Koronawirus zabrał im pracę i pieniądze. "Nie wytrzymałam, rzuciłam papierami"
29.05.2020 17:48, aktual.: 29.05.2020 17:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Jestem wkurzona, że przejadaliśmy pieniądze. Żyliśmy dobrze, ale z dnia na dzień, zostaliśmy bez oszczędności. To się zemściło – uważa Weronika, którą epidemia koronawirusa pozbawiła pracy. Gdy ktoś jej mówi, że będzie dobrze, zgrzyta zębami. Marlena zwolniła się sama, bo jej szef wykorzystał pandemię, by płacić mniej. Z kolei Agata, zamiast pracować na wykopaliskach w Egipcie, utknęła w domu.
Weronika K. pod koniec kwietnia po ponad trzech latach sumiennej pracy została zwolniona przez… SMS-a. Pracowała jako przedstawicielka handlowa w firmie dystrybuującej zagraniczne odkurzacze. Na jej wypłatę składała się podstawa oraz prowizja. – Przed pandemią szło mi bardzo dobrze. Mamy z mężem kredyt na mieszkanie, miesięcznie 1800 zł, więc trzymałam się tej pracy. Ale gdy wybuchła epidemia, wszystko się zmieniło, bo nie mogę jeździć i prezentować sprzętu – opowiada.
A skoro nie jeździ, to nie sprzedaje, czyli nie zarabia. Liczyła na to, że przeczeka najtrudniejszy czas, dlatego gdy dostała wypowiedzenie przez SMS-a, nie wierzyła własnym oczom. – Nie policzę, ile dzięki mnie zarobił szef. Przecież ja dostawałam tylko procent z tego, co sprzedałam. Przez trzy lata nigdy go nie zawiodłam, nie byłam na L4 i tak mi podziękował – mówi Weronika, nie kryjąc, że czuje się przygnębiona. – Nagle zostałam bez pracy. Szczerze, to jest bardzo źle. A najbardziej jestem wkurzona, że przejadaliśmy pieniądze. Żyliśmy dobrze, ale z dnia na dzień, zostaliśmy bez oszczędności. Zakupy, restauracje, wycieczki. To się zemściło.
„Lada moment wejdę na debet”
Wściekła na swoich pracodawców jest Marlena (imię zmienione). Od półtora roku pracuje w lokalnej gazecie. Zarabiała niecałe 3000 zł "na rękę". – Mam nienormowany czas pracy, jak to w mediach. Czasem trzeba coś zrobić w niedzielę, w święta, a zdarzyło się, że i w środku nocy – opowiada. Ze swoimi przełożonymi miała koleżeńskie relacje. Teraz twierdzi, że to… błąd. – Nigdy, przenigdy pracownik nie powinien spoufalać się ze swoim szefem, a szef z pracownikiem – uważa – bo na tym układzie pracownik traci najbardziej.
Co ma na myśli? Tuż po tym, jak epidemia koronawirusa dotarła do Polski i rząd zaczął wprowadzać obostrzenia, pracodawcy Marleny wzięli całą załogę na rozmowę i zapowiedzieli: na papierze pół etatu, zmiana podstawy wynagrodzenia i do ręki tysiąc dwieście. – Tłumaczyli się trudną sytuacją finansową gazety. Okej. Mówiłam sobie: pomogę im, zacisnę zęby, nie mam męża, dzieci, kredytu, dam radę – relacjonuje.
Ale choć w dokumentach miała pół etatu, oczekiwano od niej, że będzie pracować jak wcześniej. Nie wszystko była w stanie zrobić zdalnie, więc zaczęły pojawiać się naciski, żeby pojechała tu i tam. – Trochę zaczęło mnie to irytować, poza tym nikt nic nie mówił o pieniądzach. Szefowie brali postojowe, pożyczki, dofinansowania, a my – przynajmniej ja – dostawaliśmy grosze. W połowie maja powiedziałam: dość. Nie wytrzymałam, rzuciłam papierami – opowiada Marlena.
Jak się teraz czuje? – Z jednej strony jestem wściekła. Czuję się oszukana, niedoceniona. Z drugiej strony poczułam wolność, której nie zaznałam dawno. Ale jest jeszcze "trzecia" strona. Obawa – przyznaje Marlena.
