"Jedynym źródłem są dla mnie media". Narzeczona żołnierza o życiu w strachu
– Budziłam się rano, włączałam program informacyjny i czekałam na wiadomość. Nie potrafiłam o niczym innym myśleć, to była paranoja – mówi Katarzyna, narzeczona polskiego żołnierza.
10.01.2020 | aktual.: 10.01.2020 20:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ukochany Katarzyny jest obecnie na misji w Libanie. Pomimo, że kraj nie jest uwikłany w konflikt irańsko-amerykański, to 36-latka nie ukrywa, że śledzi na bieżąco doniesienia i boi się o narzeczonego.
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Jaka była twoja reakcja, gdy usłyszałaś o tym, co dzieje się teraz na Bliskim Wschodzie?
Katarzyna, narzeczona żołnierza: Przestraszyłam się i od razu pomyślałam o Maćku. Nie znam się na polityce tych krajów, jednak uważam, że bez przyczyny nie wysyła się tam wojsk. To specyficzny region i nigdy nie wiadomo, co może się stać.
Rozmawialiście o tym?
Tak. Właściwie to ja rozpoczęłam temat, bo on wolał przemilczeć, żebym się nie denerwowała. Jednak trudno, żebym nie dowiedziała się o atakach w tamtym regionie. Tym bardziej że teraz wszędzie o tym piszą i mówią.
Uspokajał cię?
Przed wyjazdem powtarzał mi, że tam jest spokojnie i ja też mam być spokojna. Teraz nie wolno mu informować nikogo o bieżącej sytuacji, więc jedynym źródłem są dla mnie media.
Czytasz codziennie wiadomości?
Gdy wyjechał, to robiłam to wręcz obsesyjnie. Budziłam się rano, włączałam program informacyjny i czekałam na wiadomość. Nie potrafiłam o niczym innym myśleć, to była paranoja. Później nauczyłam się funkcjonować ze świadomością, że on tam jest. Skupiałam się na swojej pracy i starałam nie panikować bez powodu.
A teraz?
To zależy. Są dni, gdy nie czuję żadnych obaw, bo często się odzywa, daje znać, że jest ok, ale są też i takie, w których przychodzą mi do głowy najgorsze scenariusze.
Oby się nie spełniły.
Oby. Mam też nadzieję, że gdyby wystąpiło tam realne zagrożenie, to polski rząd natychmiast zdecyduje się ściągnąć ich z powrotem do Polski.
Czy są jakiekolwiek plusy związku z żołnierzem?
Oczywiście. Jestem bardzo dumna, że mam przy swoim boku takiego człowieka. Przeżył misję w Afganistanie, teraz jest w Libanie. Podziwiam go, jest dla mnie autorytetem. Ponadto zauważyłam, że rozłąki mają dobry wpływ na relacje. Żołnierze nie tylko wyjeżdżają na misje, ale też są co chwile na poligonach, szkoleniach. Dobrze jest czasem zatęsknić, to jest zdrowe dla związku. Wtedy bardziej szanuje się siebie nawzajem i docenia.
Ta obecna rozłąka jest najdłuższą?
Tak. Wyjechał w listopadzie ubiegłego roku i wróci prawdopodobnie w maju.
Trudno było się rozstać?
Bardzo. Pamiętam, że dzień przed jego wylotem byłam totalnie do niczego. Na razie mieszkamy w innych miastach i dzieli nas prawie 300 km. Ostatnią noc spędziłam u niego. Kiedy odprowadzał mnie na pociąg, miałam mętlik w głowie. Nie lubię pożegnań i też nigdy nie płakałam przy nim. Kiedy pociąg ruszył, to rozpłakałam się jak dziecko. Zaczęły dręczyć mnie pytania: "Czy ja go widzę ostatni raz? Czy wróci cały i zdrowy?". Ogarnęła mnie bezsilność, bo wiedziałam, że nie ma już odwrotu.
Po jakim czasie udało ci się trochę opanować emocje?
Przez 2-3 tygodnie chodziłam jak struta. Ciągle tylko płacz.
Masz świadomość tego, że on musi służyć ojczyźnie?
Tak. Pracuję w służbie społecznej i kiedyś jedna z moich podopiecznych (wdowa po żołnierzu) powiedziała mi tak: "Kochana, musisz wiedzieć jedno. Dla żołnierza służba jest jego drugą rodziną i tego nigdy nie zmienisz".
Pogodziłaś się już z tym?
Zaakceptowałam. Jednak dla mnie zawsze najważniejsze będzie jego dobro, a nie służba.
Zobacz także
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl