Blisko ludziKolęda. Jak przyjąć księdza który przyjdzie do nas po kolędzie?

Kolęda. Jak przyjąć księdza który przyjdzie do nas po kolędzie?

Kolęda. Jak przyjąć księdza który przyjdzie do nas po kolędzie?
Źródło zdjęć: © PAP
29.12.2016 13:36, aktualizacja: 22.04.2019 11:01

O czym rozmawiać z księdzem, który przyjdzie do nas po kolędzie? Na pewno nie o polityce. - Kapłan w trakcie wizyty duszpasterskiej nie jest od tego, by roztrząsać kwestie okupacji Sejmu i działań poszczególnych partii. Duchowny chce poznać życie i problemy konkretnej rodziny – mówi o. Jacek Gniadek, werbista i podkreśla. - To nie jest spotkanie towarzyskie. Niektóre parafie przygotowują nawet specjalne poradniki dla wiernych przyjmujących księży chodzących po kolędzie. Jedno z zaleceń to nakaz założenia wizytowych butów, bo: jeśli domownicy przyjmują "na boso" kapłana - jest to wyraz najwyższej pogardy.

Szybkie sprzątanie mieszkania, szukanie świeczników i krzyża, uzupełnianie zeszytów do religii. Dylemat, co zrobić z kopertą, ile do niej włożyć – tak wygląda przygotowanie do kolędy w wielu polskich domach. To wizyta duszpasterska proboszcza lub wikariusza w domach parafian. Kościół katolicki przyjął zwyczaj odwiedzania wiernych po świętach Bożego Narodzenia. Pisał o tym już w III wieku św. Atanazy. Zdaniem wielu historyków Kościoła, to właśnie wizyty duszpasterskie dały podwaliny pod organizację parafii na terenach Polski. Dla wielu Polaków to do dziś bardzo ważna wizyta.
- Kolęda to zawsze wielkie wydarzenie. Nie wyobrażam sobie, żebym nie przyjęła księdza w domu. To tak jakby wysłannik Pana Boga przyszedł do mnie do domu. Zawsze muszę mieć biały i wyprasowany obrus. I do tego dom przystrojony świeżymi kwiatami. Zawsze wybieram białe - mówi 74-letnia Klara z niewielkiej miejscowości w centralnej Polsce.

Dla mojej teściowej z północno-wschodniej Polski, ksiądz po kolędzie to świętość. Dzieci musiały być w domu, mieszkanie błyszczące, obrus na stole, naszykowane Pismo Święte. Na księdza zawsze czekały domowe nalewki: pigwówka, cytrynówka. Ksiądz do teściowej docierał zawsze jakoś koło 22. Był już zawsze bardzo wesolutki. Lubił się wypytywać i toczyć długie opowieści o innych z parafii, np. że Kalinowska to się z mężem rozwiodła, a Nowak wyjechał do Anglii zarabiać, a Nowakowa tęskni i popłakała się podczas kolędy - opowiada Anna z Warszawy. - Ale w tamtych rejonach ksiądz to bardzo ważna persona. Teściowa ma sąsiada. Wdowca. Nikt nie był u niego od śmierci żony, ale sąsiedzi podejrzewają, że tam melina w domu. Jedyny czas, kiedy on sprząta, to właśnie kolęda. Wyrzuca wtedy stare i śmierdzące rzeczy, trzeźwieje, goli się. Po prostu cud boski.

Anna mieszka z rodziną na warszawskim strzeżonym osiedlu. - My nie jesteśmy specjalnie wierzący, ale zawsze przyjmowaliśmy kolędę.Tak głupio nie otworzyć księdzu drzwi. I dochodziło do takich schizofrenicznych sytuacji, jak on mówił: "a w kościele, to ja was nie widzę"; "a do spowiedzi chodzicie?". Ale kiedyś mieliśmy wspaniałą rozmowę z księdzem. Siedział u nas do pierwszej w nocy. Poczuł misję, żeby nas nawrócić.

Jak przygotować się do wizyty księdza?

