Blisko ludziKarol Pietrzyk uczy angielskiego od 21 lat. W tym roku zrobił swój "mały coming out"

Karol Pietrzyk uczy angielskiego od 21 lat. W tym roku zrobił swój "mały coming out"

Rozpoczęcie roku szkolnego to nie tylko wyjątkowy czas dla uczniów, ale też dla nauczycieli. Karol Pietrzyk od 21 lat zajmuje się nauczaniem angielskiego. W tym roku postanowił, że jego lekcje nie będą takie jak dawniej – najważniejsze jest dla niego stawianie na rozwój uczniów, a nie ślepe rozwiązywanie testów.

Karol Pietrzyk od 1 września chce zrobić rewolucję w swoim systemie nauczania
Karol Pietrzyk od 1 września chce zrobić rewolucję w swoim systemie nauczania
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

"To będzie mój mały 'coming out'. Chcę się wreszcie wyleczyć z mojej choroby zawodowej. I to bez urlopu dla podratowania zdrowia. Chcę się wyleczyć z tego 'nauczycielstwa' polegającego na 'przerabianiu materiału'" – tak Karol Pietrzyk rozpoczął swój post na facebookowej grupie dedykowanej nauczycielom. W rozmowie z WP Kobieta wyjaśnił, co miał na myśli.

Klaudia Kolasa, WP Kobieta: Zrobił pan oficjalny "coming out". 1 września wytknął pan błędy w systemie i powiedział, że przyszedł czas na zmiany. Skąd ten pomysł?

Uczę angielskiego od 1999 roku. To był pierwszy rok istnienia gimnazjów. Pracowałem tak, jak przykładny nauczyciel pracować powinien, czyli skupiałem się na podstawie programowej. Zawsze było to ciśnienie na wynik egzaminu, a proszę mi wierzyć, że można osiągać wysokie wyniki na egzaminach, nie znając języka. Wystarczy nauczyć uczniów techniki rozwiązywania zadań na egzaminie. Ja tak pracowałem przez szereg lat.

21 lat to duży staż pracy. Na pewno zdarzyło się panu popełnić niejeden błąd…

Oj, było ich mnóstwo. Człowiek, a nauczyciel szczególnie, uczy się na błędach. Bywało czasem, że człowiek strzelił jakąś gafę. Czasem uczeń potrafi zastrzelić pytaniem, ale najważniejsze to, żeby nie popełniać błędów strategicznych. Dla mnie było to ukierunkowanie na wyniki egzaminu. Jeśli uczysz w słabszym gimnazjum, to muszą być dobre wyniki egzaminów, bo nie przyjdą do niego uczniowie. A jeśli nie przyjdą do niego uczniowie, nie będzie posad dla nauczycieli. To taka pętla.

Mam sobie dużo do zarzucenia, jeśli chodzi o uczniów najsłabszych, którzy ginęli w systemie. Zdarzały się dzieci z autyzmem, które nie miały opinii ani orzeczenia. Człowiek nie wiedział, jak z nimi pracować, błądził po omacku, a często nie wiedział, że ich dysfunkcja utrudnia funkcjonowanie w grupie. Pamiętam, że miałem niezdiagnozowanego ucznia, któremu zadawałem pytanie, a on się na mnie patrzył i nie był w stanie odpowiedzieć. Po latach doszło do mnie, że on był zaburzony. Po latach dochodzą do mnie rzeczy z przeszłości, które mogłem zrobić inaczej.

Co zainspirowało pana do zmiany w technikach nauczania na swoich lekcjach?

Chęci i motywacji do pracy dodają mi wiadomości, które dostaje od byłych uczniów. Ostatnio napisała do mnie była wychowanka: "dzień dobry, chciałam tylko powiedzieć, że co rusz się orientuję, że nigdy nie nauczyłam się na angielskim tyle, co u pana na zajęciach. Właśnie skończyłam test poziomujący na studia i dostałam się do najlepszej grupy. Dziękuję, że pan był". Wie pani, ja sobie kolekcjonuję te wiadomości. To dodaje skrzydeł.

Obserwowałem młode osoby i z czasem zacząłem się pukać w głowę: czy ten kierunek, w którym zmierzamy, to jest dobry kierunek? Chciałbym, żeby edukacja była jak najbliżej życia, żeby pomogła odnaleźć się ludziom, którzy wychodzą ze szkoły.

Tegoroczni uczniowie pierwszych klas liceum przejdą na emeryturę w 2070 roku. Czy my zastanawiamy się, czego oni będą potrzebować, kiedy wejdą na rynek pracy? Pojawiają się cały czas nowe zawody, a nasi uczniowie nie uczą się być elastycznymi.

Zauważyłem to, czego uczy się moje dziecko w 4 klasie. Ten przekrój pantofelka jest wzięty z kosmosu. Dziecko wychodzi z edukacji wczesnoszkolnej: zwierzątka, drzewa, spacerki, odkrywanie świata dookoła nas, oglądanie filmów przyrodniczych BBC, a w szkole dostaje tabelki, schematy, przekrój poprzeczny pantofelka. To jak uderzenie obuchem w głowę.

Jaki ma pan pomysł na zmiany?

Po pierwsze chciałbym zmienić podejście do nowego materiału. Wspólnie będziemy rozwiązywać problemy. Nie będę im tego wykładał, żeby to wykuli, zaliczyli sprawdzian i zapomnieli.

W ubiegłym roku odszedłem od ciągłego testowania. Zmniejszyłem liczbę testów na rzecz liczby powtórek. Cała edukacja to łączenie nowych rzeczy ze starymi, które już umiemy. Jeśli pojawia się nowy materiał, to musimy połączyć go z czymś, co uczniowie już znają, kojarzą i muszą połączyć w jakiś sposób.

Chcę pokazywać uczniom biografie znanych osób. Chcę zwracać uwagę na to, czego my się możemy nauczyć od znanych osób. Takim osobom trzeba poświęcać więcej miejsca, żeby nauczyć się kreatywnego rozwiązywania problemów.

Jeśli nie potrafisz sam dobrze czegoś komuś wytłumaczyć, to znaczy, że sam tego nie zrozumiałeś. Uczniowie, tłumacząc innym uczniom np. zagadnienia gramatyczne, często robiąc prezentacje, wymyślają rzeczy, które nas zaskakują, a są skuteczne. Chciałbym położyć na to nacisk. Nie chcę odwracać całej szkoły, a niektóre jej elementy.

Mamy nacisk na przedmioty akademickie. Humanistyczne i ścisłe. Mnóstwo naszych uczniów to będą osoby pracujące w kulturze, sztuce, zawodach kreatywnych. Teraz w systemie są przedmioty artystyczne, ale istnieją jako dodatek. Jestem pod dużym wrażeniem tego, co dzieje się w Finlandii. Tam dzieci nie robią setek arkuszy, a mają zajęcia artystyczne. Mimo to siadają później do testów i mają jedne z lepszych wyników na świecie.

Ponadto trzeba się przyglądać uczniom. Często mają niesamowite zdolności. Mój uczeń był olimpijczykiem, miał niesamowite zdolności językowe. Wybrał sobie liceum, ale go nie skończył, bo nie dał rady z matematyki.

Co się teraz z nim dzieje?

Proszę sobie wyobrazić, że on teraz jest producentem hip-hopowym, bo odnalazł swoje miejsce w życiu, ale mogło być inaczej. To byłby naprawdę wybitny filolog, miał tę iskrę. Niesamowite ucho, intuicję do nauki języka. A z matematyką nie mógł sobie poradzić. Przykre jest to, że taki człowiek został stłamszony, że system go wypluł. Takich ludzi jest na pewno mnóstwo.

Jak można pomóc takim osobom? Może na swoich lekcjach miał pan osoby, które nie do końca mają predyspozycje do angielskiego, ale pomógł im pan przebrnąć przez ten kryzys?

Jeśli ktoś nie ma predyspozycji, to wielkie znaczenie ma praca indywidualna takiej osoby. Przeważnie w systemie wygląda to tak: jeśli ktoś nie nadąża za grupą, powinien mieć zupełnie inne cele, skupić się na podstawach podstaw. Jeszcze w gimnazjum miałem takich uczniów, którzy przychodzili do mnie na konsultacje albo zajęcia wyrównawcze.

Jestem ojcem dziecka ze spektrum autyzmu. On ma lekcje w klasie integracyjnej, ale na angielskim nie ma nauczyciela wspomagającego. Musi się uczyć tak, jak wszystkie dzieci. Ja go uczę w domu. Szybko zapamiętuje słówka, więc ja uczę go całych fraz. Przychodzi do mnie i pyta: "tata, jak są godziny otwarcia po angielsku?", mówię: "opening hours", a on później chodzi i to powtarza. Zamiast uczyć się reguł gramatycznych, uczy się całej frazy. Są osoby, które polegną na sprawdzianie z gramatyki, ale poradzą sobie w życiu, używając fraz, które znają ze słuchu.

Czyli jak będzie wyglądał początek roku szkolnego?

Najpierw chcę odbudować zespoły klasowe. Pandemia odmieniła nasze relacje. Zrobimy dużo ćwiczeń komunikacyjnych typu "team building". Będę m.in. prosił uczniów, żeby ustawili się w dystansie społecznym od najmłodszej do najstarszej osoby w klasie. To jest zadanie komunikacyjne dla uczniów, bo muszą po angielsku dogadać się, kto kiedy się urodził. Mnóstwo jest takich ćwiczeń, które wzmacniają poczucie więzi w grupie. Będziemy rozmawiać o dyscyplinach, które są uczniom bliskie. Media społecznościowe, jedzenie i picie.

A co, jeśli za kilka tygodni znowu wprowadzony zostanie lockdown? Czy zdalnie też można nauczać w taki sposób?

W nauczaniu zdalnym pewnych rzeczy nie można zrobić. To zupełnie inna forma kontaktu. Nauczyciele nie są w stanie wspierać uczniów tak bardzo, jak zrobiliby to na żywo. Nie mam złudzeń.

Podejrzewam, że wielu nauczycieli chciałoby, żeby edukacja w szkołach wyglądała inaczej, ale nie ma w sobie odwagi, żeby zaproponować zmiany. W jaki sposób dyrekcja przyjmuje pańskie pomysły?

Rzeczywiście, otwarty umysł dyrektora szkoły ma duże znaczenie. Mam akurat to szczęście, że w swojej karierze trafiałem na takich dyrektorów, którzy bardzo chętnie popierali wszelkie innowacje, dlatego mogę o tym mówić w sposób otwarty. Zdaję sobie sprawę z tego, że nawet w ramach tej podstawy programowej można uczyć treści w taki sposób, że to będzie rewolucja.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (224)