Są matkami i należą do podziemia. Gdy zamkną szkoły, mają plan B

Matki uczniów są pełne obaw
Matki uczniów są pełne obaw
Źródło zdjęć: © East News
Agnieszka Mazur-Puchała

03.09.2020 16:34

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- 9-latek w domu sam nie zostanie. A my będziemy bez prawa do zasiłku i bez pracy, bo jak pracować z dzieckiem w domu? – pyta Ania, mama Dominiki. – Dlatego ja i moje znajome już szykujemy się na to, co ma nadejść i mamy w tej sprawie konkretne plany. Jakie? Opowiadają w rozmowie z WP Kobieta.

Czarne scenariusze dotyczące zamykania szkół już zaczynają się spełniać. Od 1 września na zdalne nauczanie przechodzą niektóre placówki w województwie podkarpackim i małopolskim. W powiecie limanowskim (Małopolska) szkoły uzyskały zgodę sanepidu na to, aby zajęcia przez pierwszy tydzień odbywały się online. Po tym czasie ma się okazać, czy możliwy będzie powrót dzieci do szkolnych ławek. Sytuacja zmienia się dynamicznie, a Polki obserwują ją zdecydowanie mniej bezwolnie niż w ostatnich kilku miesiącach.

Walka z systemem – Polki w podziemiu

- Ja już się drugi raz nie dam tak zrobić. Muszę pracować, nie jestem nauczycielem – komentuje dla WP Kobieta Karolina Nowak, mama ośmioletniego Michała. Jest przekonana, że zajęcia stacjonarne skończą się bardzo szybko i będziemy mieć powtórkę z domowej szkoły. - Nie wierzę w zapewnienia, że są już nowe i wspaniałe procedury prowadzenia lekcji online. Od marca nauczyciele mojego dziecka ograniczali się tylko do wysłania listy zadań na maila i wystawiania ocen. Ja musiałam uczyć, tłumaczyć, motywować, a przez większość czasu po prostu zaganiać mojego syna do książek. Jednocześnie pracując zawodowo na home office. Nigdy więcej!

Postawa Karoliny jest wśród Polek powszechna. Wystarczy tylko rzucić w towarzystwie mam hasło "lockdown", by rozpoczęła się ożywiona dyskusja. I nie ma tu miejsca na uspokajające słowa o tym, że będzie dobrze. Polskie kobiety zbroją się na "wojnę".

- Dziadkom i babciom zabronią zajmować się wnukami pod przykrywką zagrożenia życia Covid-em, a matki za 500+ wsadzą do domów, do garów, żeby zajmowały się dziećmi, a nie karierą – przewiduje Justyna, mama Kaliny, w rozmowie z WP Kobieta.

– 9-latek w domu sam nie zostanie. A my będziemy bez prawa do zasiłku i bez pracy, bo jak pracować z dzieckiem w domu? – dodaje Ania, mama Dominiki. – Dlatego ja i moje znajome już szykujemy się na to, co ma nadejść i mamy w tej sprawie konkretne plany.

Co więc zamierzają zrobić Polki, jeśli faktycznie będą musiały zmierzyć się z zamkniętymi szkołami i zajęciami online?

Nauka na naszych warunkach

Mamy dzieci chodzących do tej samej klasy w jednej z kieleckich szkół postanowiły zatrudnić własnych nauczycieli.

- Planujemy pracę w grupach po kilkoro dzieci – mówi Agnieszka, jedna z mam. – Chcemy zatrudnić osobę z wykształceniem pedagogicznym do tego, żeby realizowała z dziećmi program. Kiedy podzielimy się kosztami, nie będą one astronomiczne. A w ten sposób nie tylko będziemy mogły normalnie pracować, ale też nasze dzieci zyskają szansę na normalną, profesjonalną edukację. Bo, nie czarujmy się, nie jesteśmy nauczycielkami. No i jest jeszcze kwestia zachowań społecznych – nasze dzieci dosłownie dziczeją siedząc w domu, bez kontaktu z rówieśnikami. Naszym zdaniem to najlepsze rozwiązanie z możliwych – dodaje w rozmowie z WP Kobieta.

- Myślimy przede wszystkim o studentkach pedagogiki – dopowiada Ania. – Przed lockdownem dorabiały sobie korepetycjami, prowadząc zajęcia wyrównawcze dla dzieci. Sama korzystałam z takiej pomocy w zeszłym roku, kiedy mój syn miał trudności z pisaniem i czytaniem. Rozmawiałam z dziewczyną, która przychodziła do niego na lekcje i jest zainteresowana takim pomysłem. Powiedziała też, że jej koleżanki również mogą podjąć się tego zadania. W ten sposób, mając cztery czy pięć studentek, możemy załatwić temat zdalnej nauki dla całej klasy. Nie wiemy jeszcze, jaki mógłby być koszt takiego rozwiązania – to zależy od liczby dzieci i tego, na ile godzin dziennie trzeba będzie wynajmować pomoc pedagogiczną.

Kombinowanie to dziś podstawa

Kiedy przejrzy się fora internetowe, okazuje się, że takie "podziemie" tworzy się nie tylko w Kielcach. Pomysł zatrudnienia domowych nauczycieli jest powszechny w większych polskich miastach. Wiele kobiet pracujących na pełny etat nie wyobraża sobie powrotu do tego, co było, dlatego wolą zapłacić.

Inne matki szukają rozwiązania w edukacji domowej. - Ja na poważnie zastanawiam się nad tym– przyznaje w rozmowie z WP Kobieta Kasia Kordaszewska, mama 12-letniej Asi. – Zdążyłam się już dowiedzieć, jak to wygląda od strony formalnej, co trzeba zrobić i które szkoły w mojej okolicy są przyjazne takiej formie nauki. Dlaczego edukacja domowa? Odpowiedź jest prosta: podstawa programowa jest mniej obszerna i nie ma tam takich absurdów jak nagrywanie wideo z lekcji WF-u czy modlitw online. Jeśli mam być nauczycielem dla mojej córki, to tylko na własnych warunkach.

A samotne matki? Te, które nie mogą sobie pozwolić na to, by zostać w domu czy wynająć nauczycielkę, bo ich na to po prostu nie stać?

- My też mamy plan – mówi WP Kobieta Kamila, mama 11-letniego Marcina. - Razem z koleżankami planujemy naukę zmianową. Będziemy sobie robić dyżury – raz jedna jest nauczycielką, następnym razem kolejna. Jakoś dostosujemy to do naszych grafików. Innej opcji nie ma. Zwłaszcza że na państwo nie możemy w tym temacie liczyć.

Pytanie tylko, czy szkolne podziemie to faktycznie dobry pomysł. Pytamy o to pedagogów z Niepublicznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej "Edukacja" w Warszawie.

- Naszym zdaniem najlepsze dla uczniów są lekcje w szkole na każdym poziomie nauczania prowadzone przez specjalistów – nauczycieli z powołaniem. W szkole dzieci i młodzież nie tylko zdobywają wiedzę, ale uczą się współżycia z rówieśnikami i w większym zespole ludzi. Uczą się, że obowiązują pewne normy, których trzeba przestrzegać. Są to umiejętności niezbędne w dorosłym życiu.

Kiedy jednak to nie wchodzi w grę, co jest lepsze dla dziecka? Studentka pedagogiki czy rodzic?

- Student czy studentka pedagogiki nie są w stanie zastąpić nauczyciela. Może być to uzupełnieniem pracy z uczniem w domu, gdy rodzice idą do pracy, a dziecko nie jest wdrożone do samodzielnej pracy. Osoby będące studentami nie znają podstawy programowej, nie znają dydaktyki, nie mają doświadczenia w nauczaniu ani wsparcia bardziej doświadczonych osób w szkole - wyliczają pedagodzy z poradni "Edukacja".

Szkoła dopiero się zaczęła, ale ryzyko, że placówki zostaną zamknięte, istnieje. Jaki scenariusz wybiorą polskie matki, jeśli dojdzie do kolejnego lockdownu? Scenariuszy, jak widać, jest kilka. A wy co zrobicie? Piszcie do nas na dziejesie@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (476)