Kobiety za kierownicą. "Czasami czuję się jak darmowy szofer"
Kobieta-kierowca nikogo już nie dziwi, jednak mimo to wciąż możemy usłyszeć bezczelny komentarz – "jeździsz jak baba". Dla Dominiki i Aleksandry to komplement, bo w przeciwieństwie do swoich partnerów mają prawo jazdy. Są "babami", prowadzą samochody, a przy okazji... zostały "szoferami".
09.01.2020 | aktual.: 09.01.2020 17:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Motoryzacja była jednym z zainteresowań 24-letniej Dominiki niemal od zawsze. Już jako dziecko kolekcjonowała modele samochodów zamiast lalek. Gdy skończyła 16 lat, zdała egzamin na kartę motorowerową. Jako prezent na 18-stkę rodzice ufundowali jej wymarzony kurs na prawo jazdy. – Dzięki temu już w klasie maturalnej mogłam dojeżdżać do liceum autem. Znajomi chętnie korzystali z możliwości "podwózki". Później część z nich zdała egzamin na prawo jazdy, jednak w większości byli to koledzy – opowiada.
"Facet bez 'prawka' traci w moich oczach"
Rok temu Dominika poznała swojego obecnego partnera. Gdy dowiedziała się, że nie ma prawa jazdy, była w szoku. – Nie zabrzmi to najlepiej, ale facet bez "prawka" trochę traci w moich oczach. Po prostu jest… mniej przydatny. Dla mnie śmiesznie to wygląda, bo on zawsze siedzi na miejscu pasażera, a ja go wożę. Wiem, jak to brzmi, ale dla mnie mężczyzna powinien potrafić dojechać wszędzie, gdzie trzeba. Mój chłopak co najwyżej może pójść ze mną na przystanek autobusowy – śmieje się.
Dominika przywykła, że zamawia Ubera, by dojechać na lotnisko, a po imprezie wraca autobusem, bo nie może liczyć na partnera. Przyznaje jednak, że frustruje ją fakt, że w drugą stronę już tak to nie działa. – Czasami czuję się jak szofer. Tylko taki darmowy, bo za paliwo płacę ja. Odbiorę go z dworca, zawiozę na zlecenie. No, ale czego się nie robi... – stwierdza. Jej zdaniem brak prawa jazda utrudnia życie codzienne, ale najgorsze są kwestie wyjazdowe.
– Nie zapomnę, gdy po raz pierwszy pojechaliśmy nad jezioro, prawie 500 km od Warszawy. Wyjechaliśmy o 6 i tego samego dnia wróciliśmy. Gdy on słodko spał na miejscu pasażera, ja w obie strony zrobiłam ponad 1000 km. Wkurzyło mnie, że nie mam kierowcy na zmianę. Z przyjaciółmi zawsze się wymienialiśmy, gdy któreś opadało z sił. Głównie ze względów bezpieczeństwa. Chciałam jak najszybciej dojechać, więc na zmianę piłam colę i energetyki. On nie rozumiał, że mogę być zmęczona. Nic dziwnego, też bym nie rozumiała, gdybym nie była kierowcą – wyjaśnia.
Po tej podróży Dominika nie wytrzymała i zaczęła dopytywać partnera, dlaczego nie zrobi prawa jazdy, aby ułatwić sobie – i jej – życie. – Dla mnie to dziwne, jak można być aż tak zależnym od kogoś. Albo ode mnie, albo od kolegów. W odpowiedzi usłyszałam, że się boi. Moim zdaniem traktuje to jako wymówkę, bo zawsze ktoś go zawiezie i przywiezie – kwituje.
Kobieta za kierownicą
Jeszcze kilkanaście lat temu panowało przekonanie, że miejsce kobiety w samochodzie to fotel pasażera. Na szczęście to się zmienia. Obecnie coraz więcej kobiet startuje w wyścigach rajdowych czy pracuje jako instruktorki jazdy. Potwierdzają to statystyki.
Według danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców na koniec 2014 roku prawo jazdy w Polsce posiadało ok. 19,5 mln osób. Większość stanowili mężczyźni, ale odsetek kobiet, które legitymują się dokumentem, wzrósł już do 39 proc. Oznacza to, że ok. 8 mln Polek ma uprawnienia do prowadzenia pojazdów. Wzrost jest ogromny, ponieważ w 2001 roku tylko 902 tys. kobiet prowadziło pojazdy.
Warto zaznaczyć również, że w 2017 roku wypadków spowodowanych przez kobiety było cztery razy mniej niż tych spowodowanych przez mężczyzn. Według danych Komendy Głównej Policji w 2010 roku kobiety spowodowały 5681 (18,5 procent ogółu) wypadków drogowych. "Kobieta za kierownicą jest bardziej odpowiedzialna, rozważna, spokojna i częściej niż mężczyźni okazuje życzliwość innym użytkownikom dróg" – przeczytamy na stronie Komendy Powiatowej Policji w Sierpcu.
Koniec z bycia szoferem
33-letnia Aleksandra, pracownica jednej z korporacji w Warszawie, przyzwyczaiła się już, że jej narzeczony nie ma prawa jazdy. Nigdy nie patrzyła na płeć przeciwną przez pryzmat posiadania samochodu, ponieważ sama od 8 lat jest niezależnym kierowcą. Dziecko odebrać z przedszkola? Aleksandra za kierownicą. Impreza rodzinna? Narzeczony wypije kieliszek wina, bo Aleksandra za kierownicą. Przywieźć zgrzewki wody do domu? Aleksandra za kierownicą, bo jej narzeczony co najwyżej może je włożyć do sklepowego wózka.
– Wielokrotnie okazywało się, że gdyby miał "prawko", rozwiązałoby to masę problemów i drobnych sprzeczek. Te pojawiają się np. przy planowaniu wakacji czy robieniu większych zakupów albo przy przywiezieniu drewna – żali się moja rozmówczyni.
Ola przyznaje, że najtrudniej było, gdy zaszła w ciążę. Nie mogła wówczas liczyć na swojego partnera. Prosiła przyjaciółkę, żeby zawiozła ją na badania, bo w zaawansowanej ciąży poruszanie się komunikacją miejską nie należało do najłatwiejszych. – Przecież gdybym zaczęła rodzić, musiałabym jechać taksówką. Całe szczęście nie doszło do tego – wspomina.
Kilka miesięcy temu Aleksandra postawiła na swoim i zmusiła narzeczonego, by zapisał się na kurs prawa jazdy. – Chcemy w końcu zwiedzić Europę. Z synem i psem najprościej byłoby zapakować się w auto i ruszyć. Tłumaczyłam narzeczonemu, że sama nie dam rady przejechać 1200 km bez odpoczynku. Na szczęście zrozumiał – stwierdza.
Zobacz także: Kawa zalewana redbullem i amfetamina. Kierowca tira opowiada o rzeczywistości w trasie
Prawo jazdy to nie atrybut męskości
Prawo jazdy nie powinno być traktowane jako atrybut męskości. Bez wątpienia ułatwia życie obu płciom. Potwierdza to Tomek, który staje w obronie mężczyzn i nie pozostaje również obojętny na to, gdy ktoś krytykuje kobietę za kierownicą. – Kiedyś myślałem, żeby zrobić prawo jazdy, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze – bo drogi kurs, bo nie mam czasu. Tych "bo" się namnożyło. A teraz? Przeprowadziłem się do stolicy i tutaj nie jest mi potrzebny samochód. Wszędzie parkometry, korki. Szkoda czasu i pieniędzy – tłumaczy 32-latek.
– Przez czternaście lat bez prawka nasłuchałem się masy złośliwości. Ponoć mężczyzna bez prawa jazdy nie jest prawdziwym mężczyzną. Kto w ogóle wymyślił ten tekst? Jeśli nie chce mi się jechać metrem, zamawiam Ubera lub Bolta. Moja dziewczyna ma auto, więc kiedy patrzę, ile co miesiąc płaci na paliwo, to łapię się za głowę i mówię, żeby jeździła komunikacją miejską. Odpowiada, że "jej się nie chce". Mam wrażenie, że większość warszawiaków, mimo że ma przystanek pod nosem, z lenistwa pakuje się do auta – dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl