Kaffka? Proszę bardzo! Barista Grzegorz chwyta za serca
To jedyne takie miejsce w Krakowie. Baristami są osoby z dodatkowym chromosomem. W nadmiarze jest tu również uśmiechu, radości z pracy i empatii. To, że ludzie z zespołem Downa są aktywni zawodowo, nie powinno już nikogo dziwić. Niestety wciąż spotykają się z hejtem.
13.04.2023 | aktual.: 02.11.2024 15:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Czarna, cappuccino, latte? - pyta mnie na wejściu 27-letni Grzegorz, który pracuje w "Społecznej Kaffce". Kawiarnia zatrudnia pięć osób z zespołem Downa. Proszę o cappuccino. Grzegorz bierze się do pracy jak profesjonalny barista. Czyści kolbę, mieli odpowiednią ilość kawy, ubija ją tamperem, a następnie spienia mleko i dolewa je do gorącego espresso.
- Proszę - podaje mi kawę w pięknej, niebieskiej filiżance. - O, jaka smaczna! - mówię bez zbędnej kurtuazji, bo kawa jest naprawdę kremowa, o głębokim aromacie. - Zawsze ci taka dobra wychodzi? - pytam. - Staram się - odpowiada z rozbrajającym uśmiechem. Uważnie mnie obserwuje, upewniając się, że naprawdę mi posmakowała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na wspólną przyszłość
W powietrzu unosi się zapach kawy. Korzystam z chwili, w której nie ma klientów i ucinam sobie z Grzegorzem krótką pogawędkę. Tłumaczę, że chcę napisać o nim artykuł. - Będę w internecie? - pyta podekscytowany. - Tak, cieszysz się? - Bardzo - odpowiada. To nie jest jego pierwszy wywiad. Zresztą cała ekipa baristów z Kaffki jest bardzo medialna.
Szymon dał się poznać i pokochać szerszej publiczności jako uczestnik programu "Down the Road". Niedawno razem z Moniką serwował espresso samemu Robertowi Makłowiczowi, który określił je przymiotnikiem - excellente! - To już medialni wyjadacze - śmieje się Karolina, trenerka pracy w "Społecznej Kaffce".
Kawiarnia to nie jest tylko zabawa czy projekt społeczny. Dla Grzegorza to prawdziwa praca, za którą dostaje wynagrodzenie. Dopytuję, na co najbardziej lubi wydawać pieniądze.
- Nie wydaję, odkładam na przyszłość - wyznaje. - Chcę zamieszkać z moją narzeczoną Julką. Jesteśmy razem już trzy lata. Oświadczyłem się jej rok temu. Choć rodzice twierdzą, że to trochę za wcześnie.
- Czym cię tak urzekła? - zagaduję. - Urodą - opowiada bez chwili namysłu. Ma brązowe oczy i ciemnobrązowe włosy. - A charakter? - pytam. - Też. Jest dobra. I ma wiele talentów. Robi pyszną kawę. Miałem wcześniej inne dziewczyny, ale czuję, że to ta jedyna. Myślałem już o ślubie - wyznaje Grzegorz.
- Jesteście gotowi na wspólne życie? Umiesz na przykład gotować? - pytam. - Z gotowaniem to nie jest tak źle. Umiem robić różne dania. Moje ulubione to makaron ze szpinakiem. Julka też gotuje. - A sprzątać? - To też nie jest problem. Czasami mi się nie chce, ale wiadomo, że trzeba. - Co z opłacaniem rachunków? - Julka zna się na takich rzeczach - zapewnia mnie.
Nawet nie zauważyłam, że moja kawa już ostygła. Do kawiarni wchodzi kolejny klient. Grzegorz natychmiast podnosi się z krzesła, aby rozpocząć serwis.
- Grzegorz jest dla nas dużym zaskoczeniem - mówi Karolina Adamczyk, trenerka pracy. - Wcześniej wykonywał rękodzieło w naszym Stowarzyszeniu "Tęcza". Przez to, że jest perfekcjonistą, szło mu to bardzo wolno. Godzinami uzupełniał detale. Baliśmy się, że nie odnajdzie się w świecie kawiarnianego gwaru. Czasem trzeba tu biegać z naczyniami, wyparzać je na dole, robić kawę i wydawać ciasto. Wiele rzeczy naraz. Okazało się, że Grzegorz czuje się tu jak ryba w wodzie. Przy odpowiedniej motywacji potrafi zrobić coś dokładnie, ale równocześnie bardzo szybko. Czasami jest natłok klientów, a on sobie ze wszystkim doskonale daje radę.
- Na początku baliśmy się, że sobie nie poradzi - komentuje Dorota Kula, mama Grzegorza. - Na szczęście się udało. Choć muszę zaznaczyć, że syn wciąż nie jest zdolny do samodzielnej egzystencji. Co prawda nie wymaga całodobowej opieki, ale nie mógłby funkcjonować bez nas. Nie zna wartości pieniądza. Marzy o założeniu rodziny, choć uświadamiamy go, że to raczej niemożliwe.
Dzień bez kaffki, to dzień stracony
- Ich podejście do pracy zdecydowanie różni się od podejścia zwykłego pracownika. Nasza ekipa jest bardzo niezadowolona w momencie, kiedy musi złożyć wniosek urlopowy. Są zrozpaczeni, to jest dla nich jak kara - opowiada mi Karolina.
- Dla niego praca to świętość. Nie ma mowy, żeby miał wolne - potwierdza te słowa Dorota Kula. - Uwielbia kontakt z ludźmi. Czuje się ważny i potrzebny. Ma lepsze samopoczucie - dodaje.
Inicjatywa "Społecznej Kaffki" została przyjęta bardzo pozytywnie. Niestety, pojawiły się też obraźliwe komentarze. - Rzucali takie prześmiewcze uwagi, których teraz przy Grzegorzu wolałabym nie cytować - opowiada trenerka pracy. - Ale to zdecydowana mniejszość.
- Jeśli ktoś pisze takie komentarze, to zapewne ma własne problemy i kompleksy. Albo po prostu tego nie rozumie i się boi - komentuje mama Grzegorza. - Kiedyś w szkole rodzice oskarżali mojego syna, że dokucza innym, a on tylko się bronił. Ale to jednostkowa sytuacja. Na co dzień spotykamy się z pozytywnym zainteresowaniem i dużą akceptacją - dodaje.
Pracodawcy wciąż się boją
W Polsce żyje około 15 tysięcy osób z zespołem Downa. W Krakowie jest ich kilkaset i prawie każdy chciałby pracować. Można więc stwierdzić, że ci z kawiarni to prawdziwi szczęściarze. Podobnie jak kolejne pięć osób, które w ramach tej samej, społecznej inicjatywy sprzedaje frytki belgijskie w Nowej Hucie. Tylko nielicznym udało się znaleźć zatrudnienie w sektorze prywatnym.
- Pracodawca prywatny wymaga efektywności - stwierdza mama Grzegorza. - A tutaj potrzeba dużo cierpliwości. Jeśli nie otrzyma dofinansowania, raczej nie podejmuje ryzyka - zauważa.
- Jesteśmy po to, by przełamywać stereotypy. Na początku wiele osób przychodziło tu z ciekawości. Wiadomo, to nie jest najlepsze podejście, ale chcemy pokazać, że osoby z zespołem Downa też mogą mieć normalną pracę i wykonywać ją fantastycznie, niekiedy dużo lepiej niż my - mówi Karolina Adamczyk.
Zatrudnienie w sektorze prywatnym otrzymują nieliczni. - Jeden pracuje w McDonaldzie, drugi w IKEA, trzeci w hotelu - wymienia Karolina. - Ale to nie było takie łatwe, musieliśmy się naprawdę naszukać, by znaleźć im pracę. Jest bardzo niewiele firm, które zatrudniają osoby z niepełnosprawnościami. Szczególnie mniejsze zakłady się tego boją. To wszystko wynika z niewiedzy. A nie potrzeba wcale wiele, wystarczy trochę empatii i cierpliwości. My na przykład cały czas uczymy ich, jak odróżnić paragon od potwierdzenia z terminala. To jest dla nich bardzo kłopotliwe, bo to i to jest papierkiem. Takie rzeczy trzeba wypracować, ale da się. Uważam, że już osiągnęliśmy sukces.
Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!