Kult wymiarów

Krytyczne nastawienie kobiet do swojego, często niedoskonałego ciała wykorzystują całe branże.

Kult wymiarów
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

30.06.2009 | aktual.: 25.06.2010 16:22

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Ciało człowieka stało się jednym z najbardziej pożądanych towarów. W telewizji mnożą się programy poradnikowe "jak schudnąć" lub "co zrobić, aby twoje ciało odzyskało dawne kształty", w mediach dominują reklamy instytutów, studiów i gabinetów pomagających uzyskać "wymarzony efekt", a gwiazdy na okładkach czasopism udowadniają, że "można zatrzymać (lub nawet cofnąć) czas". Wszystko po to, aby pokazać śmiertelnikom, że to, co widzą w lustrze, to doskonałe nieporozumienie.

Nago rozmiarem w dół

- Powinnyście kochać swoje ciała! - wykrzykuje idol wielu kobiet Gok Wan, gwiazda emitowanego w TVN Style programu "Jak dobrze wyglądać nago". Kobiety go kochają. Gok jest stylistą i guru mody znającym się nie tylko na modzie, ale i na kobiecym ciele. Jako że sam miał kiedyś znaczącą nadwagę (ważył 133 kg), ma podstawy, by przekonywać, że swe ciało należy akceptować bez względu na to, jak wygląda. Według niego wystarczy tylko spojrzeć na nie z innej perspektywy... i zmienić garderobę. I jak się okazuje - ma rację.

-W moim świecie wszyscy są nadzy - mówi Gok. - Nie musicie ubierać się jak kostuchy, by wyglądać szczupło. Uczysz baletu, a ubierasz się jak załamana fanka The Cure - komentuje wygląd jednej z bohaterek. Jednak to nie cięty język jest jego bronią, ale zrozumienie poważnego problemu kobiet, jakim jest ich własne ciało. Wałki na brzuchu, za duża pupa są nie tylko przyczyną ich kompleksów, lecz także bardzo poważnych problemów z otoczeniem i partnerem. Bohaterki w lustrzanym odbiciu widzą tylko "wylewający się tłuszcz", a ich samoocena zmniejsza się z każdym dodatkowym kilogramem. Im bardziej odbiegają od swojej "nastoletniej szczupłej sylwetki", tym bardziej są nieszczęśliwe. Zastanawiają się, jak to możliwe, aby "tak się zapuścić" i pozwolić, by to ciało przejęło kontrolę nad ich życiem.

Gok, a także jego kontynuatorzy w innych państwach (w Polsce także powstał odpowiednik tego programu) odciągają kobiety od kuchni, pralek, dzieci i mężów, namawiając, aby w końcu skupiły uwagę na sobie. Celem programu jest przekonanie kobiet, że to nie wymiary świadczą o ich atrakcyjności, ale ich nastawienie do siebie. Apelują: - Pamiętajcie, że musicie być piękne, subtelne i ponadczasowe. Każda kobieta powinna być dopieszczona i każda powinna być w centrum uwagi.

Rozbudzenie pewności siebie u kobiety i porady udzielone przez Goka ratowały małżeństwa i otwierały drogę do zawodowych sukcesów. A także ośmielały rzesze zakompleksionych kobiet przed telewizorem. Gok współpracował z wieloma gwiazdami, a w 2007 r. wydał książkę nawiązującą do programu z poradami na temat ubioru.

Drogę Gokowi przetarły dwie Brytyjki, popularne także w Polsce, Trinny Woodall i Susannah Constantine. Początkowo autorki kolumny poradnikowej w "The Daily Telegraph", później najważniejsze kobiety brytyjskiego show-biznesu. Rozbierały, ubierały i przebierały Wielką Brytanię, począwszy od samotnych kobiet przez małżeństwa, właścicieli psów, na pracownikach sieciowych sklepów skończywszy. Udowodniły kobietom na całym świecie, że nie tylko klepsydra jest właściwym kształtem ciała, są też: kolumny, lizaki, cegły i wazony.
Trinny i Susannah przełamały tabu mówienia o ciele, kobiecości. Bolesnymi, bezczelnymi wręcz komentarzami wdzierały się nie tylko do szaf, lecz także pod sukienki bohaterek swoich programów. Odsłaniały wystające brzuchy, obwisłe pośladki, "dyndające piersi przykryte starym, spranym stanikiem", wszystko po to, aby udowodnić kobietom, że ich ciała zasługują na coś więcej. Nie można chować ich w "namiotach", czyli "bezkształtnych ubraniach", trzeba je odsłaniać, podkreślać zalety, ale - przede wszystkim - zaakceptować siebie.

