Jedyny skuteczny roślinny afrodyzjak to żeń‑szeń
20.05.2013 16:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Choć ludzkość przez wieki różnym roślinom przypisywała działanie afrodyzjakalne, to współczesna nauka potwierdziła tylko skuteczność żeń-szenia – poinformowała w piątek w Katowicach dr Halina Galera z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Choć ludzkość przez wieki różnym roślinom przypisywała działanie afrodyzjakalne, to współczesna nauka potwierdziła tylko skuteczność żeń-szenia – poinformowała w piątek w Katowicach dr Halina Galera z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Wygłosiła ona w piątek wykład pt. „Pieprzno i szafranno moja mościa panno, czyli rośliny w służbie miłości” w ramach organizowanych przez Uniwersytet Śląski imprez Międzynarodowego Dnia Roślin. Jak podkreśliła, tylko nieliczne spośród roślin, którym przypisywano magiczne zdolności wzbudzania zainteresowania płcią przeciwną zostały porzucone i zapomniane. "Znakomita większość jest w tym celu używana do dziś” – powiedziała.
„Ich jedzenie na pewno lepiej podziała niż futrowanie się kolorowymi pastylkami. Za skuteczny afrodyzjak uważa się jednak obecnie tylko żeń – szeń” – dodała. Jak podkreśliła, w dawnych czasach potrzeba korzystania z roślin, które ułatwiały miłość, była znacznie większa - małżeństwa z miłości były relatywnie rzadkie, obowiązywały natomiast surowe zakazy moralne.
Jak mówiła dr Halina Galera, najważniejszy i najbardziej znany afrodyzjak to mandragora lekarska, znana już w starożytnym Egipcie. Choć wykorzystywano i liście, i owoce, to za jej najważniejszą część był uważany spichrzowy korzeń, mający przypominać postać ludzką. Mandragora miała nie tylko zwiększać potencję, ale i leczyć bezpłodność, liście wykorzystywano jako środek uśmierzający ból podczas pierwszych operacji chirurgicznych, z owoców robiono wino, a z korzeni również amulety, które miały zapewnić szczęście w miłości.
Było ją niezwykle trudno zdobyć, a jej cena była wyższa niż złota. „Handlujący nią kupcy, by uzasadnić tę wysoką cenę, tworzyli legendy o tym, jak trudno ją zdobyć. Mówiono, że dusza mandragory mści się na tym, kto zakłóca jej spokój, a wyciągana z ziemi wrzeszczy. Aby tego uniknąć, zalecano spryskanie uryną lub krwią dziewicy. Do wykopywania używano rzekomo psów, najlepiej czarnych, które miały być wcześniej przez trzy dni głodzone. Przywiązany do okopanej rośliny pies miał ją potem wyciągać, biegnąc do mięsa, i ginąć jako ofiara jej zemsty” - opowiadała dr Galera.
Współcześnie mandragory już się nie poleca. Wiadomo że działa halucynogennie, wywołując marzenia senne o zabarwieniu erotycznym i uczucie wznoszenia. Inne rośliny, którym przypisywano działanie afrodyzjakalne to pieprz, szafran czy będąca równocześnie symbolem panieństwa ruta, opisywana w tym znaczeniu choćby przez Mickiewicza w „Panu Tadeuszu”.
W odróżnieniu od niezwykle drogiej mandragory, powszechnie dostępny lubczyk uchodził za afrodyzjak dla maluczkich, miał m.in. łagodzić niezgody i rozterki w małżeństwie. Okazuje się jednak, że ma działanie przede wszystkim moczopędne. Do afrodyzjaków zaliczano też pietruszkę, marchewkę, selery, fenkuł czy szparag.
Duże znaczenie w tym zakresie przyznawano też od wieków przyprawom wschodnim, znanym już w średniowieczu, jak imbir, pieprz, szafran, cynamon, gałka muszkatołowa, goździki, cynamon, imbir czy kurkuma. „Ponieważ wywodziły się z dalekich, dzikich krajów, przypisywano im wręcz nadprzyrodzone pochodzenie. Sądzono np., że cynamon rośnie w jarach wypełnionych jadowitymi wężami” – mówiła dr Galera.
Po odkryciu Ameryki do grupy specyfików, którym przypisywano niezwykłe właściwości, dołączyła też wanilia i kakao. „Zastanawiano się czy picie czekolady łamie post, opisywano Hiszpanki popadające w nałóg picia czarnej czekolady, a św. Róża z Limy po wielu godzinach uniesienia duchowego miała ujrzeć anioła podającego jej filiżankę czekolady, dzięki której odzyskała siły” – mówiła badaczka.
Kolejna grupa afrodyzjaków to orzechy, winorośl czy granaty – czerwonym kwiatom granatowca, kształtowi owoców i mnogości pestek przypisywano bogatą miłosną symbolikę. Nawiązania do tej rośliny pojawiają się m.in. w biblijnej Pieśni nad pieśniami; w Chinach był to ulubiony prezent ślubny.
Chińczycy nazywają żeń-szeń rośliną – człowiekiem, a nawet wystawili mu betonowy pomnik. W Europie był znany już na dworze Ludwika XIV, w tych czasach jego cena była wielokrotnie wyższa od złota. Wierzono, że odpędza złe moce, a przyjmowany długo wzmacnia całe ciało. „To nadal bardzo ważna roślina lecznicza i jedyny rzeczywisty afrodyzjak, lepiej go jednak zażywać pod kontrolą lekarską” – zastrzegła dr Galera.
(PAP/mtr), kobieta.wp.pl