Kariera bez dyplomu. "Okłamuję własne dzieci, że skończyłam studia"
Dyplomu wyższej uczelni nie mają dwaj prezydenci Polski Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, twórca Microsoftu Bill Gates czy światowej sławy reżyser James Cameron. Mimo to odnieśli w życiu ogromne sukcesy. Bez studiów kariera jest możliwa – twierdzą. Zdarza się jednak, że brak dyplomu wywołuje wstyd. Czasem też utrudnia znalezienie pracy.
10.10.2020 20:19
Andrzej, 52 lata: W liceum byłem uważany za klasową ciapę, nikt nie wróżył mi sukcesu. Koledzy śmiali się, że powinienem iść do zawodówki wodno-kanalizacyjnej. Po maturze, którą zdałem, oględnie mówiąc, średnio, dostałem się na geologię, na którą nie było egzaminów, ale studia przerwałem po pierwszym roku. Bardzo chciałem założyć własną firmę, odnieść sukces w biznesie i pokazać wszystkim, na co mnie stać.
Zacząłem od farbowania metodą chałupniczą koszulek bawełnianych, które sprzedawałem z łóżka polowego na jednym z warszawskich bazarów. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo niespodziewanie wygrałem przetarg na produkcję koszulek reklamowych dla jednego z międzynarodowych koncernów. Zamówienie co prawda mnie przerosło, ale dzięki temu wskoczyłem na głęboką wodę w biznesie.
Dzisiaj jestem właścicielem firmy w branży reklamowej, zatrudniamy kilkaset osób, a nasze produkty sprzedajemy w całej Europie. Brak studiów mi nie doskwiera, ale się tym nie chwalę. Trochę przed dziećmi głupio. Choć córka, dzięki moim dochodom, skończyła dwa fakultety na jednym z najlepszych brytyjskich uniwersytetów.
Nie dyplom, lecz umiejętności
Grzegorz Steinke, Client Partner i Senior Executive Consultant z firmy CTER zajmującej się rekrutacją menedżerów, twierdzi, że brakiem dyplomu nie muszą przejmować się np. osoby, które co prawda nie skończyły edukacji na poziomie wyższych studiów, ale uruchomiły i rozwinęły własne biznesy.
– Tutaj brak wykształcenia nie ma żadnego znaczenia – mówi ekspert ds. rekrutacji. – Jeśli ktoś prowadzi swoją firmę, robi to z sukcesem, otacza się ludźmi mądrzejszymi od siebie i korzysta z ich wiedzy, to o jego wykształcenie pewnie nikt nigdy nie zapyta. Inaczej sprawy mogą wyglądać w przypadku pracowników najemnych. Rzeczywiście jest wielu klientów, którzy podają jako warunek konieczny wyższe wykształcenie, za którym w domyśle powinna iść wiedza teoretyczna, umiejętności i potencjał intelektualny – tłumaczy ekspert.
Przyznaje, że rekruterzy i rekruterki mogą odrzucać te życiorysy, które nie spełniają warunku wyższego wykształcenia. – Z drugiej strony najważniejszymi z parametrów, które bierze się w procesie rekrutacji pod uwagę, powinny w mojej ocenie być umiejętności, praktyczna wiedza i doświadczenie, motywacja i dopasowanie do kultury organizacji. One górują nad formalnych wykształceniem – dodaje.
"Okłamuję dzieci, że mam dyplom"
Beata, 42 lata: Na pierwszym roku wiedzy o teatrze trafiłam do redakcji jednego z dzienników i przepadłam. Pisanie tak mnie wciągnęło, że w sumie dziwię się, że skończyłam studia. Prawie. Zdałam wszystkie obowiązujące mnie egzaminy, zaliczyłam wszystkie przedmioty. Została mi do napisania tylko praca magisterska i jej obrona. Miałam na to rok. Napisałam kilkadziesiąt stron, ale wtedy właśnie dostałam awans w pracy, zostałam kierowniczką działu i to pochłonęło mnie tak bardzo, że o magisterce zapomniałam. Przypomniałam sobie, gdy przyszedł z uczelni list, w którym informowano mnie, że z powodu nieprzedłożenia pracy magisterskiej zostałam skreślona z listy studentów.
Teraz, żeby nadrobić to, co zawaliłam przed laty, musiałabym najpierw pójść na studia licencjackie, obronić licencjat, a dopiero potem na magisterskie, bo studia jednolite – a w takim trybie studiowałam – zostały zlikwidowane. Czyli musiałabym studiować co najmniej dwa lata. Wstydzę się braku dyplomu jak cholera. Okłamuję własne dzieci, że skończyłam te studia, bo jak inaczej miałabym je zaganiać do nauki? Za dwa lata mój syn zdaje maturę. Wtedy oboje będziemy mieć wykształcenie średnie…
Wstyd na policji
Tomek, lat 46: Ostatnio ukradziono mi służbowy samochód. Sprawę musiałem zgłosić na policji. Funkcjonariuszka spisywała wszystkie dane. W pewnym momencie zapytała o wykształcenie. Zacząłem się wić jak piskorz, powiedziałem, że skończyłem studia, tylko nie obroniłem pracy, więc w sumie to mam wykształcenie wyższe niepełne. Policjantka popatrzyła na mnie jak na nienormalnego i zapytała: to skończył pan te studia czy nie? – No nie – wydukałem cicho. – To ma pan wykształcenie średnie – skwitowała.
Było mi wstyd. Rzadko go odczuwam w związku z wykształceniem. Pracuję jako dyrektor marketingu w dużej spółce technologicznej, uczę studentów, jak budować markę, a tu policjantka obnaża stan mojego wykształcenia. Studiów z zarządzania na UW nie skończyłem, bo pochłonęła mnie praca, jak większość moich znajomych, którzy w latach dziewięćdziesiątych wchodzili w dorosłe życie. Coraz częściej myślę o powrocie na studia i obronie przynajmniej licencjatu.
– Osoby na wysokich stanowiskach mogą odczuwać wstyd z powodu nieskończonych studiów, bo w ich odczuciu to coś, co zaniedbały – uważa psycholożka Katarzyna Szymańska. – W przypadku wielu osób to poczucie wstydu bierze się stąd, że decyzja o porzuceniu studiów nie była świadoma, przemyślana. Młodym osobom często wydaje się, że na wszystko mają czas, tymczasem okazuje się, że nie. W takiej sytuacji są dwa wyjścia: albo trzeba się pogodzić z decyzjami z młodości i sobie wybaczyć, albo zakasać rękawy i wrócić na uczelnię – tłumaczy Szymańska.
Zobacz także
Rok bez pracy
Bartek, 47 lat: Studia na Uniwersytecie Jagiellońskim to była czysta przyjemność. Politologia była dla mnie wymarzonym kierunkiem, uczyłem się tego, czego chciałem, czytałem tylko to, co mnie interesowało. Tak mi dobrze szło, że tym, czego się nauczyłem, chciałem się dzielić z innymi. I tak trafiłem do radia. Tam szło mi jeszcze lepiej, więc dostałem propozycję przeniesienia się do Warszawy. Matka strasznie na mnie krzyczała, że wyjeżdżam bez skończonych studiów, ale jej tłumaczyłem, że przecież zdążę to zrobić, tylko teraz będę miał krótką przerwę.
Do Krakowa jednak już nie wróciłem, bo stolica pochłonęła mnie bez reszty. Na dodatek po kilku latach porzuciłem dziennikarstwo i zająłem się biznesem wydawniczym. Piąłem się po szczeblach kariery, zasiadałem na dyrektorskich stanowiskach, a nawet byłem w kilku spółkach członkiem zarządów. Któregoś dnia jednak dostałem wypowiedzenie… Mimo że się go nie spodziewałem, byłem pełen optymizmu. Jestem świetnym fachowcem, mam doświadczenie, znajdę sobie pracę. Od roku jednak nikt nie chce mnie zatrudnić. I muszę przyznać, że nieustannie zachodzę w głowę, czy brak dyplomu jest tego powodem.
– Osobiście, pracując jako rekruter, nie odrzucam kandydatów bez dyplomu, jeśli nie ma takiego warunku – przekonuje Steinke. – Zaznaczam sobie to co najwyżej jako kwestię, którą trzeba wyjaśnić. Rozpoczęcie studiów to przecież rodzaj projektu i brak ich ukończenia może budzić obawy, że dana osoba podejmuje się jakiegoś zadania i go nie kończy. To rodzi pytania: czy to jest człowiek, który się zniechęca, czy może podejmuje się wielu równoległych projektów, czy porzuca zadanie, gdy pojawiają się trudności, a może przestaje zajmować się tym, co go zaczyna nudzić? Taką sytuację trzeba omówić i spróbować zrozumieć, jakie są jej przyczyny – tłumaczy.
Paradoksalnie podobnie dzieje się, gdy rekruterzy mają do czynienia z kandydatami, którzy ukończyli cztery, pięć czy sześć kierunków studiów. – Wtedy również staramy się wyjaśnić, co sprawiło, że ten człowiek przeskakiwał z jednego kierunku na drugi, jakie motywacje nim kierowały, w jaki sposób podejmował decyzje i czy potrafi wytrwać w jakichś zobowiązaniach – wyjaśnia rekruter.