Kościoły opustoszeją na stałe? Wyniki badań niepokoją
Według badań przeprowadzonych dla Wirtualnej Polski, przed pandemią 23 proc. z pytanych wiernych deklarowało, że uczestniczy w mszy świętej raz w tygodniu lub częściej. W pandemii taką obecność deklaruje tylko 9 proc. pytanych. Czy przedłużające się ograniczenia będą miały trwały wpływ na frekwencję podczas nabożeństw?
11.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 04:54
Choć w czasie trwania pandemii kościoły w Polsce pozostawały otwarte, księża musieli zastosować się do wprowadzonych odgórnie ograniczeń. Obecnie w budynku może przebywać tylu wiernych, na ilu pozwala limit, a ten to wciąż jedna osoba na 15 mkw. Wszystkich zachęca się do utrzymywania dystansu społecznego, zasłaniania ust i nosa, przestrzegania reżimu sanitarnego oraz przyjmowania hostii na rękę w trakcie sakramentu komunii św.
Cały czas (w niektórych diecezjach nieprzerwanie od wiosny) obowiązuje dyspensa od obowiązku uczestnictwa w mszy św. w niedzielę i święta. Zdecydowana większość biskupów zachęca, by korzystali z niej przede wszystkim wierni objęci kwarantanną, nadzorem epidemicznym lub ci, którzy "w rzeczywistej obawie o własne bezpieczeństwo odczuwają zagrożenie zdrowia swojego oraz najbliższych". Przy czym dyspensa ma moc, gdy wierny w zamian pobożnie przeżyje liturgię niedzielną lub świąteczną za pośrednictwem transmisji w radiu, telewizji lub Internecie.
Jak wynika z badań przeprowadzonych dla Wirtualnej Polski w panelu Ariadna, aż 14 proc. wiernych, którzy dotąd uczęszczali na mszę świętą przynajmniej raz w tygodniu, zrezygnowało z osobistego udziału w liturgii. Czy wśród księży pojawia się obawa, że wierni nie wrócą do kościołów po pandemii?
– Niestety tak – mówi ks. Paweł Michalewski, wikariusz, kapelan ZHR i zapalony kolarz. Kapłan w rozmowach z parafianami słyszy, że łatwo przyzwyczaili się do nowej sytuacji. Wierni podkreślają, że uczestnictwo we mszy świętej z domu jest wygodne: nie trzeba się ubierać, dojeżdżać, niektórzy w trakcie dopijają kawkę.
– Jesteśmy bardzo wygodnym społeczeństwem. Dlatego trzeba dużo o tym mówić i przypominać ludziom, że dyspensa jest tylko środkiem zaradczym i zastępczym, wynikającym wyłącznie z troski o zdrowie wiernych w trakcie pandemii koronawirusa. To nie jest na pewno stałe i docelowe rozwiązanie. W normalnych, niepandemicznych warunkach nie można traktować go jako pełnego uczestnictwa w mszy – mówi ks. Michalewski.
– Choć oczywiście w tym momencie transmisje są bardzo pomocne. U mnie w parafii nie ma transmisji mszy online ze względów technicznych. Ale w telewizji możemy obejrzeć profesjonalnie transmitowane msze z Łagiewnik czy z Jasnej Góry – dodaje wikariusz.
Podtrzymuje jednak stanowisko, że wierni nie powinni nadużywać dyspensy.
– Jestem kapelanem harcerskim, mam kontakt z młodymi ludźmi i staram się im tłumaczyć, że biskupi jasno powiedzieli, do kogo przede wszystkim kierują dyspensę. Mowa tu o ludziach starszych, chorych, bojących się o zdrowie. Ci, którzy czują się na siłach, są młodzi i nie mają lęku przed zarażeniem, powinni starać się uczestniczyć normalnie w mszy św. Warto przypomnieć sobie, że bycie w kościele to nie obowiązek, który trzeba po prostu odbębnić, tylko realne spotkanie ze wspólnotą i z Bogiem. Dlatego modlę się i liczę, że ludzie wrócą do kościołów, bo realnej obecności nic nie zastąpi – uczula ks. Michalewski.
– Na szczęście widzę, że w mojej parafii ludzie ciągną do kościoła. Takie sygnały dostaję też za pośrednictwem mediów społecznościowych, w których intensywnie działam. Internet skraca dystans, nie tylko w pandemii – to tendencja, którą obserwowałem już wcześniej. Ludzie, nie wiedzieć czemu, wstydzą się zaczepić księdza w kościele, by zadać mu proste pytanie – dodaje.
– Dużo łatwiej im napisać na Instagramie czy Facebooku. Oczywiście, staram się w miarę możliwości odpisywać, doradzić, bo te pytania pokazują, że wierni cały czas mają duże potrzeby duchowe i szukają odpowiedzi. Choć oczywiście powinniśmy robić wszystko, by nie zatrzymywać się w sferze wirtualnej i przychodzić też do kościoła. Ojciec Adam Szustak, który prowadzi w serwisie YouTube bardzo popularny kanał, mówi, że największą radością dla niego jest, gdy ktoś napisze, że dzięki jego działalności w Internecie, wrócił do Kościoła, poszedł na mszę św. czy do spowiedzi. Bo celem zawsze jest więź z Bogiem budowana w sposób rzeczywisty – podsumowuje ksiądz.