co innego, raczej nie będziemy żałować.
Przerażają was małżeńskie kłótnie i kryzysy
Cykliczność – rządzi nie tylko naturą, ale także ekonomią i małżeństwem. W związku, podobnie jak w gospodarce, na przemian zdarzają się wzloty (ożywienie) i upadki (recesja). Gorsze okresy we wzajemnych relacjach są nie tylko nieuniknione, ale także zdrowe. Sprawiają, że partnerzy dostrzegają popełnione błędy, przestają traktować siebie jako oczywistość i na nowo koncentrują się na tym, co naprawdę ważne. Potraktuj kłótnie i kryzysy w swoim związku jako jego integralną część, a z ekonomii zapożycz pojęcie „kreatywnej destrukcji” i pomyśl nad nowym rozwiązaniem problemu. Kłócicie się do upadłego
Liczne poradniki sugerują, by partnerzy nigdy nie szli spać pokłóceni. Skutkuje to tym, że ci, którzy przyswoili tę radę, często prowadzą dyskusje do późnej nocy, a niekiedy nawet do świtu. Szuchman i Anderson twierdzą, że to zdecydowanie zły pomysł. W ekonomii takie zjawisko nazywa się „awersją do strat” i oznacza, że każda ze stron za wszelką cenę chce wygrać. Tymczasem, im dłużej na gorąco próbujemy rozwiązać dany problem, tym robi się później, a my jesteśmy coraz bardziej wyczerpani. Wtedy już tylko krok do tego, by powiedzieć za dużo i zranić drugą osobę. Dlatego autorki książki „Spousonomics” przekonują, że warto czasem pójść spać nawet wtedy, gdy rozejm nie został jeszcze zawarty. Do tematu możecie wrócić kolejnego dnia rano, kiedy oboje nieco ochłoniecie, a przede wszystkim nie będziecie mieli za sobą zawalonej nocy. Szanse na to, że szybko uda się zażegnać spór, są wówczas znacznie większe.
Próbujesz czytać w jego myślach albo oczekujesz, że on to będzie robił
Większości kobiet towarzyszy przeświadczenie, że ich partner zawsze powinien wiedzieć, kiedy potrzebują przytulenia albo koktajlu po ciężkim dniu w pracy. Podobnie, oczekują, że ukochany domyśli się i w drodze do domu wstąpi do myjni, bo przecież samochód jest tak nieludzko brudny, że aż kłuje w oczy. Tutaj znów z rozwiązaniem przychodzi ekonomia, a konkretnie: zasada transparentności. Nie zakładaj, że twój partner wyczyta z twoich myśli, czego potrzebujesz albo co ma być zrobione. Zamiast tego jasno się z nim komunikuj. Informacja to olej, który napędza waszą małą ekonomię.
Odkładacie drobne, miłe gesty na później
Planujemy, że wieczorem zrobimy ukochanemu masaż albo mamy zamiar zaoferować, że zajmiemy się dziećmi, a on pojedzie na przejażdżkę motorem. Kiedy jednak ów moment się zbliża, z jakiegoś powodu nagle stajemy się mniej wspaniałomyślne. To samo działa zresztą w drugą stronę. Zawsze sobie mówimy: „Innym razem”. W takich sytuacjach warto zastosować metodę, wykorzystywaną przez ekonomistów, zwaną „narzędziem zobowiązania”. Wyślij mężowi smsa, obiecując mu wieczorny masaż. Kiedy nadejdzie wieczór, znacznie trudniej będzie ci się z tego wycofać.
Nie doceniacie znaczenia małych zmian
Duży dom za miastem i długie podróże z pracy do domu czy małe mieszkanko w centrum i więcej czasu z dziećmi? Nie zawsze trzeba wybierać pomiędzy tak kontrastowymi opcjami. Kiedy macie wrażenie, że nie starcza wam czasu na posprzątanie mieszkania albo poprasowanie ubrań i zaczynacie się zastanawiać nad tym, by jedno z was zrezygnowało z pracy i zajęło się domem, może warto najpierw poszukać mniej radykalnego rozwiązania? Spróbujcie gotować więcej podczas weekendu i korzystać z zamrożonych porcji w tygodniu. Albo od czasu do czasu wynajmijcie firmę sprzątającą, zamiast spędzać godziny na szorowaniu zlewu. Kiedy problem wydaje się przytłaczający, trudno uwierzyć, że takie drobnostki mogą pomóc go wyeliminować. Tymczasem nie zawsze potrzebna jest rewolucja, by odczuć dużą poprawę. Znacznie lepiej zacząć właśnie od małych zmian.
Izabela O’Sullivan (io/pho) na podst. Foxnews.com