Te dwie kobiety zdobyły międzynarodową sławę i zarabiają miliony. Zaproszone zostały nawet do królowej amerykańskich mediów, Oprah Winfrey. Wydały także kilka książek z poradami dla każdego typu sylwetki, w ubiegłym roku jedna z nich opublikowana została również w Polsce.

Niekiedy jednak akceptacja nie wystarczy i trzeba popracować nie tylko nad naszą garderobą, ale i wagą. Mnożą się formaty, które mają nam pomóc okiełznać ciała. Cel - zwalczyć tłuszcz i zacząć zdrowe życie. Jednym z nich jest także brytyjski (jak widać, mieszkańcy Wysp w końcu zauważyli, że mają problem) program "Rozmiar w dół", w którym dietetyk i trenerka biorą się za otyłe bohaterki. Brak ruchu, fatalna dieta, duże ilości alkoholu są przyczynami poważnych problemów zdrowotnych.

Uczestniczki są ważone, mierzone i badane, by później usłyszeć np.: - Lisa ma 32 lata, jest byłą modelką, ale teraz jej ciało w połowie składa się z tłuszczu. W ciągu ośmiu tygodni uczestnicy ćwicząc, wypacają tłuszcz, drastycznie także zmieniają nawyki żywieniowe, odrzucają alkohol i słodycze, próbując pokonać swoje słabości. Ponieważ bohaterom trudno zrezygnować z kolejnej tabliczki czekolady lub butelki wina (na dzień), walka o ciało często wystawiona jest na poważną próbę. Ostatecznie jednak wielu z walki wychodzi zwycięsko i obiecuje poprawę.

Pod okiem trenerki, zwanej agentką, nad wagą i wyglądem pracowały, choć w mniej restrykcyjnych warunkach, także uczestniczki nieco mdłego programu "Agentka do zadań specjalnych". Znana wszystkim ze zdrowego trybu życia (autorka kilku poradników) Mariola Bojarska-Ferenc pokazywała zaniedbanym Polkom, jak zdrowo się odżywiać i jak zmienić styl ubierania się, by podkreślić swoje walory. Program miał, jak donosi internetowa strona stacji: "radzić, poruszać, podtrzymywać na duchu". A także "przekonać, że z każdymi problemami można dać sobie radę".

Odmładzanie weekendowe

Krytyczne nastawienie kobiet do swojego, często niedoskonałego przecież, odbicia w lustrze nie dziwi. To rezultat medialnego napędzania kultu ciała, które od dobrych paru lat nie schodzi z orbity zainteresowań wszystkich mediów. Nie ma czasopisma, w którym zabrakłoby zgrabnego, koniecznie półnagiego, ciała kobiety, a także licznych zabiegowych ofert: "Promocja świąteczna - botox+wypełniacz, oprócz tego korekta kości policzkowych, kwas polimlekowy - modelowanie twarzy", "złote nici - odmładzanie skóry o 10 lat", "usuwanie obwisłości skóry - twarz, uda, brzuch", "Odmładzanie weekendowe - w czwartek na zabieg - w poniedziałek do pracy".

Przeciętne kobiety porównują się do komputerowych ciał wyłożonych nie tylko na stronach gazet, ale wyglądających zza każdego rogu. Z wielkich billboardów uśmiechają się ciała wygładzone, o idealnych proporcjach. "30 dni i także możesz tak wyglądać", zdają się do nas mówić reklamy, "Dzięki naszemu produktowi wrócisz do ciała dwudziestolatki", każdy slogan przywołujący młodość jest na wagę złota. Dzisiaj ciałem można zareklamować wszystko - od tuszu do rzęs po środek na insekty. Nieważne, czy sensownie, ważne, że efektownie. A kobiety w to wierzą i próbują każdej metody, aby sprostać ideałowi gazety.

Niekiedy także próbują drastycznych metod. W celu uzyskania reklamowanego rozmiaru kobiety są w stanie zrobić niemalże wszystko. Dowieść tego ma cykl programów w śniadaniowym paśmie TVN "Co działa na ciała, czyli cała prawda o zabiegach upiększających", w których reporterki - Katarzyna Karapyta i Anna Machowska - badają, co tak naprawdę ma do zaoferowania przeżywający prawdziwy renesans rynek medycyny estetycznej. Gabinety kuszą nowymi, cudownymi zabiegami, które mają spowodować, że będziemy wyglądać pięknie i młodo. Reporterki pod okiem ukrytej kamery testują na sobie zabiegi, których nazwy nierzadko brzmią nie tyle zagadkowo, co przerażająco. A do wyboru mamy m.in.: "Masaż pod ciśnieniem", "Cyfrową korekcję sylwetki", "Odchudzające ultradźwięki", "Elektrostymulację" czy "Kwas hialuronowy". Wszystko po to, abyśmy poczuły się znowu atrakcyjne. Jak się okazuje, panie wykonujące zabiegi bez skrępowania i z rozbrajającą szczerością przyznają, że "zmiany obiecywane w ulotkach są mocno przesadzone".

