Jest mistrzynią ceremonii pogrzebowych. "Zdarza mi się prowadzić pogrzeb w czerwonej sukience"
Aneta Dobroch od pięciu lat jest mistrzynią ceremonii pogrzebowych. Jest jedną z niewielu kobiet w Polsce, które pracują w tym zawodzie. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada m.in. o pogrzebowych zachciankach zmarłych. Wyjaśnia także, dlaczego na pogrzeby zakłada czerwone buty, a czasem nawet... czerwone sukienki.
27.10.2022 06:56
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Pamięta pani pierwszy poprowadzony przez siebie pogrzeb?
Aneta Dobroch, mistrzyni ceremonii pogrzebowych: Nigdy go nie zapomnę! To było dokładnie pięć lat temu, 11 listopada. Był to bardzo duży i poważny pogrzeb w Sandomierzu. Całą uroczystość przygotowywałam najwyżej trzy dni, zostałam rzucona na głęboką wodę. Pomyślałam sobie, że "albo wypłynę, albo popłynę". Wcześniej tylko raz uczestniczyłam w pogrzebie świeckim, więc nie bardzo wiedziałam, z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Po pogrzebie spotkałam się z bardzo pochlebnymi opiniami, więc mój debiut pogrzebowy uważam za udany.
Wyobrażam sobie, że pięć lat temu kobieta w tej roli musiała wzbudzać spore zainteresowanie. W Polsce nadal głównie mężczyźni, księża, są kojarzeni z prowadzeniem pogrzebów.
Dziś widok kobiety w roli mistrzyni ceremonii dziwi już coraz mniej. Często wręcz rodziny proszą, szczególnie panowie, aby uroczystość prowadziła kobieta. Pięć lat temu ludzie byli często zaskoczeni moim widokiem, ale szybko się przekonali. Podkreślali, że kobieta w tej roli dobrze się sprawdza, bo wnosi ciepło, serce, empatię i przynajmniej płcią odróżnia się od księdza.
Co trzeba zrobić, by móc wykonywać ten zawód?
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, co jest sensem naszego życia... Ta praca to misja. Nie ma szkół, które przygotowują do wykonywania tego zawodu. Nie trzeba również ukończyć studiów teologicznych, jak niektórzy sądzą. Jest to wolny zawód. Ja rozpoczęłam tę działalność, ponieważ wcześniej prowadziłam zakład pogrzebowy i w dalszym ciągu intensywnie działam w tej branży. Mój były wspólnik stwierdził, że mam ogromne predyspozycje, cechy, które powinien posiadać mistrz ceremonii pogrzebowej. Jego intuicja okazała się strzałem w dziesiątkę. Dziś prowadzę ceremonie pogrzebowe na największą skalę w Polsce.
Rozpocząć działalność w tej branży może każdy, należy jednak pamiętać, że jest to wyjątkowo hermetyczna grupa, jak cała "pogrzebówka". Zawsze powtarzam, że konkurencja wpływa na jakość świadczonych usług w każdej branży, ale oczywiście konkurencja powinna być uczciwa.
Zdarza się, że zmarły lub jego rodzina mają szczególne zachcianki?
Oczywiście. Niedawno w Dukli w Bieszczadach prowadziłam uroczystość kobiety, która nie miała szczególnych zainteresowań czy preferencji muzycznych, ale kochała Hankę Bielicką. W czasie pogrzebu wyemitowaliśmy fragment monologu Bielickiej, której słowami pożegnano zmarłą. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Czasami zmarły życzył sobie, aby na jego pogrzebie był alkohol, więc na koniec żałobnicy są żegnani kieliszkiem jego popisowej nalewki. Innym razem córka zmarłej była tancerką, jej mama uwielbiała patrzeć, jak tańczy, zatańczyła więc na warszawskich Powązkach taniec śmierci dla swojej ukochanej mamy. Początkowo miała obiekcje, czy to wypada, ale przekonałam ją, że mama na pewno byłaby zachwycona... Wyszło przepięknie i wzruszająco!
Miałam też kiedyś na pogrzebie kapelę meksykańską w kapeluszach i całym rynsztunku. Na koniec piliśmy tequilę. Córka zmarłej miała na sobie piękną, czarną suknię meksykańską. Meksykańska kapela grała "Besa me mucho" i wiele innych meksykańskich utworów. Kiedyś prowadziłam też pogrzeb, który miał imitować koncert, gdzie żałobnicy byli publicznością, a zmarła - gościem honorowym.
Przejrzałam galerię pani zdjęć. Często pojawia się pani na pogrzebach w czerwonych butach. To pani znak rozpoznawczy?
Tak! Ludzie mnie już w tym kojarzą. Czerwień to mój atrybut. Latem – na życzenie rodziny – prowadzę pogrzeby w czerwonej sukience, ale zwykle jest to czarna toga z czerwonym kołnierzem, z którym doskonale komponują się czerwone buty i złoty łańcuch z czerwonymi rubinami.
Obowiązują określone zasady wyglądu mistrzyni ceremonii?
Nie ma żadnego standardu ubioru. Jest to wyłącznie koncepcja mistrza ceremonii. Moje czerwone buty to był odważny krok marketingowy. Założeniem była odmienność - przełamanie dotychczas utartych standardów. Wiedziałam, że w połączeniu z moim temperamentem ten kolor "się sprzeda". Jak się okazało, miałam rację. Pomysł trafiony!
Ile jest kobiet w Polsce wykonujących ten zawód?
Niewiele. Tych, które zajmują się wyłącznie tą pracą - garstka.
Kim właściwie jest mistrzyni ceremonii pogrzebowej? To bardziej urzędniczka, kapłanka, czy może też trochę "showwoman"? A może 3 w 1?
Zdecydowanie 3 w 1. Dla mnie ta praca to rodzaj misji. To jest moja życiowa pasja, dlatego nigdy nie jestem w pracy, bo kocham to, co robię. Ktoś, kto chce mieć tradycyjny pogrzeb, to przeważnie zwraca się do księdza. Natomiast nie ukrywajmy, że pogrzeb świecki to jest rodzaj show. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie, klienci, oczekują czegoś nowego, oryginalnego. A zatem mistrz ceremonii musi być poniekąd aktorem, powinien czuć publiczność, jej emocje. Oczywiście wymaga to ogromnego wyczucia, by nikogo nie urazić.
Wyobrażam sobie, że konieczna jest również duża odporność psychiczna, bo przecież na co dzień mierzy się pani z ludzką śmiercią.
To prawda. Czasami sama zadaję sobie pytanie, skąd czerpię na to siłę. Myślę, że dają mi ją ludzie, którymi się otaczam. Ludzka wdzięczność jest najlepszym wynagrodzeniem za tę pracę. W ostatnim czasie, po zakończonej ceremonii doszedł do mnie uczestnik i powiedział krótko: "Kosmos!".
Jednak nie ukrywam, że odreagowuję tę pracę. Jestem szaloną osobą, która "skacze, fruwa, biega, pływa", czyli uprawiam różne aktywności, sporty, również te ekstremalne. Każdą wolną chwilę wykorzystuję, by cieszyć się życiem, które - jak zawsze podkreślam - szybko mija.
A często myśli pani o własnej śmierci? O tym, że kiedyś ona nadejdzie?
Nie wiem, kiedy ten dzień nadejdzie. Nikt nie wie. Natomiast w ostatnim czasie rośnie liczba pochówków osób w wieku 40-57 lat, czyli w moim przedziale wiekowym. Zwykle są to zgony nagłe, nowotwory lub samobójstwa. Czasem jest to rak wykryty w ostatnim stadium. Miesiąc, dwa po diagnozie człowieka już nie ma.
Dlatego ciągle powtarzam "carpe diem". Trzeba się cieszyć każdą darowana przez los chwilą i każdym dniem. Żyć tu i teraz. Moje pasje dają mi powera. Gdybym miała inne podejście, to każdy pogrzeb byłby dla mnie ciosem i nie mogłabym wykonywać tego zawodu. Wypaliłabym się zawodowo…
Zdarza się pani uronić łzę na pogrzebie?
Oczywiście staram się tego nie robić, ale jestem tylko człowiekiem… Mam wrażliwe serce, więc zdarzają mi się słabsze dni. Doskonale pamiętam pogrzeb w Radomiu. Żegnaliśmy 42-letniego mężczyznę, który pracował na wysokim stanowisku w korporacji, a następnie z dnia na dzień został zwolniony. Wpadł w depresję, serce nie wytrzymało tego stresu, zmarł nagle. Osierocił kilkuletniego syna, który był jego całym światem i stał dosłownie przede mną na pogrzebie. Wtedy rzeczywiście uroniłam łzę.
Przykra sprawa. Jednak nie da się ukryć, że to, co pani robi to rodzaj biznesu. Ile kosztuje taka usługa?
To jest kwestia bardzo indywidualna.
Więcej czy mniej niż u księdza?
Nie więcej niż u księdza, który mówi "co łaska, ale nie mniej niż...".
Zainteresowanie jest duże?
Ogromne i cały czas rośnie! Laicyzacja społeczeństwa postępuje w zawrotnym tempie. Młode osoby coraz rzadziej chodzą do kościoła. Ja prowadzę ceremonie codziennie, przynajmniej jedną na dzień, a czasem dwie, a nawet trzy. Pracuję często w soboty, a nawet w niedziele i święta. Nie użalam się z tego powodu, bo kocham to robić i będę robiła "do końca świata i jeden dzień dłużej"!
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.