"Nudesy to nie wstyd". Kobiety włączają się do akcji
Gdy na profilu Marka Suskiego na Twitterze pojawiły się zdjęcia kobiety w bieliźnie, w sieci zawrzało. Polityk poinformował, że doszło do włamania na jego konto i z publikacją nie ma nic wspólnego. Na fotografiach widniała Ewa Szarzyńska, wiceprzewodnicząca rady miejskiej w Mogilnie. Dziś Polki wspierają radną i dołączają do akcji "Nudesy to nie wstyd".
Po ukazaniu się w sieci intymnych zdjęć radnej z Mogilna wiele kobiet postanowiło ją wesprzeć. W solidarnym geście z poszkodowaną powstała akcja "Nudesy to nie wstyd". Panie publikują w sieci fotografie odsłaniające ciało. Justyna Klimasara z Federacji Młodych Socjaldemokratów w rozmowie z WP Kobieta tłumaczy, co ta inicjatywa ma na celu. – Nudesy to nie wstyd pod warunkiem, że są upubliczniane za zgodą. Chcemy piętnować osoby, które w celu poniżenia innych kobiet, rozpowszechniają ich prywatne zdjęcia. Na krytykę zasługują sprawcy, nie ich ofiary. Z drugiej strony chcemy pokazać, że nie można obrażać pań, które świadomie pokazują ciało – tłumaczy nam Klimasara.
– Moim zdaniem żyjemy w środowisku patriarchalnym, w którym mężczyznom wiele rzeczy uchodzi na sucho. Nikogo nie gorszy zdjęcie mężczyzny w slipach, który stoi na plaży, ale kobieta w stroju kąpielowym już jest oceniana. Jeśli ona chce pokazać swoje nieco odważniejsze zdjęcie, to nie powinna być przez to deprecjonowana. Smucą mnie słowa pań, nazywam je "strażniczkami patriarchatu", które mówią, że dziewczyny powinny się zakrywać, jeśli nie chcą być stygmatyzowane. Kolejnym krokiem będzie komunikat - jeśli nie chcesz być gwałcona, nie ubieraj się prowokacyjnie. Nie można usprawiedliwiać wulgarnych zachowań mężczyzn wobec kobiet – podkreśla Klimasara.
Szarzyńska nie jest pierwszą i z pewnością nie ostatnią osobą, której intymne zdjęcia trafiły w niepowołane ręce. Nasza rozmówczyni Magda również tego doświadczyła. Opowiedziała nam o traumie z przeszłości.
Wstydzę się do dziś, choć minęło już wiele lat
- Zalała mnie fala gorąca, miałam wypieki na twarzy, chciałam zapaść się pod siebie, gdy koleżanka z klasy powiedziała mi, że ktoś ze szkoły ma w telefonie moje zdjęcie – mówi w rozmowie z WP Kobieta Magdalena.
Ta sytuacja miała miejsce kilka lat temu, kiedy Magda była w trzeciej klasie liceum. Pół roku wcześniej była w związku z pewnym chłopakiem. On studiował na Uniwersytecie Gdańskim, ona mieszkała z rodzicami w Sopocie. Spotykali się co kilka dni, więc doskwierała im tęsknota. Rozmawiali ze sobą przez telefon, łączyli się na kamerkach przez Skype’a. Wreszcie chłopak zapytał, czy mogłaby mu wysłać swoje zdjęcie. Ale nie selfie, inne, pokazujące trochę więcej ciała. Magda się zgodziła.
– Nie widziałam w tym nic złego. Wysłałam mu zdjęcie bez bluzki, on w zamian też wysłał mi swoje bez koszulki. To była jedyna taka sytuacja – mówi nam. - Byliśmy ze sobą jeszcze przez kilka miesięcy, ale ja przygotowywałam się do matury, a on miał dużo nauki na studiach, więc nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Podjęłam decyzję o rozstaniu. Przyjął to ze spokojem, nie pokłóciliśmy się. Ja wtedy zupełnie nie pamiętałam, że kiedyś wysłałam mu intymne zdjęcie. Przypomniałam sobie o tym dopiero, gdy fotka zaczęła krążyć wśród znajomych ze szkoły – wspomina Magdalena.
Jej zdjęcie bez bluzki, które kiedyś wysłała ukochanemu, miało w swoich telefonach wielu uczniów jej liceum. – Bardzo się tego wstydziłam. Wstydzę się tego do dziś, choć minęło już wiele lat. Gdy to się działo, chciałam zniknąć. Nie wiedziałam, co mam zrobić, bałam się, że jeśli powiem to rodzicom albo zgłoszę to szkolnemu pedagogowi, to będą mnie oceniać, skrytykują, nakrzyczą na mnie, że skoro wysłałam takie zdjęcie, to teraz muszę ponieść tego konsekwencje. Przez tydzień nie chodziłam do szkoły. Udawałam, że jestem chora. Myślałam, że jakoś się to rozejdzie. Kiedy wróciłam, nic się nie zmieniło. Marzyłam o tym, żeby przenieść się do innego liceum, ale byłam przed maturą, więc nie mogłam tego zrobić – podkreśla kobieta.
Magdalena wyznała, że nigdy nie zapytała byłego chłopaka, dlaczego rozesłał innym osobom jej intymne zdjęcie. – Wszędzie go zablokowałam, usunęłam ze znajomych. Nie chciałam go znać. Chciałam o nim zapomnieć, chciałam, żeby przestał istnieć – mówi nam. – Po tym wszystkim zapisałam się na terapię. Musiałam odbyć wiele spotkań z psychologiem, żeby wytłumaczył mi, że nie zrobiłam nic złego. Jedyne, czego nie udało mi się przepracować, to poczucie wstydu. Nadal się wstydzę – dodaje Magdalena.
To przemoc seksualna
Dominika Rajska, psychoterapeutka i seksuolożka w rozmowie z WP Kobieta zauważa, że rozpowszechnianie intymnych zdjęć bez zgody osoby, która się na nich znajduje, jest przemocą seksualną.
– Gdy upubliczniamy takie zdjęcie, szczególnie w kontekście erotyczno-seksualnym, to taki czyn można nazwać przemocą seksualną. Jest to nadużycie, naruszenie cudzej intymności. Osoba, której intymne fotografie pojawiły się w sieci, może poczuć się zawstydzona. To uderza w jej bardzo intymną sferę. Może zacząć źle o sobie myśleć, obwiniać się, krytykować. Może to wpłynąć na jej samoocenę, obniżyć pewność siebie, ale przede wszystkim na jej zaufanie i poczucie bezpieczeństwa, bo przestała mieć kontrolę nad swoim ciałem i wizerunkiem – mówi nam Dominika Rajska.
Psychoterapeutka w swojej pracy miała kontakt z wieloma osobami, które doświadczyły tego rodzaju przemocy. –  Źle na to reagowały. Czuły lęk, niepokój, ogromny stres. W skrajnych sytuacjach może się zdarzyć, że ktoś będzie przeżywać ataki paniki. Może to się również odbić na życiu intymnym. Jednak to nie osoba, której zdjęcia wyciekły, powinna się wstydzić, tylko osoba, która dokonała nadużycia. Warto też pamiętać, że w momencie, gdy fotografia trafia do internetu i internauci zaczynają negatywnie komentować wygląd osoby ze zdjęcia, hejtować ją, to wtedy osób stosujących przemoc jest już więcej, niż tylko ta jedna, która rozpowszechniła wizerunek – podkreśla specjalistka.
Jak więc pomóc osobie, której zdjęcia trafiły w niepowołane ręce? – Przede wszystkim nie banalizować i nie minimalizować jej odczuć. Zwracać uwagę i podkreślać, że to nie jest jej wina, że to nie ona zrobiła coś złego. Można robić sobie nagie zdjęcia, wysyłać je komu tylko ma się ochotę, ale nikt nie ma prawa ich rozpowszechniać bez naszej zgody – dodaje seksuolożka.
Taki czyn podlega karze
Co możemy zrobić jeśli intymne zdjęcia dostaną się w niepowołane ręce i wyciekną do internetu? – Jeśli fotografie pojawiły się na portalu społecznościowym, to radzę natychmiast zgłosić ten fakt administratorom serwisu i zażądać usunięcia kompromitujących treści. Na takich platformach jak Facebook czy Twitter istnieją do tego odpowiednie formularze. Z praktyki zawodowej wiem, że jeśli chodzi o niecenzuralne, erotyczne zdjęcia, prośby o usunięcie są szybko i pozytywnie rozpatrywane, następnie takie materiały są blokowane i usuwane - mówi w rozmowie z WP Kobieta prawniczka Teresa Wajdziak, która prowadziła sprawy z zakresu cyberprzemocy i stalkingu.
Usunięcie zdjęć z sieci to jedno. Mecenas sugeruje, że osoba poszkodowana powinna też zgłosić sprawę na policję. – Trzeba złożyć na policji zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i opisać dokładnie całą sytuację, czyli co się wydarzyło, kto był w posiadaniu naszych zdjęć i jeśli mamy taką wiedzę, do kogo później trafiły. Rozpowszechnianie nagich fotografii bez zgody i udostępnienie ich w internecie, do którego ma dostęp nieograniczona ilość ludzi, jest nie tylko naruszeniem dóbr osobistych, ale i przestępstwem, które jak wskazuje kodeks karny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat – informuje nas mecenas Wajdziak.