Jesienią to już plaga. "Cuffing season" zatacza coraz szersze kręgi
Niskie temperatury, brak słońca za oknem, potrzeba ciepła i bliskości. Te wszystkie czynniki sprawiają, że wiele osób wchodzi w tzw. sezonowe związki, rozpoczynające się jesienią, a kończące wraz z początkiem wiosny. - Chodziło o to, żeby ktoś był obok - mówi Agata.
Jeżeli kiedykolwiek czułaś lub czułeś, że masz potrzebę bycia w związku jedynie w miesiącach jesienno-zimowych, aby przetrwać je możliwie bezboleśnie, prawdopodobnie dopadł cię "cuffing season". Choć mało kto jest świadomy istnienia tego zjawiska, "sezon zakajdankowania" pojawia się nie tylko w popkulturze (jak chociażby w jednej z piosenek artystki SZA), ale stał się też przedmiotem zainteresowania naukowców, psychiatrów i psychologów. Powód? Staje się coraz popularniejszym zjawiskiem.
- To kwestia m.in. naszego klimatu. Przychodzi jesień, zima. Niektórzy czują się bardziej samotni. Chcą mieć kogoś obok, posiedzieć z kimś na kanapie. Tak działa cały ten mechanizm. Nie jest to empatyczne, a powiedziałabym, że narcystyczne. Czy osoby, które wchodzą w takie związki, działają świadomie? Nie do końca. U większości dzieje się to w podświadomości. Rzadko kiedy ktoś planuje to z wyprzedzeniem - tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta psycholożka Dorota Minta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Partner na sezon
- Kilka lat temu byłam osobą, która wchodziła w związki jedynie jesienią i zimą. Nie miałam jednak wtedy świadomości, że było to związane z tym, jak zmienia się moje samopoczucie, w szczególności psychiczne - przyznaje w rozmowie z WP Kobieta Agata.
Wiosną i latem, kiedy czuła się dobrze, chociażby ze względu na pogodę - wyższą temperaturę i słońce za oknem, nie miała potrzeby, aby mieć kogoś obok siebie. Jesienią i zimą, gdy aura się zmieniała, zaczynała czuć potrzebę ciepła i bliskości drugiej osoby.
- Byłam "czerwoną flagą". Potrzebowałam facetów tylko wtedy, kiedy czułam się gorzej. I nie chodziło tu o sprawy seksualne, ale o to, żeby ktoś był obok. Żeby był, kiedy wracam do mieszkania, żeby spędzał ze mną czas, żebym nie odczuwała tej "depresyjnej" aury - tłumaczy.
Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy przeprowadziła się do innego miasta na studia.
- Zaczęłam czuć się samotna. Miałam oczywiście koleżanki, które dopiero poznawałam, ale kiedy wracałam do mieszkania, zaczynałam czuć się beznadziejnie. Popołudnia i wieczory spędzałam pod kołdrą, z jedzeniem, nie robiąc niczego konkretnego - zauważa.
- Potem zaczęłam wychodzić na imprezy. Na jednej z nich poznałam chłopaka, z którym byłam w związku już po tygodniu znajomości. To było jakoś w połowie listopada. Cały grudzień, styczeń i luty spędziliśmy razem, więc te najgorsze miesiące minęły mi błyskawicznie. Ale gdy on zaczął coś wspominać o wspólnych wakacjach, ja nawet nie miałam tego w planach. Ostatecznie zerwaliśmy w marcu - mówi.
Zobacz także: Od 15 lat żyje w "rzymskim małżeństwie". Jest zachwycona
Powtórki z rozrywki
Agata dodaje w rozmowie, że takie same sytuacje powtórzyły się jeszcze dwukrotnie. Jesienią poznawała mężczyzn, z którymi szybko wchodziła w związki. Spędzała z nimi zimę, czasem początek wiosny. Tym samym miała "miły, przedświąteczny czas", osoby towarzyszące na sylwestra i partnerów na walentynki. Na tym jej potrzeby się kończyły.
- Kiedy teraz o tym opowiadam, czuję wstyd. Mimo tego, że minęło już kilka lat, a z tamtymi facetami mam normalne, luźne relacje. Nie czujemy do siebie żalu - zdradza.