- Płaski brzuch w dwa tygodnie? Wie pani co, ten płaski brzuch w dwa tygodnie to mimo wszystko taki chwyt marketingowy. Nie przeszkadza to jednak owej pani zaproponować dziennikarce sześciu zabiegów. - Pani się położy, a tkanka tłuszczowa zamieni się w mięśnie - zachęca pracownica zakładu. Przy kolejnym zabiegu, tym razem na walkę z cellulitem, na pytanie dziennikarki: - Czy cellulit zniknie? pada odpowiedź: - Jest nadzieja, że zniknie, ale nie ma takiej gwarancji. Kolejny zabieg - elektrostymulacja - polega na umieszczeniu kilkunastu elektrod przewodzących prąd wymuszający skurcze mięśni. Wszystko po to, aby schudnąć. Teoretycznie. - Zabieg może zadziałać, jeśli dołączy się i dietę, i ćwiczenia - wyjaśnia pani. Ale nie tylko.

- Pani sobie zrobi - w odpowiednim dla pani czasie - oczyszczenie organizmu. Nie na weekend, bo zestresujesz pani męża - tłumaczy pani prowadząca zabieg. - Zacznie też pani słuchać moich płyt motywacyjnych... A na płycie: "Wyobraź sobie siebie, na plaży, szczupłą, smukłą, pełną życia, odnowioną duchowo..." itd. "Odnowić duchowo" można się już od 150 zł za zabieg, ale aby "uzyskać efekt", trzeba przyjąć serię, najlepiej 10 zabiegów, następnie, za jakiś czas, zabiegi powtórzyć.

Photoshopowe maski

Rynek medialny się nakręca, powstają nowe pomysły na nasze ciała, kolejne diety cud i wizje szczęśliwego, zdrowego życia. Tworzy się ideały, którym trudno sprostać. Pozbawiona tłuszczu sylwetka i wygładzona twarz celebrytów to dla wielu wzorzec, do którego dążą. Miliony kobiet z zachwytem patrzą na wciąż młode gwiazdy i ich życie w rozmiarze 36. Na naszych oczach "gwiazdy" modnych teraz u nas programów tanecznych z każdym odcinkiem gubią kilogramy, odzyskują modelowe kształty, prostują sylwetkę, dumnie prezentując wypracowane mięśnie i zwycięstwo nad tłuszczem. Kilka godzin dziennie na sali treningowej i "nieobżeranie się" daje widoczne (i cenione przez wszystkich) rezultaty. Coraz częściej zawodnicy słyszą pytanie "ile schudłeś?". Im wyższa liczba, tym większy podziw (i cichy jęk zazdrości) publiczności.

Na pierwszych stronach gazet króluje sztuczne piękno. Twarze celebrytów to photoshopowe maski, które mają być - rzekomo - dowodem witalności i wiecznej młodości, a tymczasem stają się karykaturą ich samych. Twarze z charakterem są teraz charakterystycznie płaskie. Patrząc na zdjęcia gwiazd, dowiadujemy się, że żyjemy w pięknych czasach, czasach bez zmarszczek. Żadna ich nie ma, bez względu na wiek. Zdaje się, że wypełnił je kryzys. Kilka kliknięć myszką powoduje, że znikają także kolejne części ciała celebrytów: za duże uda, za szeroka talia; wydobywa się kości policzkowe. Ku zaskoczeniu wszystkich "tak dobrze znana wszystkim twarz" jest teraz nie do poznania, a "charakterystyczna duża pupa przypomina teraz dwie bułeczki". W ciągu zaledwie kilku dni całość młodnieje o 10 lat.

Reklamy z gwiazdami poprzedzają artykuły o nich, w których historii o świetnym samopoczuciu i braku diety, bo "chudną przez szczęście", nie ma końca. W magazynach dominują kobiety, o których śpiewa Maria Peszek "są kobiety pistolety i kobiety jak rakiety, chude, długie i wysokie, z wydepilowanym kroczem, są kobiety bezzmarszczkowe, fit-kobiety luksusowe, pielęgnacji wciąż oddane, same z siebie odessane". Zdaje się, że gwiazdy wierzą, parafrazując klasyka, że "ciemny lud to kupi". A prawda przecież wygląda trochę inaczej. Jest bardziej miękka, okrągła i mniej doskonała.

Internet - bezlitosna demaskacja

Media krzyczą "walcz z niedoskonałościami" - a internet pokazuje, o co konkretnie w tym haśle chodzi. Nigdy dotąd życie gwiazd nie było tak bardzo monitorowane jak teraz. Ludzie zaglądają nie tylko do ich domów, szaf i łóżek, lecz także pod spódnicę i koszulę. Zgodnie z dewizą brytyjskiego aktora Petera Ustinova: - To jest wolny kraj. Mamy prawo dzielić się w publicznym miejscu pani prywatnością.

Mnożą się portale, które nie tylko radzą, reklamują, ale i demaskują. A w tej kwestii dominują strony plotkarskie, które przejęły pałeczkę w uświadamianiu społeczeństwa, "gdzie leży prawda". To one królują w obnażaniu tego, co tak skrzętnie celebryci próbują zatuszować. Dzięki takim stronom jak: pudelek.pl, kozaczek.pl czy plotek.pl mozolnie przygotowywany przez grafików i samych zainteresowanych kamuflaż idzie do kosza. Internet to raj dla tych, którzy pragną zadać cios doskonałości. Ciało w sieci zostało obnażone, a przy tym zwulgaryzowane. Tu każda zmarszczka powraca z photoshopowej głębi.

Pomarańczowa skórka, brzydka cera i podkowy pod oczami znowu stają się częścią celebrytek.

Przekleństwem, a dla wielu zaletą internetu jest fakt, że znaleźć tu można każde zdjęcie. Berlusconi ze swoimi półnagimi towarzyszkami, znana wszystkim Doda czy początkująca aktorka zostają poddani tym samym bezlitosnym demaskacjom. A to już krok do maskarady. Często zamiast twarzy bohatera artykułu jest część jego ciała, przybliżona do maksimum, aby żaden por nie uszedł uwadze czytelnika. Poprzez poruszanie jakże istotnych kwestii jak: "czyj to sutek", "pięknie wyeksponowany brzuch" czy "czyj to tors" i hasłami typu: "Herbuś ukrywa prześwity", próbuje się nawiązać kontakt z internautami. Im bardziej roznegliżowana gwiazdka, tym większe zbliżenie jej towarzyszy.

Tu, w sieci, jest miejsce na ostrą rywalizację: "Kto ma taką jędrną pupę", "Komu domalowano mięśnie brzucha", "Która z aktorek prezentowała się najlepiej" czy też najpopularniejsze "Stare zdjęcia gwiazd, zobacz, która z celebrytek wygląda najtragiczniej". A hasła "seksowny", "piękny", zgrabny", "otyły", "brzydki", "gruby", "obleśny" są na porządku dziennym. Mieli się popkulturowe postacie, dorabiając im nowe ciała, zestawiając ze znanymi czytelnikom bohaterami. Nie brak odniesień bajkowo-filmowych, jak rysunek królewny Śnieżki z podniesioną sukienką przesłaniającą koronkowe figi (jak się okazuje, Śnieżka miała bardzo zgrabne nogi) czy też sprawdzające podobieństwo zestawienie zdjęć "znanej i lubianej" Katarzyny Cichopek z animowaną bohaterką Shreka, Fioną. Ostatnio pojawiły się także zdjęcia lodów na patyku w formie półnagiego Daniela Craiga, aktora wcielającego się w rolę Jamesa Bonda, z hasłem "Daniel Craig do wylizania".

Nowa gwiazda to nowy towar. A wraz z nim nowe polowanie na niedoskonałości. Internauci to kochają. Na plotkarskie portale zaglądają prawie wszyscy, z radością oblizując się na widok za wysoko podniesionej sukienki, kawałka bielizny lub jej braku czy zwiotczałych mięśni, zapominając przy tym, że ich ciała wyglądają podobnie, jeśli nie gorzej. Każde potknięcie gwiazdy wytykane jest z wielkim triumfem i satysfakcjonującym okrzykiem: "on wcale nie jest taki piękny!" bądź "a jednak ma wielkie uda!".

Ciało w internecie zostało zbanalizowane, odarte zarówno z gazetowej sztuczności, jak i z własnej intymnej formy. To wynik współczesnego do niego podejścia, dziś ciało straciło na wartości, a zyskało na znaczeniu, stało się kostiumem, który można udoskonalać i zmieniać wedle swoich potrzeb. Według jednego z najwybitniejszych współczesnych socjologów, Zygmunta Baumana, to właśnie konsumpcjonizm jest nową formą władzy nad cielesnością. Toczy się grę z konsumentem - należy wzbudzić w nim nowe pragnienia, także dotyczące jego samego. I choć diety, ruch i dbanie o siebie to bez wątpienia ważny i potrzebny element naszego życia, to nie dajmy wmówić sobie, że doskonałe formy istnieją, a my powinniśmy poświęcić życie na ich wypracowanie. Bo, jak mówi wybitny socjolog, życie skoncentrowane na pogoni za sprawnością fizyczną obiecuje mnóstwo zwycięskich potyczek, ale wyklucza ostateczne zwycięstwo.

Źródło artykułu:WP Kobieta
gok wansusannah constantinetrinny woodall
Komentarze (0)