Przede wszystkim powinniśmy wiedzieć, kiedy ona nastąpi. Zazwyczaj termin kolęd podawany jest pod koniec mszy św. – w ogłoszeniach parafialnych, a także wywieszany w kościelnej gablocie i umieszczany na parafialnej stronie internetowej.

Gdy już wiemy, kiedy zawita do nas ksiądz, to najważniejszą sprawą będzie, co podkreśla o. Jacek Gniadek, werbista, nastawienie duchowe do mającej nastąpić wizyty. - Warto pomodlić się w intencji tego spotkania, tak, by dobrze je przeżyć – mówi duchowny. - To nie jest spotkanie towarzyskie, ale coś co ma nas ubogacić duchowo, a także dać możliwość poznania księdzu jego parafian w miejscu ich zamieszkania. Zapoznania się z ich radościami, problemami i życzeniami. Kolęda powinna również, takie jest jej zadanie, wspierać rodzinę i budować więź wspólnoty parafialnej – podkreśla zakonnik.

Znakiem oczekiwania na duchownego jest zasłany białym obrusem stół, na którym znajduje się krzyż i dwie zapalone świece. Na stole powinno także znajdować się naczynie z wodą święconą oraz (niekoniecznie) kropidło. Gdy nie mamy wody święconej, naczynie napełniamy czystą wodą. Trzeba tylko uprzedzić księdza, by ten pobłogosławił ją przed święceniem. Obok można położyć Pismo Święte. Wszyscy domownicy powinni oczekiwać kapłana w stroju wizytowym.

Głównym punktem wizyty duchownego jest modlitwa „Ojcze nasz” oraz modlitwy wstawiennicze za rodzinę, dzieci, samotnych i chorych. Później ksiądz kropi wodą święconą domowników i ich mieszkanie.

Potem nadchodzi czas rozmów. Jednym z tematów z pewnością będą dzieci. Dlatego też, jeśli są one w wieku szkolnym, dobrze przygotować zeszyty z religii, tak, by duchowny mógł je przejrzeć. W rozmowie nie poruszajmy tematów politycznych.
- Kapłan w trakcie wizyty duszpasterskiej nie jest od tego, by roztrząsać kwestie okupacji Sejmu i działań poszczególnych partii. Duchowny chce poznać życie i problemy konkretnej rodziny – mówi o. Jacek Gniadek.

Jego zdaniem, nie ma powodu, by w trakcie wizyty separować od księdza czworonożne pupile. - Zwierzęta towarzyszyły narodzinom Pana Jezusa, nie widzę więc powodu, by zamykać je w osobnym pomieszczeniu na czas kolędy. Oczywiście jeśli nie są groźne dla obcych – podkreśla werbista.
Łatwo bowiem wyobrazić sobie, co może czuć ksiądz, który, ubrany w sutannę, przychodzi do domu, a tu nagle zza drzwi dopada go szczekające stworzenie, łapie za sutannę lub za łydkę. Duchowni chodzący po kolędzie są tak nagminnie straszeni przez domowe zwierzaki chcące koniecznie sprawdzić, co ksiądz ma pod sutanną, że na drzwiach jednego z kościołów w Gdyni zawiesili nawet kartkę: „Zwierzęta mają być zamknięte w łazience lub innym pomieszczeniu, do którego ksiądz nie będzie zaglądał”.

- O ile jest to możliwe, niech będą obecni w domu wszyscy domownicy - oczywiście w stroju wizytowym i w obuwiu, a nie w kapciach. Jeśli domownicy przyjmują "na boso" kapłana - jest to wyraz najwyższej pogardy - przestrzegają z kolei autorzy poradnika kolędowego z jednej z parafii w Białymstoku.
Duchowni z Gdyni nie tylko nie lubią bliskich spotkań z czworonogami, ale także nie lubią przychodzić do nieposprzątanych mieszkań wiernych. „Trzepanie dywanów, zmycie naczyń czy umycie okien” także zamieścili na liście warunków koniecznych do spełnienia, aby w domu zjawił się duszpasterz. Nie zapomnieli również poprosić o białą kopertę z ofiarą na budowę nowego kościoła, by „Pan Jezus mieszkał między nami”.

Ile pieniędzy włożyć do koperty?

To pytanie nurtuje wielu z nas. Zdecydowana większość (około 75 proc.) Polaków wkłada do koperty od 50 do 100 złotych. Więcej niż 200 złotych przeznacza na kolędę, co ósmy z naszych rodaków. Datek finansowy nie jest warunkiem odbycia kolędy. Jednak - zgodnie z dokumentami kościelnymi - wierni są zobowiązani do utrzymania swojego duszpasterza. W tym przypadku nie ma określonej „taksy”.

- Obowiązuje zasada „co łaska” - mocno podkreśla o. Jacek Gniadek. - Ofiara musi być dobrowolna. Są ludzie majętni i są ludzie ubodzy. Bóg posłał kapłanów do wszystkich z nich” – mówi werbista.

W praktyce wygląda to bardzo różnie. - Najbardziej lubię, jak przychodzą z kolędą inni księża niż proboszcz, bo on zawsze zagląda w koperty i bierze dla siebie tą, w której jest więcej pieniędzy i jeszcze wszystko sobie zapisuje - mówi pani Klara. W jej parafii jest zwyczaj, że na kolędę przygotowuje się dwie koperty - jedną dla księdza, drugą z datkiem: "na kościół". - Ten proboszcz, to nawet ministrantom daje zamykane na kłódkę puszki, żeby nie mogli brać pieniędzy, które dostają dla siebie od ludzi, wiec ludzie dają im do ręki drobne pieniądze.

Co się dzieje z pieniędzmi, które ksiądz otrzymuje podczas wizyty kolędowej? Określają to konkretne przepisy ustalane przez poszczególne diecezje. Część pieniędzy zostaje w parafii, część przekazywana jest do kurii na programy realizowane na poziomie ogólnodiecezjalnym, część zostaje do dyspozycji księdza. Nierzadko pieniądze zebrane w czasie kolędy przeznaczane są na renowację starego lub budowę nowego kościoła. Z tych pieniędzy opłacane są rachunki kościelne. Księża zakonnicy zobowiązani są oddać wszystkie datki swojemu przełożonemu. W niektórych diecezjach kuria zachęca, by proboszczowie z ambon informowali wiernych, na co przeznaczone będą pieniądze ze zbiórki kolędowej.

Kolęda oczami księży

Sami księża opisują czas kolędowania jako bardzo trudny okres, głównie ze względu na zmęczenie.
- Pamiętam, jak w ostatni dzień kolędy, w ostatnim bloku, na ostatnim piętrze, zapukałem do ostatnich drzwi. Ktoś ze środka zawołał, żeby wejść. Drzwi się uchyliły, a ja zobaczyłem przed sobą potwora. Naprawdę. Sinoblady gnom, jakiś przygarbiony, z błędnym wzrokiem. W półmroku korytarza poczułem na plecach dreszcz. Po sekundzie zorientowałem się, że patrzę w lustro... - opowiada na łamach tygodnika "Niedziela" ks. Marek z Katowic. - Widzi się masę niezawinionej biedy i bezradności. Proszę mi wierzyć, że ani ja, ani żaden ze znanych mi księży nie bierze od takich ludzi datku. Wręcz przeciwnie - często uruchamiamy potem cały caritasowski łańcuch pomocy - dopowiada ks. Andrzej.

- Raz słyszę, że byłem za krótko, drugi raz, że się rozsiadłem i za bardzo wypytywałem, że się wtrącam. Ksiądz od progu czuje, czy jest mile widzianym, oczekiwanym gościem, czy raczej chcą mieć mnie z głowy. Jak wieje chłodem, siedzą sztywno i odpowiadają mi monosylabami, to nie przeciągam wizyty. Nawet ksiądz potrafi wyczuć, że jest intruzem (śmiech). Czujemy, kiedy przyjmowani jesteśmy z obowiązku, bo „co ludzie powiedzą” albo „bo babci byłoby przykro”. A ile się człowiek nasłucha plot, kłamstw, oszczerstw i kalumnii... - mówi ks. Antoni z podkrakowskiego miasteczka w rozmowie z tygodnikiem "Niedziela".

Ingrid Hintz-Nowosad, Witold Chrzanowski

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1299)
Zobacz także