Blisko ludzi"Kobieta jest jak zwierzę. Wszystko zniesie". O tym, jak ginekolodzy traktują pacjentki

"Kobieta jest jak zwierzę. Wszystko zniesie". O tym, jak ginekolodzy traktują pacjentki

Przeglądam fora internetowe. Na jednym czytam: - Ginekolog stwierdził, że lubi mnie badać, bo jestem szczupła i wszystko dobrze czuć. Inna kobieta pisze: - Byłam po ciężkim porodzie. Kroplówki, dni spędzone w łóżku. Miałam dość. Wtedy lekarka powiedziała mi: "spokojnie dziewczyno, kobieta jest jak zwierzę. Wszystko zniesie". Co musi znosić kobieta u ginekologa? Jak jesteśmy traktowane podczas jednego z najbardziej intymnych badań?

"Kobieta jest jak zwierzę. Wszystko zniesie". O tym, jak ginekolodzy traktują pacjentki
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Marcin Stępień
Magdalena Drozdek

21.07.2017 | aktual.: 24.05.2018 14:38

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wśród wielu moich znajomych koleżanek panuje przekonanie, że do ginekologa pójdą tylko w ostateczności. No i wtedy, gdy zajdą w ciążę. Badania kontrolne? Nic z tego. Nie chcą się stresować. Dlaczego kobiety unikają gabinetów z napisem "ginekolog"? Jedno to bagatelizowanie badań. W końcu jeśli nic się nie dzieje, nie ma po co pchać się do lekarza. Druga sprawa to historie innych kobiet, które przeżyły za drzwiami gabinetu traumę. I właśnie tym historiom się przyglądamy. Nie trzeba szukać głęboko w internecie opisów przykrych i niedopuszczalnych historii z ginekologami w tle.

"Proszę się rozluźnić, bo będę musiał w tym pomóc..."

To jeden z pierwszych komentarzy, jakim podzieliła się anonimowa użytkowniczka na popularnym forum. – "Nie dasz chłopakom, dasz robakom". Tak skomentował moje dziewictwo pierwszy ginekolog, z którym się widziałam – pisze inna dziewczyna.

- Mogłaby pani troszkę więcej uwagi przywiązywać do higieny osobistej – wspomina z kolei swojego lekarza Ania.

- Przypomniał mi się tekst pani doktor z mojej przychodni. Mówię jej, że ostatnio mam bardzo bolesne miesiączki. Ona mi na to: "ja też mam bolesne" - czytam.

- Miałam jakieś 16 lat. Poszłam do ginekologa, którego poleciła mi koleżanka. Położyłam się na fotelu, a on kierując światło na TO miejsce, krzyknął: "O! Ale ładnie! Dziś mam chyba szczęśliwy dzień, bo same młode mam zapisane!". I ten jego obleśny uśmieszek. Nigdy więcej do niego nie poszłam - pisze inna kobieta.

- Ze mnie śmiał się pan wykonujący USG piersi, że "ojoj, cycuszek biedny, taki malutki" . A że miałam 20 lat, a nie 50, to drzeć łacha można – komentuje w podobnym tonie Marta.

- Kiedy mój ginekolog wyjechał z miasta, musiałam poszukać nowego. Pani doktor na początek nie chciała słuchać, z czym do niej przyszłam. Powiedziała, że ona zadaje tu pytania, a ja mam tylko odpowiadać. Kazała się tylko rozebrać i usiąść na fotel. Skomentowała, że czas na dietę, bo inaczej mąż będzie się brzydził mnie dotknąć i poleci do innej. Po badaniu nie powiedziała mi nic na temat stanu mojego zdrowia. Jak zapytałam, to odpowiedziała, że i tak nie zrozumiem medycznego języka i mam tylko przyjmować te tabletki, które mi zapisała. Kiedy wreszcie udało mi się powiedzieć, z czym mam problem to odpowiedziała, że z czymś takim mam iść do psychiatry, a nie zawracać jej du… Wyszłam z gabinetu i więcej do niej nie wróciłam. Poszłam do innego lekarza, gdzie otrzymałam fachową pomoc. Dokładnie mnie zbadał, wszystko wytłumaczył, a objawy które mnie niepokoiły okazały się zupełnie normalne i związane z hormonami – opowiada z kolei jeszcze inna kobieta.
Zobacz też: Jak przygotować dziecko do wizyty u ginekologa?

"Musi boleć"

Kobiety bulwersują jednak nie tylko nietaktowne uwagi, ale przekonanie lekarzy (także płci żeńskiej), że pacjentki muszą znosić ból, bo tak Bozia nakazała. "Musi boleć" – to jeden z najczęściej powtarzających się komentarzy i to nie tylko na forach. Bo kobiety mają dosyć znoszenia faktu, że mają mdleć z bólu dla przykładu.

- Powiedziałam kiedyś mojej byłej już ginekolożce, że cierpię z powodu bolesnych miesiączek. Powiedziała: "Boli? Jak się dzieci nie rodziło, to będzie bolało". I odesłała mnie z niczym – wspomina Natalia.

- Przeokropnie wspominam pierwszą wizytę w państwowej przychodni. Kobieta lekarka tak niedelikatnie się ze mną obeszła, że aż podskoczyłam na fotelu. Ona mówi do mnie wtedy: "Nie przesadzaj! Pierwszy raz musiał boleć bardziej" – to już inna historia.

Temat ignorowania bólu układu rozrodczego i tego, przez co przechodzi część kobiet podczas miesiączki, stary jest jak świat. Lekarze bagatelizują sprawę, zwalając wszystko na naturę, która tak ukształtowała ciało kobiety. Choć ponad 90 proc. kobiet na świecie skarży się na dolegliwości związane z zespołem napięcia przedmiesiączkowego, natury PMS naukowcy nie badają. Badają za to częściej zaburzenia erekcji – jak wynika z danych ResearchGate. Ich badanie z 2001 roku wykazało, że kobiecy ból znacznie częściej uważa się za mający podłoże psychiczne lub emocjonalnie, a nie biologiczne.

Druga strona medalu

Co na to wszystko ginekolodzy? W rozmowie z nami zgodnie przyznają, że nie wszystkich lekarzy można wrzucić do jednego worka. Część pewnie minęła się z powołaniem i stąd tak wiele bulwersujących komentarzy w sieci. Inna sprawa jest taka, że czasem to pacjenci wyolbrzymiają problemy i zbyt emocjonalnie wyrzucają z siebie opinie na forach.

- Miałam kiedyś pacjentkę, której powiedziałam delikatnie, że będę musiała przerwać badanie – opowiada w rozmowie z nami ginekolog Agnieszka Antczak-Judycka. - Była zbyt zestresowana i badanie sprawiało jej ból, więc nie chciałam jej niepotrzebnie męczyć. Nie współpracowała ze mną, więc to nie miało sensu. Odłożyłam sprzęt i poprosiłam, czy możemy dokończyć innym razem. Po jakimś czasie przeczytałam o sobie opinię na jednym z portali: "Lekarka rzuciła wziernikiem i rękawiczkami, i powiedziała, że nie ma zamiaru mnie badać. Skandal" - mówi.

- Nasz zawód jest bardzo trudny. Jak wygląda to z mojej perspektywy? Przychodzi kobieta. Mam 15 minut, żeby ją poznać, nawiązać relację, zbadać i jeszcze sprostać jej oczekiwaniom. Staram się wykazywać empatią, bo sama jestem kobietą, ale od pacjentek też często słyszę, że mężczyźni mają lepsze podejście. Zdarza się, że pacjentki są bardzo roszczeniowe i co by człowiek nie zrobił, to będzie źle. To nas stawia w trudnej roli - dodaje Antczak-Judycka.

Podkreśla, że nastawienie do ginekologów zależy zawsze od pierwszej wizyty. – Nie da się generalizować. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Każdy ma jakieś tam podejście do wykonywanego zawodu i mogą zdarzyć się wśród nas tacy lekarze, którzy może minęli się z powołaniem.

- Wydaje mi się, że kwestia tych złych doświadczeń ma mniejsze znaczenie niż kilkanaście lat temu. Bo jeżeli ktoś ma bardzo traumatyczne doświadczenia z lekarzem, to może zgłosić to nawet do sądu. Najważniejsze, by ci pacjenci, którzy zostali źle potraktowani, dostali informację, że to był po prostu przypadek – mówi nam z kolei ginekolog Łukasz Sroka.
Przyznaje, że dla pacjenta jego problem jest najważniejszy. - Czasem z naszego punktu widzenia te sprawy nie są poważne. Wie pani, wiele jest komentarzy pacjentów. Mają oni różne portale i fora, gdzie mogą oceniać lekarzy mniej lub bardziej obiektywnie. W drugą stronę czegoś takiego nie ma. Nie istnieją portale, na których lekarze mogą skarżyć się na pacjentów z imienia i nazwiska – dodaje lekarz.

Zapytałam o reakcje lekarzy na ból menstruacyjny kobiet. Dlaczego dzieje się tak, że często kobiety słyszą słynne "musi boleć" i tyle?

- Bolesne miesiączki i infekcje to są dwie podstawowe wizyty kobiet w gabinecie. Prawdą jest, że kobiety, szczególnie przed pierwszym porodem, mają bolesne miesiączki. To wynika z uwarunkowań cyklu, uwarunkowań anatomicznych. Często przebycie ciąży te dolegliwości trochę rozwiązuje, czasami nie, a nawet zdarza się, że problem się nasila – mówi ginekolog. - Z jednej strony nie za wiele można zrobić. Można usunąć miesiączki, włączając antykoncepcję hormonalną dla przykładu. Ale są pacjentki, które nie chcą brać antykoncepcji. My, jako ginekolodzy, poza przepisaniem tabletek przeciwbólowych nie możemy zbyt wiele zrobić. Aczkolwiek nigdy nie należy bagatelizować takich sytuacji. Zawsze może zdarzyć się tak, że na 99 pacjentek może trafić się jedna, której bolesne miesiączki będą oznaką poważniejszych problemów ze zdrowiem – dodaje.
Dlaczego kobiety nie chodzą do ginekologa? Zdaniem Łukasz Sroki częściej dzieje się jednak tak dlatego, że bagatelizujemy badania profilaktyczne.

- Często słyszę: "Po co miałam przychodzić, skoro nic się nie działo?". No i to jest logiczne w pewien sposób. Nie chodzimy przecież okresowo do laryngologa, żeby nam od czasu do czasu sprawdził migdałki. Ale ginekologia to przypadek wyjątkowy. Mamy takie narzędzia jak np. cytologia, gdzie możemy wykryć raka szyjki macicy. Odpowiednio wczesna diagnoza pozwala uratować kobiecie życie. Rak szyjki rozwija się wolno, potrzeba kilka lat, żeby osiągnąć zaawansowane stadium – mówi.
Dlatego nie ważne, jak przykre macie doświadczenia z ginekologami, i jak bardzo boicie się kolejnej wizyty. Lekarza, który was źle potraktował, można zmienić, a sprawę zgłosić władzom placówki lub do prokuratury. Badanie się i dbanie o swoje zdrowie zdaje się być ważniejsze niż wspomnienie nieudanej wizyty.

Komentarze (27)