Kożuchowska przytyła 24 kg. Mówi o tym pierwszy raz
Ma 52 lata i wygląda świetnie. Jak twierdzi - to zasługa genów. Pamięta jednak czas, gdy walczyła z nadmiarowymi kilogramami. - Nie czułam się dobrze w rozmiarze, który wtedy miałam - wyznała. Powiedziała również, co jest jej największym zawodowym osiągnięciem.
23.10.2023 | aktual.: 23.10.2023 20:14
Jej zdjęcia z premiery "Chłopów" podczas festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni zrobiły furorę w sieci. Zapytana przez dziennikarkę Interii o sekret swojej urody, odpowiada:
- To geny. Miałam to szczęście, że dostałam dobre geny po rodzicach i do pewnego momentu nie musiałam wkładać dużo wysiłku, żeby zachować figurę i prostu czuć się dobrze w swoim ciele.
Podczas ciąży przybyło jej 24 kg
Jej figura uchodzi za perfekcyjną. Aktorka przyznała jednak, że nie zawsze tak było.
- To się zmieniło w ciąży. Przez cały czas byłam opuchnięta, na lekach, przytyłam 24 kilogramy. To dużo, więc sporo czasu zajęło mi, żeby się ich pozbyć - zdradziła.
Choć Małgorzata Kożuchowska nie czuła się pewnie w swoim ciele, musiała stawić temu czoła. Niedługo po urodzeniu dziecka wróciła do show-biznesu.
- Kiedy Jaś miał trzy miesiące, musiałam wrócić do pracy do "Rodzinki.pl", stanąć przed kamerą, ale też na ściankach, podczas różnych konferencji prasowych i ramówek. I nie czułam się dobrze w rozmiarze, który wtedy miałam. Starałam się coś z tym zrobić, ale karmiłam dziecko, więc wiedziałam, że nie mogę być na żadnej restrykcyjnej diecie, a na jakieś ćwiczenia nie miałam czasu, bo większość dnia spędzałam na planie, a kiedy byłam w domu, chciałam zajmować się dzieckiem.
Najważniejsza była cierpliwość. Na szczęście po czasie wszystko wróciło do normy. - Było to trudne, ale zdawałam sobie sprawę, że tu pomoże mi tylko czas, że po prostu mój organizm musi przez to przejść i w pewnym momencie wróci do normy. Rzeczywiście, po roku, półtora tak się stało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Mogę, ale nie muszę"
Kożuchowskiej nie brakuje determinacji nie tylko w kwestii zrzucenia wagi po ciąży, ale również w dążeniu do spełnienia życiowych marzeń. Tego samego uczy swojego synka.
- Pokazuję, ile pracuję, że ciągle się czegoś uczę, próbuję nowych rzeczy, czytam, cały czas się rozwijam. W ten sposób chcę mu [Jasiowi] uświadomić, że każdy sukces jest okupiony ciężką pracą, wysiłkiem, konsekwencją, że bez tego nie da się do niczego dojść - powiedziała w rozmowie z Interią.
Wyznała, że obecnie jej największym sukcesem jest to, że niczego już nie musi, ale może spełniać swoje zawodowe marzenia.
- Doszłam do takiego porozumienia z samą sobą, że mogę, ale już nie muszę. Co to oznacza w praktyce? Że łatwiej jest mi odmawiać, łatwiej dokonywać wyborów, z czegoś zrezygnować.
Obecnie inaczej podchodzi już do kwestii obowiązków.
- Doceniam ten czas, kiedy mam wolne. Przez lata pracowałam niezwykle intensywnie. Robiłam to, bo kocham swój zawód, ale też miałam tyle sił i energii, że chciałam tak pracować. Ale gdy urodził się Jaś, poczułam, że już nie chcę, by moje życie było wypełnione w takim stopniu pracą, że są też inne rzeczy, które chciałabym móc robić. Kiedy pracujesz 12, 14 godzin na dobę, to właściwie nie zostaje już zbyt wiele miejsca na coś innego. Do tego często dochodzą zajęte weekendy. Podsumowując - stałam się na siebie bardziej uważna i postanowiłam wybierać rzeczy, które naprawdę chcę zrobić - wyznała aktorka.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!