Obawa rzecz jasna o finanse. – Tak naprawdę nie mam większych oszczędności. Zostało mi niecałe 3000 zł, a przecież jestem bezrobotna. Lada moment wejdę na debet. Muszę zapłacić za wynajem mieszkania, opłacić rachunki, jakoś żyć. Ogólnie cieszę się, że podjęłam taką decyzję, bo czułam się wykorzystywana, ale jak tak dalej pójdzie, będę musiała wprowadzić się do mamy – żartuje, choć to śmiech przez łzy, bo Marlena z matką nie jest w najlepszych stosunkach. – Udało mi się złapać kilka zleceń przez internet, ale czy się ułoży, tego nie wiem.
„Pracuję w domu. Za darmo”
Wściekła jest też Agata Bebel-Nowak, archeolożka, której Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego przyznało półroczne stypendium w Kairze – miała realizować je od stycznia do czerwca. – Niestety, z powodu koronawirusa w połowie marca zostałam ewakuowana do domu. Pieniędzy nie dostaję, bo stypendium nie jest realizowane, więc jestem bezrobotna – opowiada Agata, która od marca jest na utrzymaniu męża. Ratują ją jeszcze, jak mówi, skromne oszczędności.
– Obecnie nie szukam pracy, ponieważ jestem archeologiem. W obecnej sytuacji wyjazd był niemożliwy, a prowadzenie wykopalisk w kraju czy praca w muzeum też były niemożliwe. Miałam dostawać stypendium do końca czerwca, w wakacje miałam dokończyć kilka wcześniejszych projektów i żyć z oszczędności – tłumaczy. – To, co miałam zrobić podczas stypendium, jest mi potrzebne do dalszej pracy, więc to, co mogę, robię w domu, ale za darmo. Owszem, jestem wściekła, bo miałam siedzieć w Egipcie i zbierać materiały do badań, a stypendium raczej przepadnie, bo powiedzieli mi, że możemy je wykorzystać tylko do końca roku – denerwuje się Agata.
Zarządzanie finansami w kryzysie
Według GUS-u w kwietniu bez pracy było 5,8 proc. Polaków. W ciągu miesiąca w pośredniakach zarejestrowało się 99,9 tys. nowych bezrobotnych. Jak postępować, gdy nasze finanse znajdują się w kryzysie?
Diana Litwin-Dolezińska z bloga Pieniądz jest Kobietą przyznaje, że w trudnej sytuacji szczególnie przydatna może się okazać umiejętność racjonalnego wydawania i oszczędzania.
– Warto dokładnie zaplanować wpływy do budżetu domowego oraz wszystkie koszty. Na początku można podsumować swoją obecną sytuację finansową. Aby to zrobić, należy stworzyć zestawienie swoich oszczędności oraz tego wszystkiego, co jest "na plus", co może stanowić wartość majątku oraz tego, co jest "na minus" – umowy ratalne, pożyczki, kredyty, kwoty wykorzystane na kartach kredytowych. To sposób na zbadanie rzeczywistej kondycji finansowej – tłumaczy.
Zdaniem Diany Litwin-Dolezińskiej bardzo pomocne okazuje się planowanie i prowadzenie domowego budżetu z odróżnieniem wydatków regularnych od nieregularnych. – Przy wydatkach nieregularnych dość istotny jest fakt, że mamy do czynienia z dwoma rodzajami tych wydatków. Mogą one być nieregularne, ale przewidywalne. Te planuje się dość łatwo. Gorzej jest z wydatkami nieregularnymi i nieprzewidywalnymi. To właśnie ten rodzaj wydatków najczęściej burzy plany oszczędnościowe, dlatego warto planować z góry pewne bufory. Mówimy wtedy o stworzeniu tzw. funduszu awaryjnego – wyjaśnia.
Warto też określić cele finansowe. Przydaje się tu chłodna kalkulacja bez zbędnych emocji. Pomocne może być postawienie pytań: na co muszę przeznaczyć określoną kwotę? Na czym mi najbardziej zależy? Z czego mogę zrezygnować, aby osiągnąć to, co chcę? Co muszę zrobić, aby się udało? Jak zorganizować czas, pieniądze itp.?
Zobacz także: Siłaczki odc. 6. Cykl Klaudii Stabach. Dajemy kobietom wsparcie, na jakie zasługują
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl