Powrót do rzeczywistości. Magdalena zrezygnowała z pracy, aby rozwozić czwórkę dzieci do szkół i przedszkoli
– 1 września okazało się, że plan lekcji mojej 9-letniej córki został zmieniony, ma uczyć się w trybie zmianowym. To wywróciło rytm dnia całej rodziny o 180 stopni – mówi WP Kobieta Magdalena Drapała z Wielkopolski. Dodaje, że musiała zrezygnować z działalności zawodowej, aby dopiąć grafik szóstki domowników.
Wrześniowe poranki w 2020 roku mogą być dla przedszkolaków, uczniów i rodziców bardzo bolesne. Nie dość, że trzeba nauczyć się nowych zasad funkcjonowania w placówkach opiekuńczo-wychowawczych, to jeszcze zrównoważyć swój zegar biologiczny, po czasie społecznej kwarantanny. Funkcjonowania w takich warunkach nie ułatwia różnorodny plan zajęć domowników.
"Boję się, co będzie dalej"
W szczególnej sytuacji jest Magdalena Drapała z Ostrowa Wielkopolskiego. Ma czwórkę dzieci: 13-letnią Julię, 9-letnią Paulinę, 6-letnią Kingę i 4-letniego Pawła. Ponieważ 9-latka dwa tygodnie chodzi do szkoły od 8 do 12, a kolejne od 12 do 16, Magdalena nie może pozwolić sobie na pracę zawodową. Do tej pory prowadziła firmę, zajmowała się czyszczeniem tapicerek.
– Po rozpoczęciu roku szkolnego okazało się, że liczba uczniów w szkole jest tak ogromna, a liczba nauczycieli ograniczona, bo zrezygnowali ze względu na pandemię, że klasom 1-3 trzeba przeorganizować plan lekcji – wyznaje Magdalena. – Musiałam zawiesić swoją zawodową działalność do czasu, aż plan lekcji się nie zmieni – dodaje. Na ten moment kobieta krąży między domem, przedszkolem i szkołą około czterech razy dziennie.
Magdalena opowiada, że dzień zaczyna o godz. 6, od kawy i kalendarza. Do odwiezienia ma dwójkę przedszkolaków i córki w wieku szkolnym. Tłumaczy, że już słyszy od dzieci, że "nie chce im się wstawać", ale to nie to spędza jej sen z powiek. – To jest dopiero początek roku, boję się tego co będzie później. Najstarsza córka już ma zapowiedziane kartkówki przypominające z poprzedniego roku. Wrócimy około godz. 17 całą ferajną do domu i trzeba będzie się uczyć. A gdzie jeszcze zajęcie dodatkowe? Moja 13-latka trenuje koszykówkę i za moment zaczną się SKS-y i inne treningi. Dzień będzie się kończył około 21-22 – przewiduje. Dodaje, że liczy się z tym, że w każdym momencie może być też wezwana do szkoły, aby odebrać dziecko, które się źle czuje. Ma wówczas 30 minut na przyjazd.
Na pytanie, jak początek tego roku wygląda na tle poprzedniego, zauważa, że dawniej mieli z dziećmi i mężem czas na wyjście na basen, czy do sali zabaw, a aktualnie tego nie ma. Magdalena Drapała podkreśla również, że najtrudniejszy jest dla niej, w tym roku brak możliwości pracy w zawodzie. – Czasami ludzie dziwią mi się, że przy czwórce dzieci ja chcę pracować, skoro mam 500 plus. A ja mam większe ambicje niż życie z zasiłków – komentuje. W obecnej sytuacji ciężar utrzymania jej sześcioosobowej rodziny spadł na męża.
"Bolesne pobudki" kontra "z ulgą witam normalność"
O wejście w nowy tryb dnia po rozpoczęciu roku zapytaliśmy internautki. Kamila Półtorak z Warszawy podkreśla, że poranki są bolesne po okresie bez sztywnej rutyny. "Trzeba planować, pilnować, aby mój przedszkolak zabrał przybory szkolne, odpowiednio się ubrał, żeby nie zmarzł, ani się nie ugotował po południu" – pisze Kamila. Z kolei są i takie mamy, które cieszą się z powrotu do wrześniowej rzeczywistości. "Szczerze to z ulgą powitałam normalność. Dzieci nie ma, mogę zająć się pracą, domem. W czasie pandemii, gdy nie pracowałam, dzieciaki były w domu, to myślałam, że zwariuję" – podkreśla Olga.
Izabela Kielczyk, psycholog biznesu i psychoterapeuta ocenia, że wejście w nowy schemat dnia może zająć dłużej niż zazwyczaj, po okresie lockdownu, bo pandemia była dla ludzi wielką rewolucją.
– Nie wyobrażaliśmy sobie, że można tak istnieć. Jednak człowiek szybko przyzwyczaja się do nowych sytuacji, ma duże zdolności adaptacyjne – mówi ekspertka. Podkreśla, że aktualnie samo zawożenie dziecka do szkoły czy przedszkola nie trwa 5, ale np. 20 minut, stąd trzeba dać sobie czas przez pierwsze tygodnie roku szkolnego na przeanalizowanie planu dnia.
– Trzeba przyjąć, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Zostaje nam się dostosować i zmienić nasze dotychczasowe nawyki. Jest to dyskomfort, powinniśmy dać sobie przyzwolenie na głośne mówienie o problemach. Dzielenie się trudnościami daje poczucie wspólnego losu, pojawiają się czasami rozwiązania. W kwarantannie też powoli zaczęliśmy się społecznie adaptować, najpierw było siedzenie, później ćwiczenia online, zdrowe odżywianie, wzajemna pomoc, itd. Być może i teraz rodzicom przyjdą na myśl kreatywne rozwiązania i będą się wzajemnie wspierać, np. w zawożeniu dzieci na zajęcia – podsumowuje psycholog biznesu.