Blisko ludziW służbach o tym się nie mówi. Joanna Jałocha z Fundacji #SayStop tłumaczy, dlaczego chroni się system

W służbach o tym się nie mówi. Joanna Jałocha z Fundacji #SayStop tłumaczy, dlaczego chroni się system

– Sześć lat oglądania pornografii dziecięcej siłą rzeczy odbija się na policjancie czy policjantce. To nie jest tak, że wychodzi się z pracy i o wszystkim zapomina – mówi w rozmowie z WP Kobieta Joanna Jałocha, była policjantka i żołnierka, współzałożycielka fundacji #SayStop. Uzyskanie pomocy psychologicznej byłoby w jej sytuacji oznaką słabości. W tym środowisku to niemile widziane.

Joanna Jałocha walczy z nadużyciami w służbach mundurowych
Joanna Jałocha walczy z nadużyciami w służbach mundurowych
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Paulina Czarnecka
Agnieszka Mazur-Puchała

06.10.2020 16:11

Joanna Jałocha przez osiem lat pracowała w policji. Zajmowała się sprawami dotyczącymi handlu ludźmi, pornografii dziecięcej i pedofilii. Później wybrała wojsko. To wtedy zaczęły się problemy i zderzenie ze światem, który nie funkcjonuje tak, jak powinien. Wyjście z "systemu" było dla niej niezwykle bolesne. Dziś, razem z Katarzyną Kozłowską, która przez 18 lat służyła w GROM-ie, prowadzą fundację #SayStop. Chcą pomóc kobietom w służbach mundurowych, które doświadczają nadużyć ze strony przełożonych, współpracowników i systemu.

Agnieszka Mazur-Puchała, WP Kobieta: Dlaczego wybrała pani mundur?

Joanna Jałocha, współzałożycielka fundacji #SayStop: Chciałam zbawiać świat. Skończyłam prawo, mogłam robić zupełnie inne rzeczy, ale zdecydowałam, że pójdę do policji. Na komendzie wojewódzkiej we Wrocławiu spędziłam osiem lat. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Byłam pewna, że tak jest wszędzie, ale się pomyliłam. Kiedy urodziłam córkę, byłam zmuszona zmienić swoje życie, nieco je ustabilizować. Zdecydowałam się na wojsko, gdzie pracuje się od 7.30 do 15.30, czas pracy jest normowany. I tam już nie było tak różowo.

Zaczęły się nadużycia?

Moja sprawa niczym szczególnym nie różni się od innych, które od niedzieli (Fundacja #SayStop ruszyła właśnie w niedzielę 3 października – przyp. red.) przychodzą na naszą skrzynkę mailową. Tak jak dziewczyny, które do nas piszą, ja też ze wstydu i z poczucia, że nikt mi nie uwierzy, siedziałam cicho. Tłumiłam w sobie emocje i zgadzałam się na niewłaściwe zachowania w stosunku do mnie. Dopiero po czterech latach doszłam do ściany, zgłosiłam problem.

Odkąd powiedziałam "dość", przeszło to w klasyczny mobbing, chociaż w służbach nie ma takiego terminu. Nie dotyczy nas kodeks pracy. Wszczęto wobec mnie dyscyplinarkę, odebrano mi stanowisko kierownicze, przeniesiono służbowo w inne miejsce, obniżono dodatek, a koniec końców skierowano mnie na komisję lekarską. Taki był koniec mojej służby.

Kiedy podniosłam się z depresji, wynajęłam adwokata, obecnie w toku mam kilkanaście spraw. W sądach, prokuraturze. Panowie nie dają mi o sobie zapomnieć… Ale ja im już też nie.

Mówi pani o mężczyznach. Tylko oni dopuszczają się nadużyć?

Nie miałam przełożonej kobiety – ani w policji, ani w wojsku. Nie dotknęły mnie nadużycia ze strony kobiet. Nie powinniśmy generalizować, że wszystkie straszne rzeczy w służbach mundurowych robią mężczyźni. Ale prawda jest taka, że w służbach jest niespełna 7 proc. kobiet, więc siłą rzeczy złych mężczyzn jest więcej.

Jednak nie tylko żołnierki czy policjantki padają ofiarami mobbingu czy przemocy w służbach.

To prawda, mężczyzn też spotykają niewłaściwe zachowania. Poznałam kiedyś emerytowanego oficera Wojska Polskiego. Doświadczył mobbingu ze strony przełożonego, przez co odszedł ze służby i wpadł w depresję. Problem dotyczy obu płci, ale chyba panowie czują jeszcze większy wstyd przez tym, żeby przyznać się, że temat ich dotyczy. Służby mundurowe co do zasady zrzeszają przecież twardych mężczyzn.

I koło się zamyka. Nie mówimy o tym, czyli nie naprawiamy systemu.

Trudno w ogóle mówić o jakimkolwiek systemie, skoro nie mówimy o problemie. Udajemy, że go nie ma, nie prowadzimy statystyk. Jako fundacja chcielibyśmy przełamać tabu i wprowadzić konkretne procedury. Ukrywamy coś dla dobra służby, a cierpią na tym ludzie. Ja skończyłam szkołę oficerską we Wrocławiu, a na każdym kroku przypominano mi, jakie wojsko jest dla mnie dobre, bo "zrobiono" ze mnie oficera.

Były kąśliwe uwagi, że zdobyłam doświadczenie przez łóżko – to typowy schemat, w który zamyka się kobietę w mundurze. Wykształcenie, kwalifikacje czy wiedza schodzą na dalszy plan. Przyszłam do wojska po ośmiu latach na komendzie. Prowadziłam sprawy kryminalne. Miałam dość duże doświadczenie. A po kątach słyszałam, że fajnie, że wreszcie przyszła jakaś dziewczyna do pracy. Będzie miał kto kawę parzyć.

Kobieta w mundurze z założenia jest mniej wartościowym pracownikiem?

No właśnie, to też jest problem. W służbach kobiety mają się przystosowywać. Tylko po co? Przecież w niektórych sytuacjach lepiej spełniają swoją rolę niż mężczyźni.

W czym mogą być lepsze?

Kasia Kozłowska służyła w GROM-ie, czyli elitarnej jednostce. Była świetnie przygotowana fizycznie. W Iraku czy Afganistanie świetnie realizowała swoje zadania. Kobiety w służbach są potrzebne na przykład do rozmów. Ja stykałam się z ofiarami przemocy, po gwałtach, z dziećmi, które były ofiarami pedofilii. Ofiary nie chciały rozmawiać z mężczyznami, bo najczęściej oni byli ich oprawcami. Ciężko jest mówić o takich traumach dwumetrowemu, dobrze zbudowanemu facetowi.

Dalej jednak panuje takie światopoglądowe przekonanie, że kobiety powinny się spełniać w domu, a nie na służbie. Oczywiście nie można wszystkich wrzucać do jednego worka – w policji nie byłam traktowana z góry ze względu na płeć. Ale w wojsku już tak.

Jak sobie z tym radzić? W służbach nie ma opieki psychologicznej?

W każdej jednostce wojskowej jest psycholog – związany stosunkiem pracy z kierownikiem jednostki. Ja nie skorzystałam z pomocy, bo nie miałam do tej osoby zaufania. Miałam świadomość, że jest podległa komuś, z kim mam problem. Jak szukać pomocy u psychologa, którego zatrudnia osoba dopuszczająca się nadużyć? Czy mam gwarancję, że terapeuta mu o tym nie wspomni? Było mi ciężko porozmawiać nawet z cywilnym psychologiem. Wstyd się przyznać, że nie potrafiłam powiedzieć "stop", nie byłam wystarczająco silna. Mało tego – jest jeszcze wpędzanie w poczucie winy.

A co z obciążeniem psychicznym związanym ze służbą?

Pracowałam w zespole zajmującym się handlem ludźmi, dziecięcą pornografią, pedofilią. Wszystkie zabezpieczone rzeczy przechodziły przez nasze ręce, musieliśmy te zdjęcia i filmy oglądać. Służba obciąża psychicznie. O tym się nie mówi, każdy sobie radzi na własny sposób.

Dopiero po czasie zaczęłam się dziwić, dlaczego nie szukałam pomocy. Prawda jest taka, że nikt tego nie robi, bo to oznaka słabości. A sześć lat oglądania pornografii dziecięcej siłą rzeczy odbija się na policjancie czy policjantce. To nie jest tak, że wychodzi się z pracy i o wszystkim zapomina. Tę procedurę też należałoby ulepszyć. Zwłaszcza że w służbach panuje przekonanie, że wizyta u psychiatry to sygnał, że coś jest z nami nie tak. A taką jednostkę się eliminuje.

Jak wygląda procedura w przypadku nadużyć?

Wszczynane jest postępowanie wewnętrzne. W skład komisji wchodzą sami podwładni dowódcy jednostki. To oni zbierają informacje na potrzeby postępowania. Nie mają doświadczenia w prowadzeniu spraw na tle seksualnym, nie wiedzą, jak rozmawiać z ofiarą, jak jej pomóc. Nie słyszałam jeszcze, żeby zakończyło się to przyznaniem racji osobie pokrzywdzonej. U mnie panowie podlegli służbowo i hierarchicznie wydali wyrok.

Podczas postępowania nic nie wychodzi na zewnątrz. Nie ma też organu zewnętrznego, który może skontrolować, czy był zachowany obiektywizm w trakcie postępowania.

Fundacja #SayStop chce to zmienić?

Chciałybyśmy ujednolicić procedury dotyczące postępowania od początku zgłoszenia. Dla wszystkich służb. Armie Stanów Zjednoczonych mają to świetnie zorganizowane – są koordynatorzy, infolinie, można zgłaszać się tam bezpośrednio, jeśli jest się pokrzywdzonym. Te rozwiązania na świecie funkcjonują i się sprawdzają.

Mobbing, poniżanie, przemoc seksualna. Gwałty też się zdarzają?

O tym się nie mówi, ja nie słyszałam. Trzeba wziąć poprawkę na to, ze gros kobiet tego nie zgłasza, tak jak w przypadku cywili. Wstydzą się. Nie wiem, jaka jest realna skala problemu. Do fundacji przyszło zgłoszenie o usiłowaniu gwałtu – przełożeni nie kwapią się do wszczęcia postępowania. To bardzo niewygodny temat. Przełożony jednostki, w której pojawia się podejrzenie gwałtu, naraża się na ostracyzm ze strony swoich dowódców. Bo skoro u niego dzieją się takie rzeczy, to chyba sobie nie radzi…

Z każdej strony mur.

Zamknięty krąg. Nie tylko ze strony przełożonych. Zadziało się to u mnie, u innych dziewczyn. Ten ostracyzm zawodowy urasta do rangi Himalajów. Kiedy wyjdzie się ze skargą, następuje wykluczenie zawodowe. Ja czułam się jak trędowata, ludzie bali się ze mną rozmawiać o czymkolwiek. Pracownicy, z którymi nie miałam konfliktów, odwrócili się ode mnie. Są osoby, które idą o krok dalej – troje moich współpracowników pobiegło do mediów opowiadać, jaką jestem niemoralną osobą. I tu najgorsze – była wśród nich kobieta. Moja podwładna, którą szkoliłam, miałam z nią dobry kontakt. I dostałam nóż w plecy.

Kobieta kobiecie.

Jesteśmy strasznie niesolidarne. To porażające. W tym boju o akceptację w służbach mundurowych robimy sobie świństwa. Chcemy pokazać dziewczynom, że trzeba być razem, nie należy zamykać oczu i się odwracać. Ta sytuacja może kiedyś dotknąć nas osobiście. Inna dziś jest ofiarą, jutro to możesz być ty.

Kobiety w służbach dalej są ofiarami i boją się odezwać. Chce im pani coś powiedzieć?

Dziewczyny, nie jesteście same! Nie wstydźcie się i pamiętajcie o tym, że jest nas wiele. Z podobnymi historiami. Ja byłam przekonana, że to dotyczy tylko mnie, nikomu innemu się nie przydarza i że może to ze mną jest coś nie tak. Musicie zawalczyć o siebie, a my wam w tym pomożemy, jak tylko będziemy mogły.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (453)