Jurek, mały niewolnik księdza. "Ty zapomnij i ja zapomnę"
Jurek miał trzynaście lat, kiedy był gwałcony i molestowany przez księdza. Dzisiaj ma 30 i próbuje zmusić duchownego, żeby zapłacił za swoje grzechy. Wrócił do miejsca, w którym został tak bardzo skrzywdzony. Ale tym razem nie jest sam.
25.10.2018 | aktual.: 25.10.2018 10:31
Ksiądz wywiózł Jurka jako nastolatka tysiące kilometrów od matki do małego włoskiego miasteczka. Historię jego molestowania opublikowaliśmy na łamach naszego serwisu we wrześniu. Od tego czasu w życiu Jurka wiele się zmieniło. Zmierzył się ze swoją przeszłością i wrócił do miejsca, w którym zaznał tyle bólu. Ale dzięki jego odwadze oprawca w końcu może zostać skazany. Artur Nowak, który opisał losy Jurka, przedstawia specjalnie dla Wirtualnej Polski ciąg dalszy tej tragicznej historii.
"Pedofile są cierpliwi"
W książce "Dzieci, które gorszą" Jurek opowiada, że w domu nie było za ciekawie. Ojciec lał go pasem tak, że był fioletowy i trzeba było chłopca wywieźć do ciotki. Tata miał pretensje do Jurka o wszystko. O to, że nie pamięta pór roku, źle dodaje, że się śmieje, że jest smutny.
Skąd ta nienawiść? Młodszego brata nigdy przecież nawet nie tknął. Matka dla dobra dziecka oddała go pod pieczę księdza. Tęskniła, ale to było lepsze wyjście. Ksiądz był takim przylepą, lubił psy, troszczył się o rodzinę. Bywał w domu Jurka na herbacie.
Wydawał się autentycznie przejęty jego losem. Nic nie wzbudziło podejrzeń matki. Nie musiał nawet specjalnie jej przekonywać. Przyszłość Jurka miała być świetlana, a matka dla dziecka zrobi przecież wszystko. Rozstanie z ukochanym synem, jeśli to ma posłużyć jego dobru, znaczyło dla niej więcej niż tęsknota.
Włoska szkoła, potem studia, nauka języków. Jurek miał trafić do raju. Pedofile są cierpliwi. Inwestują swój czas, uwagę i wyczekują momentu, kiedy opiekunowie dzieci mają do nich bezgraniczne zaufanie. Anna Salter w książce "Pedofile, gwałciciele i inni przestępcy seksualni. Kim są, jak działają i jak możemy chronić siebie i nasze dzieci" pisze: "Przestępcy seksualni bardzo rzadko zakradają się do domu w środku nocy. Częściej wchodzą przez drzwi frontowe, jako znajomi i sąsiedzi, jako komendanci skautów, duchowni, dyrektorzy, nauczyciele, lekarze i trenerzy. Raz po raz zapraszani są do naszych domów i pozwalamy im zabierać nasze dzieci na obozy z noclegiem w namiotach, mecze koszykówki albo do placówki Armii Zbawienia na zajęcia dla młodzieży".
Diabeł przychodził nocą
Na plebani w małej włoskiej wsi Jurek zobaczył piekło. Nie znał włoskiego, wszyscy ci ludzie mówiący obcym językiem byli zapatrzeni w księdza. Nawet jakby krzyczał, nikt by go nie zrozumiał. Zresztą, kogo interesuje jakiś rozwrzeszczany dzieciak z Polski? Opiekuje się nim przecież ksiądz.
Wymarzone, doskonale wręcz stworzone warunki do nadużyć. Kilka miesięcy ciężkiej pracy, budowania relacji, okazywania zainteresowania opłaciło się. Pajęczyna, którą utkał, była szczelna. Dla Jurka nie było ucieczki. Diabeł przychodził nocą i łapał go za to, co mają między nogami chłopcy.
- Policz do dziesięciu – kazał ksiądz – Licz wolno, żebym trochę cię tam potrzymał.
Jurek liczył setki razy. Kiedy miał to za sobą mógł wreszcie spokojnie zasnąć. Najgorsze było właśnie to czekanie. Nasłuchiwał znanego mu odgłosu leniwie stawianych kroków. Dziś ma ponad trzydzieści lat. Wtedy miał czternaście.
Woli budzić się sam. Dostaje furii, kiedy ktoś go wybudza, szturcha za ramię. Nie raz i nie dwa, kiedy otwierał oczy, widział księdza, który masturbował się nad jego łóżkiem i lubieżnie spoglądał na chłopca. Dodatkowo podniecało go, kiedy wpuszczał chłopakowi do łóżka psa.
Potem jedli śniadanie, a ksiądz odprawiał mszę. Mówił, że chłopiec ma go słuchać i się modlić. Ksiądz był jego wychowawcą, jedynym żywicielem, tłumaczem języka i przewodnikiem po okolicy. W nocy stawał się jego katem. Włosi go kochali. Dawali księdzu pieniądze, żeby okupił Jurka.
Robił to chętnie. Rozgrzeszał się, dając mu prezenty. Kiedy chłopiec wydoroślał, nie był już chyba dla swojego wychowawcy atrakcyjny. Wyjechał do Mediolanu. Wpadł w kokainę. Nie radził sobie, nie umiał normalnie żyć. Niedawno stanął na nogi, poznał kobietę. Życie uratowała mu córka. Teraz ma dla kogo żyć.
"To twój ostatni nabój"
Ksiądz jest bezkarny. Właściwy biskup zarzuca Jurkowi, że o sprawie powinien był poinformować go wcześniej. Problem polegał na tym, że wtedy mówili w dwóch różnych językach, a jedynym tłumaczem chłopca był ksiądz.
Niedługo później Jurek napisał w języku włoskim na swoim profilu na portalu społecznościowym: „Szczęśliwego Nowego Roku, ojcze M., który wykorzystałeś moje dzieciństwo i młodość”. Informacja trafiła do włoskich dziennikarzy. Zadzwonili do niego, umówili na spotkanie i wyposażyli go w sprzęt do nagrywania. Podsłuch, kamera. Proponowali mu przeprowadzenie konfrontacji ze sprawcą. Jurek przyjechał po latach na parafię.
- To twój ostatni nabój – tłumaczyli mu. - Sto razy się pytaj, oskarżaj go. Pęknie. Wpadnij do niego niezapowiedziany. Jesteśmy z tobą. Jurek wspomina, że kiedy pojechał go nagrać, to po wjeździe do tego miasteczka poczuł przeszłość, wróciło wszystko. Zirytował go zapach samego miejsca. A potem stanął z nim twarzą w twarz.
– Miałem trzynaście lat – powiedział Jurek.
– Czasami człowiek się w życiu pomyli – odpowiedział ksiądz. – Za błędy, które popełniłem, mówię szczerze, przepraszam. Połóżmy na tym taką płytę nagrobną – zaproponował. – Ty zapomnij i ja zapomnę. Zacznijmy od zera i zacznijmy żyć po bożemu, żeby było dobrze.
Włoska telewizja wyemitowała materiał, który nagrał Jurek. Biskup pod naciskiem opinii publicznej wszczął postępowanie kanoniczne.
Masz historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl