Konkubina – partnerka bez praw?
Coraz więcej Polek żyje z partnerem „na kocią łapę”, choć większość z nich nie lubi kiepsko kojarzącego się określenia „konkubina”. Jednak dużo kobiet ceni sobie luźne związki, przynajmniej do czasu konfrontacji z bezwzględnymi przepisami prawa, które zdecydowanie preferują instytucję małżeństwa. W jakich sytuacjach konkubinat bywa kłopotliwy?
04.11.2013 | aktual.: 04.11.2013 15:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Coraz więcej Polek żyje z partnerem „na kocią łapę”, choć większość z nich nie lubi kiepsko kojarzącego się określenia „konkubina”. Jednak dużo kobiet ceni sobie luźne związki, przynajmniej do czasu konfrontacji z bezwzględnymi przepisami prawa, które zdecydowanie preferują instytucję małżeństwa. W jakich sytuacjach konkubinat bywa kłopotliwy?
Wiele osób ma problem już na etapie definiowania konkubinatu. „Czy on zaczyna się wtedy, kiedy para zamieszka razem? A jeśli nie mieszkają razem, są ze sobą kilka lat i mają dziecko? Gdy spotykam się z kimś od 2 tygodni i widujemy się często, czy można nazwać to konkubinatem?” – zastanawia się Daria. „Myślę, że konkubinat zaczyna się po wspólnym zamieszkaniu, kiedy pojawiają się codzienne obowiązki i problemy. W dzień i w nocy” – odpowiada Manuela.
Określenie konkubinat pochodzi z łaciny i w dosłownym tłumaczeniu oznacza „wspólne spanie”, co dość jednoznacznie zawęża pole do definiowania takiego związku. W doprecyzowaniu jego idei pomaga też orzeczenie Sądu Najwyższego, który uznał w jednym z wyroków, że „konkubinat to wspólne pożycie analogiczne do małżeństwa, tyle, że pozbawione legalnego węzła. Oznacza istnienie ogniska domowego charakteryzującego się duchową, fizyczną i ekonomiczną więzią pomiędzy kobietą a mężczyzną”.
Brak dojrzałości?
Konkubinat staje się coraz popularniejszy wśród Polaków. Oczywiście nie ma statystyk, które pozwalałyby dokładnie oszacować skalę zjawiska, ale wiele mówiąca jest liczba dzieci rodzących się w związkach nieformalnych. Z raportu GUS wynika, że rodziców co piątego malucha przychodzącego na świat nie łączą więzy małżeńskie. Dla porównania w 1990 r. takie dzieci stanowiły zaledwie 6,2 proc. urodzonych.
Związki partnerskie wciąż budzą jednak kontrowersje, o czym przekonaliśmy się w czasie niedawnych dyskusji na temat ustawy legalizującej taką formę współżycia. Jej projekt przepadł w sejmie. „I bardzo dobrze. Konkubinat to brak dojrzałości i odwagi ludzi do podejmowania decyzji życiowych. Jak się odmieni, to sobie idę do drugiej piaskownicy. Prawne uregulowanie związku to odwaga i odpowiedzialność za siebie i drugiego człowieka” – przekonuje Krzysztof, uczestnik jednej z internetowych dyskusji.
Podobne założenia przyświecają również obowiązującym w Polsce przepisom, które zdecydowanie faworyzują małżeństwo.
Przychodzi konkubina do lekarza…
Kłopoty konkubiny pojawiają się w najprostszych sytuacjach życiowych. Na przykład listonosz może jej odmówić wydania listu poleconego adresowanego do partnera, natomiast lekarz nie zdradzi informacji o stanie zdrowia konkubenta czy skutków, jakie wywołają przepisane mu leki. Na szczęście tym problemom stosunkowo łatwo zaradzić. Wystarczy nosić przy sobie pisemne upoważnienie od partnera.
Dzieci zrodzone w wolnych związkach mają takie same prawa jak dzieci małżonków. Tyle tylko, że partner matki musi najpierw udać się do urzędu stanu cywilnego i uznać malucha za swojego potomka. Bez tego będzie traktowany przez prawo jak obca dla dziecka osoba. Dopiero po dopełnieniu formalności rodzice mogą wspólnie zdecydować, jakie nazwisko ma nosić ich skarb. Małżonkowie, a nawet osoby samotne, mogą adoptować dziecko. Jednak konkubentom to prawo nie przysługuje, co znacznie różni Polskę od innych krajów europejskich.
Rozstania i faktury
Konkubenci nie mogą złożyć wspólnego zeznania podatkowego, co bywa jednak korzystne, gdy nieźle zarabiająca para posiada dzieci. Wówczas każdy z partnerów może rozliczyć roczny PIT jako rodzic samotnie wychowujący dzieci. W ten sposób jego dochód zostanie podzielony na dwie osoby, a podatek będzie niższy.
Pomiędzy partnerami żyjącymi „na kocią łapę” nie powstaje współwłasność majątkowa. W czasie trwania związku nie ma to zwykle znaczenia, ale staje się dużym problemem, gdy uczucie wygasa i zapada decyzja o rozstaniu. Każdy z partnerów musi wówczas udowodnić, że to on kupił samochód albo telewizor. Prawnicy radzą, by na fakturach czy umowach kupna wpisywać nazwiska obojga partnerów. Nawet, kiedy mężczyzna podaruje kobiecie cenny prezent warto poprosić go o spisanie umowy darowizny, co w przypadku smutnego finału związku pozwoli uniknąć nieporozumień. Czasem takie sprawy kończą się w sądzie, gdzie partnerzy muszą udowadniać, że to oni nabyli przedmiot sporu.
Przepisy prawa cywilnego zezwalają na zawarcie umowy konkubenckiej, w której można ustalić zasady podziału i zarządu wspólnym majątkiem. Taki dokument – w razie rozstania – rozwiąże wiele problemów.
Bez dziedziczenia
Kwestie majątkowe są jeszcze bardziej skomplikowane, gdy partner pozostaje w związku małżeńskim, w którym nie ma rozdzielności. Może się wówczas okazać, że po rozwodzie jego żona będzie miała np. prawo do jego udziału w mieszkaniu kupionym przez konkubentów.
Problemy pojawiają się również po śmierci jednego z partnerów, ponieważ polskie prawo nie zakłada możliwości dziedziczenia po zmarłym konkubencie. Jedynym rozwiązaniem jest wcześniejsze sporządzenie testamentu i wskazanie przyszłego spadkobiercy.
Konkubina nie może również liczyć na rentę po zmarłym partnerze. Będzie miała natomiast prawo do pieniędzy zgromadzonych na koncie emerytalnym w OFE, jeśli ukochany wskazał ją jako osobę uprawnioną. Otrzyma też zasiłek pogrzebowy, gdy przedstawi w ZUS rachunki potwierdzające koszty pochówku. Pozostały przy życiu konkubent ma również prawo do wejścia w stosunek najmu lokalu mieszkalnego po śmierci partnera oraz pierwszeństwo w ubieganiu się o przydział lokatorskiego prawa do mieszkania spółdzielczego.
Rafał Natorski/(gabi), kobieta.wp.pl