- Wydaje mi się, że jest kilka powodów, dlaczego tak robiłam. Po pierwsze, wiek i studia. Wyjeżdżasz do innego miasta, zaczynasz nowe życie, wszystko wydaje się być takie beztroskie. Nie patrzysz na to, co robisz, nie liczysz się z konsekwencjami – oznajmia.
Drugi powód, który wymienia, jest już poważniejszy.
- Po wyjeździe z domu rodzinnego zaczęłam czuć pustkę. Jestem bardzo związana z rodzicami i rodziną, więc kiedy wyjechałam, dopadła mnie samotność. Nie umiałam sobie z nią poradzić. Zaczęłam robić coś, za co, jak mówiłam, dziś mimo wszystko czuję wstyd - podsumowuje Agata.
"Cuffing season", czyli ktoś będzie miał złamane serce
"Cuffing season" zawsze kończy się jednym, złamanym sercem. Tak było w przypadku Roberta, który zeszłej jesieni i zimy był w związku, w którym został wykorzystany.
Kasię* poznał przez znajomych. Szybko wpadli sobie w oko, a dwa dni po poznaniu, umówili się na pierwszą randkę. Podjechał po nią samochodem i przywitał ją bukietem kwiatów. Następnie zabrał ją na kolację do popularnej restauracji, za którą zapłacił.
- Spodobała mi się, więc bardzo się starałem od samego początku. Po pierwszej randce była druga, po drugiej trzecia, aż w końcu byliśmy razem. Bardzo szybko, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Kasia jest taką osobą, która lubi "luksus", więc często kupowałem jej kwiaty i prezenty, zabierałem na randki do fajnych miejsc. Robiłem wszystko, żeby jej zaimponować, żeby czuła się szczęśliwa - opowiada.
- Sylwestra spędziliśmy w Alpach. Wyjechaliśmy ze znajomymi. Za pobyt, obiady, kolacje, wszystkie atrakcje, płaciłem za nas dwoje. Nie chciałem od niej ani grosza. Przyjąłem, że jeżeli jesteśmy w związku, razem, to ja za nią odpowiadam - dodaje w rozmowie.
Nie inaczej było z walentynkami. Romantyczny wyjazd za miasto, kolacja przy świecach.
- Chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja się zaangażowałem, a ona po prostu korzystała z tego, że byłem, płaciłem i jej usługiwałem. Zerwała ze mną pod koniec lutego. Cytuje: "Ja chyba tego nie czuje". To mi powiedziała na sam koniec. Szkoda, że kiedy dzieliła się tym wszystkim z koleżankami na Instagramie, to mnie nawet "kochała" - oznajmia.
Narcystyczne, ale nie zawsze świadome
Dorota Minta podkreśla, że inaczej patrzy się pod kątem psychologicznym na osoby, które wchodzą w "sezonowy związek" raz, a inaczej, gdy robią to "sezonowo" przez lata.
- Jeżeli robimy to np. drugi raz w ciągu dwóch czy trzech lat, warto wtedy przyjrzeć się sobie i swojemu zachowaniu. Zastanowić się, co takiego się ze mną dzieje. Dlaczego jesienią czy zimą wchodzę w relacje, które trwają przez określony czas. Dlaczego jestem z kimś, kogo później ranię - mówi.
W odniesieniu do niektórych badań wchodzenie w "sezonowe związki" może być związane ze zmianami w poziomie serotoniny, która u wielu osób obniża się wraz z nadejściem chłodniejszych miesięcy, psycholożka stwierdza, że bardziej przyjrzałaby się innym bodźcom, które mogą być z tym związane - ogólnemu samopoczuciu fizycznemu oraz psychicznemu, otoczeniu czy chociażby stylowi życia.
- Na produkcję serotoniny w organizmie człowieka bardziej wpływa dieta niż słońce czy pogoda. Prędzej powiedziałabym, że może być to związane z "koktajlem hormonalnym" w organizmie danej osoby niż z samym poziomem serotoniny - podsumowuje.
*Imię zostało zmienione na prośbę rozmówczyni.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.