Justyna Dżbik-Kluge o bezdzietności: Każda kobieta ma prawo do wyboru
- Absurdem są dla mnie pytania cioć: "czy w naszej rodzinie będzie potomek?". One nigdy nie powinny paść. Albo "kiedy u was dzidziuś?" z ust wujka na weselu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Justyna Dżbik-Kluge, autorka książki "Bezdzietne z wyboru".
Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: Masz dwóch synów - nie musisz martwić się, kto poda ci "szklankę wody na starość".
Justyna Dżbik-Kluge: Nie mam dzieci po to, żeby coś za mnie robiły, zostały moimi służącymi. Mam je dla nich samych, cieszy mnie ich podmiotowość. Takiego podejścia nauczyli mnie chyba moi rodzicie. Liczę, że będę w stanie jak najdłużej sama sięgać po wodę, a jeśli nie, to będę umiała poprosić o pomoc - pewnie najbliższych.
Zdanie o szklance wody faktycznie pada w książce niemal w każdym rozdziale. Przyczyna jest prosta: moje bohaterki słyszą je bardzo często. To taki wytrych, pod którym ukrytych jest bardzo wiele nieprzyjemnych kwestii: po pierwsze rozmowa o starości, której wszyscy unikamy, ale także pretensje, oczekiwania, rozczarowanie. Takich zdań podszytych nieżyczliwością i złymi intencjami, adresowanych do osób bezdzietnych jest niestety więcej. Wśród nich także słynne "jeszcze ci się zmieni".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odbieram je zawsze jako szantaż emocjonalny.
Chciałabym, żeby moja książka i merytoryczne dyskusje na temat bezdzietności sprowadzały się przede wszystkim do tego, że każda kobieta ma prawo do wyboru i nie można jej za ten wybór piętnować. Żebyśmy zaczęli wreszcie rozumieć, że naprawdę nie każda kobieta musi mieć dziecko. Świetnie złapała to na okładce książki Kamila Szcześniak (@nieladnierysuje). Stworzona przez nią bohaterka okładki na pytanie "czy chce pani mieć dzieci?" odpowiada krótko "a muszę?".
To dla mnie przedziwne, że w czasach kultu terapii, zachęcania kobiet do zadawania sobie pytania "czego naprawdę chcę", gdy kobieta z przekonaniem odpowiada "chcę bezdzietności", natychmiast pojawia się oburzenie: "ale jak tak możesz!". Przecież to jest hipokryzja społeczna. Zwłaszcza że często wkładamy kobietom do głowy przeświadczenie, że jak nie mają dzieci, są niepełnowartościowe. Albo gorsze. Albo egoistyczne. Oceniamy je jednoznacznie negatywnie, w ogóle nie biorąc pod uwagę ich powodów i prawa do życia po swojemu.
Do niechcianego, a w konsekwencji pełnego krzywd rodzicielstwa może prowadzić silna presja społeczna.
Trudny temat. Oczywiście – i mówię to z uśmiechem dystansu – gdybyśmy wszyscy bardzo dokładnie analizowali plusy i minusy rodzicielstwa, nikt nie miałby dzieci. Myślę, że brakuje nam racjonalnego podejścia do rodzicielstwa - bez zbędnych zachwytów i bez poczucia, że pojawienie się dziecka zniszczyło komukolwiek życie. Bardzo współczuję kobietom, które czują społeczną presję bycia matkami. Wszak to na nie - czy tego chcą, czy nie - ostatecznie spada największa odpowiedzialność. To one są w ciąży, rodzą, karmią.
Absurdem są dla mnie pytania cioć: "czy w naszej rodzinie będzie potomek?". One nigdy nie powinny paść. Albo "kiedy u was dzidziuś?" z ust wujka na weselu. Aż się prosi, by odpowiedzieć: "drogi wujku, a jeśli urodzę dziecko z niepełnosprawnością, to pomoże mi wujek zająć się nim?".
Świetnie mówi o tym w mojej książce psycholożka Tatiana Ostaszewska-Mocak: "są momenty, w których dziecko jest tematem społecznym, a są takie, gdy jest tylko tematem matki"
Jedna z bohaterek książki - reportażystka Agnieszka Szwajgier - mówiąc na siłowni, że zajmuje się tematem kobiet, które nie chcą mieć dzieci - usłyszała od trenera "a to takie w ogóle są?". To pokazuje, w jakim miejscu dyskusji jesteśmy.
Prowadzę spotkania autorskie, jeżdżę trochę po Polsce i - to, co powiem, nie będzie miłe - polski mental jest naprawdę zacofany. Ludzie, nawet tacy, którzy uważają siebie za światłych, oczytanych, bardzo często myślą stereotypowo i - co gorsza - krzywdzą innych swoimi sądami. Mamy nad czym pracować jako społeczeństwo, jeśli chodzi o wypowiadanie się o innych i do innych na ich temat.
W Polsce silny jest konserwatywny, oparty na wierze katolickiej, tradycyjny model związków i rodziny. Stąd np. biorą się "dobre rady" typu: "jeśli nie chce mieć swojego dziecka, niech adoptuje", bo przecież "jakieś" dziecko w jej życiu musi się pojawić. Formułując takie "dobre rady", nikt nie bierze pod uwagę, z jakimi wyzwaniami wiąże się adopcja, nie zadaje pytania, czy kobieta chce mieć adoptowane dziecko. Często bezrefleksyjnie operujemy utartymi schematami.
