Kobiety wściekłe na Donalda Trumpa. Wyszły na ulice
Seksistowskie komentarze, obmacywanie, brak szacunku, zaostrzenie prawa aborcyjnego – Donald Trump nie ma dobrej prasy wśród kobiet. Po roku od jego zaprzysiężenia na prezydenta Stanów Zjednoczonych, znowu wyszły na ulice.
"Przestańcie chronić potężnych ludzi", "Suki mają prawa", "Lepszy gabinet jest w Ikei", "Dopiero zaczynamy", "Dobrzy chłopcy nie są seksistami" – to tylko niektóre hasła, które pojawiły się na transparentach podczas marszów kobiet. Demonstracje odbyły się w Waszyngtonie, Nowym Jorku, Los Angeles i wielu innych amerykańskich miastach.
- W ubiegłym roku ludzi ogarnęło prawdziwe szaleństwo, tak jest i tym razem – komentuje dla agencji Reuters Tamika Mallory, aktywistka. Szacuje się, że w ubiegłym roku protestowało nawet 5 milionów ludzi. Był to jeden z największych masowych protestów w historii Stanów Zjednoczonych. Po roku rządów Trumpa sytuacja kobiet się nie zmieniła. Co więcej, do mediów wyciekają kolejne skandale z udziałem prezydenta. Oskarżenia o molestowanie, obraźliwe komentarze (nawet swoją córkę Ivankę nazywa "dupą"), opłacanie milczenia kochanek czy romans z gwiazdą porno to tylko niektóre przewinienia Trumpa.
Kobiety mają dość. Nazywają prezydenta chamem i prostakiem. Protestują przeciwko protekcjonalnemu traktowaniu, domagają się równouprawnienia, dostępu do antykoncepcji oraz prawa do legalnej aborcji. Trumpowi oberwało się również za jego rasistowskie poglądy. Ubiegły rok był przełomowy dla kobiet. Upłynął pod znakiem kampanii w mediach społecznościowych #MeToo i #TimesUp. Obie akcje były związane z nadużyciami seksualnymi oraz molestowaniem. Włączyły się do nich największe gwiazdy.
Sam Trump wydaje się nie być wzruszony masowymi protestami, Biały dom nie skomentował demonstracji.