Blisko ludziJakub Tolak i Zosia Samsel od miesięcy żyją w podróży. Van jest ich domem

Jakub Tolak i Zosia Samsel od miesięcy żyją w podróży. Van jest ich domem

Jakub Tolak i Zosia Samsel zrezygnowali z pracy przy biurku i kupili bus, którego zamienili w 6-metrowy dom na kółkach. Od 15 miesięcy są w podróży po Europie. O podróżowaniu w pandemii, zwykłym, prostym życiu, jego kosztach i wyzwaniach mówią z pasją, ale biorą pod uwagę też to, że nie będą funkcjonować tak wiecznie. Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Jakub Tolak i Zosia Samsel
Jakub Tolak i Zosia Samsel
Źródło zdjęć: © Instagram
Aleksandra Sokołowska

09.01.2021 13:12

Aleksandra Sokołowska, WP Kobieta: Kuba, pewnie większość osób kojarzy cię z aktorstwem. Wiele lat grałeś w "Klanie". Dlaczego zrezygnowałeś?

Jakub Tolak: W "Klanie" grałem 9 lat. Praca w takim serialu na dłuższą metę jest jak praca w fabryce. Co innego zagrać w filmie fabularnym. Tam można budować rolę. W serialu, który trwa tak długo, praca aktora sprowadza się zbyt często do jedynie wiarygodnego odegrania sceny. Pojawia się rutyna, element twórczy zanika. Mnie to po prostu zaczęło doskwierać. Powiew "celebryckiego blichtru" nie był dla mnie na dłuższą metę aż tak atrakcyjny. Chciałem się rozwijać w zawodzie, dlatego zdałem do Akademii Teatralnej. Niestety, z różnych powodów, byłem tam tylko rok. Jednak ten etap w swoim życiu wspominam bardzo dobrze. Przede wszystkim ludzi, z którymi się spotkałem i pracowałem.

Jest pandemia, a wy podróżujecie kamperem po Europie. Nie boicie się?

Zosia Samsel: Jesteśmy w podróży od października 2019 roku. Po pół roku dotarliśmy na południe Europy - do Hiszpanii i Portugalii, gdzie zastała nas pandemia. W lipcu 2020 wróciliśmy do Polski, żeby zrobić kilka poprawek w kamperze i pojeździć trochę po kraju. We wrześniu znów wyruszyliśmy w podróż. Nie mamy mieszkania stacjonarnego, wynajęliśmy je na początku drogi. Nie mieszkamy w hotelach, nie stacjonujemy na kempingach, więc mamy możliwość ograniczenia kontaktów międzyludzkich, gdy sytuacja tego wymaga. Podróżujemy swoim domem, sami decydujemy, gdzie i na jakich zasadach się zatrzymujemy. Jednak, jeśli chodzi o samo przemieszanie się, to owszem, jesteśmy teraz dość mocno ograniczeni. Granice państw są często nieprzejezdne.

Jakub Tolak: Rzeczywiście, z założenia wybieramy miejsca bliżej natury, omijamy duże miasta. Teraz jednak nie możemy się za bardzo ruszyć z Albanii, w której jesteśmy od miesiąca. Chcieliśmy jechać do Grecji, ale jest wciąż zamknięta, promem do Włoch też – z podobnego powodu – nie popłyniemy. Turcja również odpada, musielibyśmy odbić bardzo mocno na wschód, a mieliśmy trochę inne plany, jeśli chodzi o dalszą drogę. Póki co pojeździmy po południu Albanii i poczekamy na rozwój sytuacji.

Trzeba przyznać, że podróżowanie w czasie pandemii bywa wyzwaniem. Obostrzenia w różnych krajach są inne. Nie do końca wszystko jest określone, szczególnie gdy jest się wciąż w ruchu. Jesteśmy Polakami, ale nie przyjeżdżamy z Polski, tylko z terytorium innego kraju, więc trudno określić jakie przepisy nas dotyczą. Często trzeba po prostu pojechać na granicę, aby zobaczyć, co się stanie. I my tak robimy.

Jak sytuacja pandemiczna wpłynęła na życie osób podróżujących?

Zosia: Ludzie teraz są milsi, lepsi dla siebie. Widzimy, że tęsknią za kontaktami z innymi. Okazuje się, że wcale nas nie unikają, a mogliby, bo przecież cały czas się przemieszczamy, nie wiedzą, z kim mieliśmy kontakt wcześniej. W Serbii nasza suczka Hipi została ukąszona przez żmiję. To była niedziela. Liczyła się każda minuta. W miasteczku, do którego z gór popędziliśmy na złamanie karku, nie było weterynarza. Pomógł nam przypadkowo spotkany na ulicy mężczyzna Milan oraz lekarze i pielęgniarki z miejscowego szpitala. Hipi dostała zastrzyk ze sterydów. Medycy zrobili to trochę "poza systemem" i wykazali się ogromną empatią. Dzięki temu Hipi przeżyła noc. Następnego dnia trafiliśmy już do weterynarza, który podał odpowiednie serum. Te sceny jak z filmu zapamiętamy na długo.

Jak to się stało, że wpadliście na pomysł: zamieszkamy w kamperze, będziemy podróżować?

Kuba: To był proces. Nie było tak, że histerycznie rzuciliśmy wszystko i wyjechaliśmy. Żyło nam się dobrze. To, że mieliśmy możliwość podjęcia takiej decyzji, to wielkie wyróżnienie i komfort. Czuliśmy jednak, że czegoś nam brakuje. Stosunek czasu, który mogliśmy poświęcać na pasje i podróże, do tego spędzanego w pracy, wydał nam się niekorzystny. Zmieniając warunki życia i rezygnując z komfortu, chcieliśmy też nauczyć się więcej o sobie.

Wcześniej pracowaliście na etacie?

Kuba: Tak. Nasza praca była w porządku. Ja pracowałem jako copywriter i lubiłem to zajęcie. Zosia sprzedawała nieruchomości. Staraliśmy się jednak jak najczęściej wyjeżdżać. Pojechaliśmy na trzy roadtripy po USA. Te wyjazdy coś w nas zmieniły. Zwróciły uwagę na to, że lubimy być w drodze. Postanowiliśmy więc z podróżowania zrobić sposób na życie.

Waszym domem stał się citroen jumper. Sami przerobiliście ten samochód?

Kuba: Tak. Skończyłem architekturę i nie ukrywam, że zdobyta wiedza bardzo mi pomogła. Starałem się podejść do tego zadania, jak do projektu mini domu jednorodzinnego. Uwzględniłem nasze potrzeby i sposób funkcjonowania na co dzień, a także styl wnętrza – przecież mieliśmy tu mieszkać! Całe wnętrze zbudowaliśmy własnymi rękami, acz niektóre prace, np. ocieplenie pianą, czy instalację gazową wykonali dla nas profesjonaliści.

Budowa, konstrukcja i wykończenie wnętrza zajęły nam 8 miesięcy, bo równocześnie pracowaliśmy na etat. Na początku mieliśmy tylko zimną wodę, ogrzewania też nie było. Po tegorocznych przebudowach mamy już pełen komfort. Jest oczywiście kuchnia, łóżko, szafa, ekran do oglądania filmów z rzutnika. Cała paka busa ma 7,5 metra, ale po odjęciu zabudowy, na przestrzeń życiową mamy raptem 5 metrów.

Ile to kosztowało?

Zosia: O kosztach przerobienia auta zrobiliśmy film na YouTube, wyliczyliśmy tam wszystko, poza robocizną. Razem wyszło około 50 tys. zł, wraz z zakupem, ubezpieczeniem i drobnymi naprawami samochodu.

Jak mieszka się od tylu miesięcy na 5 mkw?

Zosia: Trzeba przyznać, że nasza przestrzeń jest sprawnie zaprojektowana, więc żyje się całkiem dobrze. Plusem jest duży przydomowy ogród (śmiech). Zmieniamy go, jak tylko nam się zamarzy.

Kuba: Na co dzień nie mamy poczucia, że jesteśmy zamknięci. Dodatkowo, z okien naszego domu zwykle roztacza się piękny widok. Gorzej, gdy pada deszcz, wtedy bywa klaustrofobicznie, a wyjście oznacza zwykle mokre rzeczy, które ciężko jest wysuszyć. Dziś w nocy była potężna burza, zaczęło przeciekać okno dachowe i uszczelka tylnych drzwi. W deszczu jednak nic zrobić nie mogłem. Musiałem czekać na chwilę bez opadów, a niestety od 5 dni pada właściwie nieprzerwanie.

Jak wygląda wasz dzień? Bo chyba nie jest to tylko odpoczynek…

Zosia: Faktycznie, przez pierwszy miesiąc wyjazdu tylko zwiedzaliśmy i skupialiśmy się na "byciu". Później poczuliśmy, że czegoś nam brakuje. Działania. Zaczęliśmy prowadzić kanał na YouTube i profil na Instagramie. Od nowego roku co tydzień prowadzimy autorską audycję w radiu internetowym, piszemy felietony do miesięcznika. Są to dla nas zupełnie nowe wyzwania.

Kuba: Nie wszyscy wiedzą, ale kamper wymaga regularnej obsługi. Niektóre dni musimy więc poświęcić na poszukiwanie wody do napełnienia zbiornika i miejsc, gdzie możemy pozbyć się wody brudnej i opróżnić toaletę. W Europie Zachodniej jest sporo tak zwanych kamperserwisów, ale tu, gdzie jesteśmy, ich nie ma i bywa, że wody szukamy nawet na cmentarzach, co może brzmieć niepokojąco, ale każdy kamperowicz przyzna, że to nic dziwnego (śmiech).

Zosia: W okolicach marca 2020, kiedy oszczędności mocno się skurczyły, znaleźliśmy pracę przy eko-wiosce, w hiszpańskiej Andaluzji. Jednym z zadań było stworzenie ogrodu od zera. Kontakt z naturą na co dzień jest tym, co nas uspokaja i przybliża do tego "bardziej prawdziwego życia".

Social media i vlog to część waszego życia. Można się z tego utrzymać?

Kuba: Mieliśmy oszczędności i mamy je nadal. Bez tego byśmy nie dali rady. Przed wyjazdem ciężko pracowaliśmy na to, aby te środki zebrać. YouTube nas aktualnie wspomaga. Wspierają nas też bardzo przychylne osoby, m.in. w serwisie Patronite, za co jesteśmy im wdzięczni. Od niedawna prowadzimy audycję i piszemy felietony, co, przynajmniej w teorii, da nam coś na kształt stałego wynagrodzenia. Zaprojektowaliśmy i wydaliśmy też swój autorski kalendarz na 2021 rok, który pojawił się w naszym nowo otwartym sklepie internetowym.

Zosia: Na YouTube możemy z reklam zarobić około 700 zł miesięcznie. Jest to wsparcie, z którego korzystamy, podróżując, jednak nie moglibyśmy się z tego utrzymać. Na ten moment nie mamy dużo współprac w social mediach. Wychodzimy z założenia, że możemy zaprezentować naszym widzom tylko takie produkty, które są wpisane w naszą tematykę i mogą ich rzeczywiście zainteresować.

Będąc w ciągłej podróży, dużo wydajecie na życie?

Zosia: Założyliśmy, że dzienny budżet to będzie 13 euro na dwie osoby z psem. Nie mamy dużych wydatków. W sumie kupujemy tylko paliwo dla siebie i samochodu (śmiech).

Kuba: Zwykle przebywamy na łonie natury, gdzie nie ma sklepów, więc zakupy nie kuszą (śmiech). Większe miasta niejako zmuszają do wydawania pieniędzy: nie chodzi nawet o restauracje czy koszty zwiedzania, ale o np. płatne parkingi.

Nie brakuje wam "starego" życia? Macie czasem takie myśli: "wracamy"?

Zosia: Powoli dowiadujemy się, czego od życia nie chcemy. Wykluczenia mogą zaprowadzić nas do pewnych odpowiedzi. Plan na życie stacjonarne dzielone z życiem podróżnika już jest. Jeździmy we dwoje, ale jeśli sytuacja ulegnie zmianie i na pokładzie kampera pojawi się ktoś nowy, również nie przewidujemy problemów z tym związanych. Spotkaliśmy w drodze wiele rodzin. Z dziećmi podróżować i mieszkać w kamperze również się da. Wszystko zależy od tego, jakie są nasze oczekiwania i na jakie kompromisy jesteśmy w stanie pójść.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (882)