W Polsce macierzyństwo obrośnięte jest wieloma mitami: mit matki Polki, kobiety poświęcającej się dla rodziny, kult Matki Boskiej. Słowo "matka" to jest taki poziom świętości, że jak dotkniesz, spali ci palec. Niestety takie podejście nie pomaga spokojnej, życzliwej i nieoceniającej nikogo rozmowie na temat kobiet matek i nie-matek.
Dlatego tak ożywczy był dla mnie rozdział, w którym rozmawiałaś z przedstawicielkami pokolenia Z, dwudziestokilkulatkami, które są skoncentrowane na sobie, wewnątrzsterowne, a jednocześnie mają bardzo duże zrozumienie dla inności.
Szczerze mówiąc, wątpiłam, że te 20-latki, które są jak Miley Cyrus i nie chcą dzieci, bo troszczą się o klimat czy są skupione wyłącznie na karierze 30-latki, o których czytałam w artykułach, naprawdę istnieją. Okazało się jednak, że tak – są i z przekonaniem mówią: "nie chcę dziecka, bo ten świat płonie, a ludzi i tak jest za dużo. Bilans dzieci na świecie jest wysoki. Nie muszę 'dokładać' swoich". Bohaterki, które zgodziły się wypowiedzieć w mojej książce, są bardzo autentyczne w swoich wyborach, nie silą się nic, nie podążają za modą. Szczerze martwią się o nasz świat i nie chcą na niego powoływać kolejnych obywatelek.
Wśród Pokolenia Z są też osoby gender fluid - moje rozmówczynie także nie chcą się definiować jako homo czy hetero. Nie myślą o macierzyństwie w kategorii obowiązku, nie wykluczają go całkowicie. Jedna z nich mówi: "nikt z moich znajomych nie ma dzieci". Przerażające? Otóż nie. Prof. Monika Mynarska, demografka, tłumaczy, że pewno z tego powodu nie wymrzemy. "Jako cywilizacja mamy dużo poważniejszych problemów niż to, że wyginiemy z powodu decyzji kobiet" - przekonuje i podkreśla, że zawsze będą kobiety, które będą marzyły o urodzeniu dziecka i zrobią wszystko, by to marzenie zrealizować.
Nawet gdy sytuacja polityczna jest - delikatnie mówiąc - mało sprzyjająca...
Obowiązujące w Polsce prawo aborcyjne jest skandaliczne i wymaga zmian, natomiast zarówno ginekolog Jacek Tulimowski, jak i prof. Mynarska podkreślają, że nie można z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to główny powód, przez który Polki nie chcą rodzić dzieci. Żeby te powody dogłębnie zbadać, potrzebny jest przede wszystkim dystans czasowy. Doktor Tulimowski w swoim gabinecie nie widzi tego, że Polki nie chcą rodzić, bo boją się braku dostępu do aborcji, a profesor Mynarska mówi, że ktoś, kto postawi taki znak równości – Polki nie mają dzieci, bo boją się zmian w prawie prokreacyjnym - będzie się mijał z prawdą.
Na pierwszych stronach książki pada stwierdzenie: "Brakuje nam społecznie wypracowanego wzorca szczęśliwego bezdzietnego życia".
A zadajmy sobie pytanie, czy mamy jakikolwiek model bezdzietnego życia? Jeśli mamy, to chyba tylko negatywny… Najpierw musimy jako społeczeństwo przyjąć, że w ogóle można nie mieć dzieci i nie oznacza to z automatu, że kobieta jest niezdrowa, nie może znaleźć sobie partnera, nie potrafi ułożyć sobie życia, coś jej się nie udało. A niestety takie konotacje wielu osobom pojawiają się z automatu. Zapewniam, że moich rozmówczyń, czyli kobiet bezdzietnych z wyboru, nie postrzegam jako nieszczęśliwych.
Niemacierzyństwo to pewne kontinuum pełne najróżniejszych historii. Także takich, jaką opowiedziała wspaniała Agnieszka Jarosławska, promotorka książek znana na Instagramie jak Ruda Czyta - która najpierw bardzo chciała dziecko mieć, przeszła naprawdę dramatyczną drogę starania się czy wręcz walki o rodzicielstwo, a dziś cieszy się, że mimo wielu prób nie została matką.
Mężczyzn o bezdzietność raczej nikt nie pyta...
Zwraca na to uwagę Ola Kwaśniewska, która w wielu wywiadach mówi o swojej niedzietności. Pamiętam jak w rozmowie z "Wysokimi Obcasami" podkreślała: "mnie o niedzietność pyta się w kółko, a mojego męża Kuby Badacha nigdy". Dla mnie to, że kobietę można o coś zapytać bez pardonu, a mężczyznę nie, to nie jest tylko kwestia niedzietności. Nas nie tylko w tym kontekście traktuje się "niżej", mniej poważnie. Najwyższa pora powiedzieć temu "stop".
Rozmawiała Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski