"LEShistoria" po polsku. Kobiety wychodzą z cienia

"LEShistoria" po polsku. Kobiety wychodzą z cienia

Ingrid Hintz-Nowosad
26.02.2014 11:38, aktualizacja: 28.02.2014 10:20

- Zakochałam się w kobiecie. To nie jest tajemnicą, ale w naszym kraju stanowi to ciągle coś egzotycznego. Czytałam gdzieś, że statystycznie 10 procent ludzkości jest homoseksualna, pewnie w Polsce jest podobnie - powiedziała Katarzyna Adamik, córka Agnieszki Holland, wyznając publicznie, że jest lesbijką. W Stanach Zjednoczonych homoseksualne kobiety otwarcie mówią o swojej orientacji. W Polsce to wciąż temat tabu. Szacuje się, że w naszym kraju jest ok. 2 mln gejów i lesbijek.

- Zakochałam się w kobiecie. To nie jest tajemnicą, ale w naszym kraju stanowi to ciągle coś egzotycznego. Czytałam gdzieś, że statystycznie 10 procent ludzkości jest homoseksualna, pewnie w Polsce jest podobnie - powiedziała Katarzyna Adamik, córka Agnieszki Holland, wyznając publicznie, że jest lesbijką. W Stanach Zjednoczonych homoseksualne kobiety otwarcie mówią o swojej orientacji. W Polsce to wciąż temat tabu. Szacuje się, że w naszym kraju jest ok. 2 mln gejów i lesbijek.

Jak wynika z badań Lambdy Warszawa, Trans-Fuzji i Kampanii przeciw Homofobii, które przeprowadzono wśród 11 tys. osób homo- i biseksualnych, 77 proc. z nich ukrywa swoją odmienność.

Temat tabu

Badania nad sytuacją osób LGBT w Polsce mają stosunkowo krótko historię. LGBT (z ang. Lesbians, Gays, Bisexuals,Transgenders) to skrótowiec odnoszący się do lesbijek, gejów, osób biseksualnych oraz osób transpłciowych jako do całości. Termin powstał w latach 60. XX w. W USA. Do powszechnego użycia wszedł w latach 90.

Pierwsze reprezentatywne badanie, dotyczące postrzegania homoseksualizmu przez społeczeństwo polskie, zostało przeprowadzone tuż przed przemianami ustrojowymi, jakie zakończyły okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. W założeniach sondy, przeprowadzonej przez CBOS w 1988 roku, homoseksualizm zawężono jedynie do stosunków między mężczyznami. - Takie podejście jest odbiciem pozycji lesbijek (i biseksualistek) w społeczeństwie Polski Ludowej, a także wiele lat później. W PRL-u taka kategoria odmienności, jak orientacja psychoseksualna, nie była kategorią polityczną. Homoseksualność nie istniała powszechnie w świadomości społecznej – zauważa Agnieszka Weseli w raporcie „Kobiety a mniejszości: poza heteronormą”.

W sondzie z roku 1988, 7 procent pytanych nie miało zdania, a blisko 32 proc. uznało problem homoseksualizmu za błahy. Zdaniem 31 procent badanych to poważne zjawisko w sensie negatywnym (np. nienormalne wynaturzenie) niosące za sobą: zagrożenie chorobami, w tym AIDS, zagrożenie przestępczością, demoralizację dzieci i młodzieży.

- Homoseksualizm uważany był za zboczenie oraz przyczynę chorób, w tym najgroźniejszej, czyli AIDS (którą rozpoznawano wówczas jako coraz poważniejszy problem społeczny), a także zbrodni, natomiast słabo kojarzony z kwestiami moralnymi, etycznymi czy religijnymi, które współcześnie stały się najważniejszym jego kontekstem – podkreśla Weseli. - Aż do końca lat 80. tematem homoseksualności zajmowali się niemal wyłącznie lekarze medycyny, psychiatrzy lub funkcjonariusze służb bezpieczeństwa wewnętrznego. Ich zainteresowania obejmowały homoseksualistów płci męskiej (np. Akcja „Hiacynt” w latach 1985-87).

- Koniec lat 80. XX wieku przyniósł pierwsze zmiany w debacie na temat osób LGBT, m.in. za sprawą rodzącego się wówczas Warszawskiego Ruchu Homoseksualnego, który w swych działaniach odnosił się jednak głównie do praw mężczyzn homoseksualnych – pisze Justyna Struzik w raporcie „Niewidoczne (dla) społeczności. Sytuacja społeczna lesbijek i kobiet biseksualnych mieszkających na terenach wiejskich i w małych miastach w Polsce”.

Zaczęły pojawiać się częściej artykuły prasowe, a także prasa skierowana jednak głównie do mężczyzn homoseksualnych, w tym m.in. „Etap”, później „Filo” czy „Okey”. W 1987 roku odbył się nieformalny zjazd grupy lesbijek, który był wynikiem zamieszczenia anonsu prasowego w miesięczniku „Relaks”. Pierwsza wzmianka o szerszym udziale kobiet w ruchu gejowskim dotyczy utworzonego na początku lat 90. Stowarzyszenia Grup Lambda (rejestracja 1990), w którym stanowiły one ok. 30 procent. Stowarzyszenie działało początkowo w Warszawie, Wrocławiu i Gdańsku.

Czy w Polsce są lesbijki?

W 1990 roku przy nowo powstałej Lambdzie Kraków założona została nieformalna grupa LL (Lesbian Lambda). Na apel członkiń tej grupy, ogłoszony w piśmie „Inaczej” pt. „Czy w Polsce są lesbijki?” zaczęły przychodzić listy od dziewczyn i kobiet z całej Polski. Konsekwencją tej korespondencji były zjazdy organizowane w Krakowie, Zakopanem, Warszawie, Bielsku-Białej. W okresie tym lesbijki organizowały i spotykały się m.in. w Krakowie w ramach grupy LL oraz w Warszawie w grupie Bilitis.

O potrzebie tego typu spotkań, a także większej widoczności lesbijek, świadczył jeden z listów przesłany do czasopisma „Inaczej” w roku 1991, w którym autorka pisze: „Kiedy zastanawiam się, czy w Polsce są lesbijki, z trudnością mogę uwierzyć, że tak. Wystarczy otworzyć którekolwiek z polskich pism branżowych do ludzi zorientowanych homoseksualnie, aby zauważyć ich nikłą obecność”.

W 1991 r. homoseksualizm zniknął z międzynarodowej klasyfikacji chorób. Amnesty International roztoczyła patronat nad więźniami skazanymi za orientację. W Polsce osób homoseksualnych dyskryminować nie można. Mówi o tym art. 32 konstytucji i umowy międzynarodowe, m.in. Europejska Konwencja Praw Człowieka.

- Polska lesbijka jest niewygodna. Nie pasuje do przyjętego ogólnie modelu kobiety jako eleganckiego dodatku do mężczyzny. Trudno ją wcisnąć we wzorzec matki, żony i kochanki – tak zaczyna się artykuł Elżbiety Turlej „Lesbijki wychodzą z cienia” opublikowany w "Przeglądzie Tygodnia" w 2008 roku. - Nikt nie traktuje jej poważnie, bo i po co? Dlatego prawie milion polskich lesbijek udaje, że ich nie ma.

Kobieta i kobieta

- Dwie mieszkające ze sobą stare panny nigdy nikogo nie dziwiły – opowiada 55-letnia Marlena z niewielkiej miejscowości w centralnej Polsce. - Mieszkamy z Małgosią razem od ponad 15 lat. Ona miała narzeczonego na studiach, ale wybrał seminarium. Jak przyjechałam tu do pracy, to mówiłam, że jestem wdową. Nikt się nie pytał, co jak i dlaczego. Poznałyśmy się w szkole. Zamieszkałyśmy razem. Oficjalnie dla mniejszych kosztów. I tak żyjemy sobie razem. Jak przejdziemy na emeryturę, to wyjedziemy z Polski. Tutaj, tak oficjalnie nie przyznamy się, że jesteśmy lesbijkami. Dwa razy w roku jeździmy niby do sanatorium. A tak naprawdę wyjeżdżamy do innych krajów, gdzie nie musimy udawać.

- Kobietom zawsze było i jest łatwiej ukryć relacje. Jesteśmy siostry, kuzynki, przyjaciółki... - ale czy o to chodzi? - mówi Yga Kostrzewa, rzeczniczka Lambdy Warszawa – najstarszej organizacji tego typu w Polsce. - Gdy zaczęłam studiować na gender studies (studia nad tożsamością społeczną, płcią), to uświadomiłam sobie, że w Polsce jest problem nie tylko jeżeli chodzi o kwestie homoseksualne, ale też jeśli chodzi o wykluczenie kobiet. Te dyskryminacja są oczywiście na różnych płaszczyznach, mogą być osobiste, indywidualne, ale są też instytucjonalne czy strukturalne. Na przykład osoby homoseksualne nie mają prawa, by tworzyć sformalizowane związki. To jest ogromna nierówność. A przecież jeśli damy prawa jakiejś grupie, która jest dyskryminowana, to nikt na tym nie straci. Nikomu się nic nie zabierze! A da się jakiejś grupie – po pierwsze prawo, po drugie poczucie, że jest równie ważna i traktowana przez państwo na równi, a po trzecie uchroni te osoby przed szeregiem upokorzeń, problemów, różnych
perturbacji.

Tyko nieliczne ze starszego pokolenia lesbijek zdecydowały się na coming out i oficjalne związki z kobietami.

- Przywykły do życia w ukryciu – tłumaczyła w rozmowie z Elżbietą Turlej na łamach „Przeglądu Tygodnia” , Anna Laszuk, dziennikarka radia TOK FM, autorka książki "Dziewczyny, wyjdźcie z szafy", zbioru wywiadów z polskimi lesbijkami. Na łamach książki dokonała własnego coming outu, czyli ujawniła, że jest lesbijką. - Mnóstwo kobiet, dziś 60-, 70-letnich, nauczyło się żyć "normalnie”. Schowały do kieszeni swoje pragnienia, uznały je za nieprzyzwoite. Zrobiły to, czego oczekiwali od nich bliscy: wyszły za mąż, urodziły dzieci. Męczyły się przez całe życie. Wiele rozmówczyń Anny Laszuk zdecydowało się na życie w konspiracji również ze względów religijnych. Podobnie jak większość Polaków są wierzące, boją się odrzucenia przez Kościół. Jedna z nich to Justyna, była zakonnica. W klasztorze spotkała podobne sobie, "zakonspirowane" lesbijki. Przyzwyczaiły się do podwójnego ukrycia, niektóre znalazły w zakonie miłość. Justyna po opuszczeniu zgromadzenia ma problem z odnalezieniem swojego miejsca w życiu. Jest
rozdarta, bo bliżej jej do ultraprawicowej Młodzieży Wszechpolskiej niż tęczowej Kampanii Przeciw Homofobii.

- Polskie lesbijki są konserwatywne, bo taka jest nasza kultura – mówiła kilka lat temu w polskich mediach Izabela Filipiak, pisarka, felietonistka. - W polskim społeczeństwie utrwaliło się przekonanie, że lepiej się nie wychylać. Nic dziwnego, że lesbijki myślą podobnie. W lutym 1998 – Izabela Filipiak – przez lata żyjąca potem na emigracji w USA, dziś znowu mieszka w Polsce - w wywiadzie dla pisma „Cosmopolitan” dokonała publicznego coming outu.

Od początku lat 90. po rok 2002 nienawiść do gejów i lesbijek nieprzerwanie rosła. Pierwsza demokratyczna debata o wartościach - ochronie życia poczętego, religii w szkołach, wychowaniu seksualnym - przyniosła rozstrzygnięcie bliskie linii Kościoła katolickiego, które homoseksualizm sprowadził do dewiacji. Potem dyskusje światopoglądowe ucichły, bo zaczął się kryzys, bezrobocie. Odżyły, kiedy pojawiła się perspektywa rychłego wejścia do Unii. Tym razem zabrało głos młode pokolenie: alterglobaliści, ruch gejowsko-lesbijski, feministki, Zieloni 2004, również ich hałaśliwi konserwatywni przeciwnicy. To dało efekt.

Czy osoby tej samej płci mają prawo zalegalizować związek? W 2002 r. "zdecydowanie nie" odpowiedziało 62 proc. Polaków, a w 2003 r. już tylko 44 proc.

To był stres. Bałam się

W 2002 roku ukazuje się pierwsza w Polsce, okładka w wysokonakładowym tygodniku („Newsweek” nr 8/02), z wizerunkiem pary lesbijek (Ygi Kostrzewy i Anki Zawadzkiej). W numerze znajdował się artykuł dotyczący ustawy o konkubinacie.

- Oczywiście, miałam w sobie lęk: co to będzie? Bo to przecież wydarzenie publiczne. A wtedy dodatkowo była bardzo duża kampania reklamowa "Newsweeka". I na bardzo wielu plakatach była moja twarz. Trochę dziwnie się z tym czułam. No i też zastanawiałam się, jak to będzie w momencie takiego ujawnienia publicznego w miejscu pracy. Ale nie zdarzyło się nic – absolutnie - wspomina Yga Kostrzewa. - Nie zdarzyło się nic negatywnego. A to było kilkanaście lat temu. To była zupełnie inna sytuacja społeczno-polityczno-jakakolwiek. W dodatku ludzie nam gratulowali odwagi. Wyjścia na zewnątrz, niechowania głowy w piasek, mówienia otwarcie. Było to naprawdę spore wydarzenie. A dopiero rok później była kampania: "Niech nas zobaczą". Słynna kampania, która spowodowała lawinowy wzrost zainteresowania i zajmowania się kwestią i problematyką LGBT. To działo się w czasie, gdy profesor Maria Szyszkowska przygotowywała projekt pierwszej ustawy o związkach partnerskich, początek większej debaty. I po prostu redakcja "Newsweeka"
wpadła na pomysł, żeby zrobić okładkę i tekst. To był stres. Bałam się, oczywiście. Że mnie na przykład ktoś z pracy wyrzuci. Bo wtedy nie było też ochrony prawnej. Dopiero w 2004 roku wprowadzono zmiany w kodeksie pracy związane z zakazem dyskryminacji. Więc naprawdę można było się bardzo różnych rzeczy spodziewać.

Kostrzewa działa społecznie w różnych instytucjach i na różnych płaszczyznach. Jest rzeczniczką Lambdy Warszawa. Jest jedną z członkiń Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich, która doprowadziła w 2011 roku do drugiego w polskiej historii projektu ustawy o związkach partnerskich. Jest też członkinią Porozumienia Kobiet 8 Marca. Jest też członkinią rady programowej Kongresu Kobiet. Niedawno przyczyniła się do założenia kolejnej organizacji - LGBT Business Forum, która zajmuje się kwestią osób nieheteroseksualnych w miejscu pracy. Startuje w wyborach czerwcowych do europarlamentu.

Jestem lesbijką

Rok 2003. CBOS pyta, czy stosunki seksualne między dwiema dorosłymi osobami tej samej płci są zawsze niewłaściwe. Tak. To opinia 63,8 proc. respondentów. Wyniki badań Gallupa: Polacy są jednym z narodów najbardziej nieprzychylnych homoseksualizmowi. Tylko Grecy, Turcy i Cypryjczycy nas w tym prześcigają.

Kampania przeciw Homofobii organizuje akcję "Niech nas zobaczą" . Na billboardach trzymały się za ręce pary gejów i lesbijek. - 90 procent Polaków twierdzi, że nie zna, żadnego geja i lesbijki. Chcemy dać się poznać. Dlatego zapraszamy na spotkanie z nami – zachęcali organizatorzy akcji.

- Jestem gejem, Jestem lesbijką - niech te słowa przestaną szokować. Chcemy, żeby te słowa nie utykały w gardle, żeby można je było swobodnie powiedzieć, żeby nie trzeba było ukrywać swojego życia przed całym światem – przypominają w opracowaniu "LESteśmy - byłyśmy. Odnajdywanie historii lesbijek w Polsce" - Anna Górska, Agnieszka Weseli i Yga Kostrzewa.

Działaczki KPH założyły stronę internetową, na której podają adresy ginekologów przyjaznych lesbijkom. Dla wielu z nich, szczególnie tych starszych, wizyta w gabinecie ginekologicznym jest ciężkim przeżyciem. Szukają specjalisty, który nie będzie np. dopytywał się, dlaczego kobieta po czterdziestce nadal jest dziewicą. Lesbijki mają współtworzyć stronę, przysyłając adresy sprawdzonych lekarzy. W Łodzi i Krakowie powstały tzw. centra tylko dla kobiet homoerotycznych, gdzie można nie tylko napić się kawy, ale i skorzystać z wypożyczalni książek czy filmów.

Szacuje się, iż w Polsce żyje około 17 tys. par homoseksualnych wychowujących dzieci. Większość z nich to kobiety. Pod Warszawą powstaje nawet osiedle budowane przez lesmamy.

Pokolenie "nie ma sprawy"

W Polsce rośnie nowe pokolenie lesbijek – mówił w 2007 roku Michał Wilczyński producent programu "Homofonia", jedynego w Polsce programu telewizyjnego poświęconego gejom i lesbijkom (iTV – program był nadawany w latach 2006-2008). Nazwał je pokoleniem "nie ma sprawy".

- Pokazać twarz? Nie ma sprawy! Opowiedzieć o swoich związkach? Nie ma problemu! Seks? A w czym problem? Dziewczyny chętnie przychodzą do studia, są otwarte, bezpośrednie – tłumaczył Wilczyński . - Coming out nie jest dla nich problemem, szybko identyfikują się jako osoby homoseksualne i potrafią przekonać do siebie innych. Kiedyś przyszła do nas grupa wyautowanych licealistek: kilkanaście dziewczyn, które razem bawią się, wyjeżdżają itd. Bez problemu opowiadały o sobie, swoim życiu. Nie mieliśmy też problemu z namówieniem na rozmowę przed kamerami mamy i jej nastoletniej córki przyznającej się do homoerotyzmu. Te dziewczyny dojrzewały razem z internetem . Wiedzą, że nie są jedynymi lesbijkami na tej planecie: korespondują z kobietami z całego świata, podróżują. W odróżnieniu od swoich starszych koleżanek mają wybór: mogą emigrować i żyć z dala od homofobii. muszę nawet odnosić sukcesu, a już mam z życia satysfakcję i przyjemność.

Związki wzorcowo partnerskie

Socjolog Dorota Majka-Rostek, przeprowadziła badania gejów i lesbijek jako grupy mniejszościowej. Stwierdziła, że osoby młodsze (na przełomie wieków XX i XXI liczące mniej niż 30 lat) w momencie badania oceniały transformację ustrojową jako korzystną dla siebie: umożliwiła ona zrzeszanie się, swobodniejszą aktywność towarzyską, dostęp do przekazu medialnego.

Z badań socjologicznych wynika, że związki homoseksualne są wzorcowo partnerskie, podział ról jest bardzo płynny i spontaniczny, czego pary hetero dopiero się uczą. Nie ma tłumaczeń, które są w związku hetero: bo ona jest Wenus, a on z Marsa, więc się nie zrozumiemy. Tu są dwie osoby ulepione z tej samej gliny. Muszą w sposób partnerski podzielić obowiązki i bardzo płynnie wchodzą w różne role. Muszą też dużo ze sobą rozmawiać, choćby dlatego, by omówić swoją sytuację społeczną. Mnóstwo rzeczy, które u hetero są jasne, trzeba ustalać. Choćby: kim będę dla twoich rodziców, przyjaciół.

Obywatelki drugiej kategorii?

Joanna zamierzała we Francji wziąć ślub z Anu. Żeby mogło do niego dojść, potrzebne jest tylko zaświadczenie o stanie cywilnym osób, które chcą się pobrać. Mieszkające w Paryżu Polki zgłosiły się więc do urzędów w Gdańsku i Poznaniu, skąd pochodzą, po dokumenty. Gdański urząd odmówił wydania zaświadczania, bo Joanna w rubryce, w której należało wpisać dane przyszłego współmałżonka, wpisała nazwisko Anu. Urząd powołał się na zapisy Konstytucji RP oraz kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, które mówią, że związek małżeński mogą zawrzeć kobieta i mężczyzna. W nich nie ma mowy osobach tej samej płci.

- To, że ślub miał odbyć się zagranicą i że niekoniecznie chcemy spędzić życie w Polsce, zostało zupełnie pominięte. Napisałam odwołanie do wojewody i czekam na odpowiedź w tej sprawie – mówiła w TVN24 Joanna.

Zgodnie z wyrokiem sądu administracyjnego z Gdańska z 6 sierpnia 2008 roku, urząd nie miał prawa żądać informacji o tym z kim i gdzie zamierza wziąć ślub osoba, która chce takiego zaświadczenia. Ważne jest tylko to "czy spełnia wymagane prawem polskim przesłanki niezbędne do zawarcia związku małżeńskiego".

Rzecznik gdańskiego magistratu tłumaczył potem, że urzędnicy w żaden sposób nie próbują powstrzymać małżeństwa, którego chcą Anu i Joanna. Według rzecznika problem zrodził się z tego, że gdańszczanka złożyła niewłaściwy wniosek.

- Ta pani wystąpiła o zaświadczenie, że nie ma przeszkód prawnych do zawarcia małżeństwa jednopłciowego. Zgodnie z polskimi przepisami takiego zaświadczenia nie mogła dostać – wyjaśniał Antoni Pawlak, rzecznik urzędu miasta w Gdańsku. - Gdyby wystąpiła - i może to zrobić w każdej chwili – o zaświadczenie, iż jest stanu wolnego, dostanie je bez żadnych problemów, ponieważ tam nie trzeba podawać żadnych powodów.

W taki sposób postąpiła wybranka Joanny, która w poznańskim urzędzie zgłosiła się po akt urodzenia z informacją o stanie cywilnym. Otrzymała go bez problemu.

Poligon polskiej demokracji

Prawa osób – a zwłaszcza kobiet - nieheteroseksualnych są swoistym poligonem polskiej demokracji. W listopadzie 2008 roku Anna Grodzka z Fundacji Trans-Fuzja w programie Szymona Hołowni „Między sklepami” na kanale Religia.tv dokonała publicznego coming outu jako transseksualistka.

Anna Grodzka, to pierwsza otwarcie mówiąca o swej transpłciowej przeszłości parlamentarzystka w Polsce. Jest wiceprzewodniczącą klubu poselskiego Twojego Ruchu. Grodzka i Robert Biedroń to pierwsze osoby LGBT w polskim parlamencie.

W 2013 roku, Grodzka jako członkini Rady Fundacji LGBT Business Forum uczestniczyła w Irlandii w konferencji poświęconej biedzie i wykluczeniu społecznemu społeczności LGBT. Spotkanie zatytułowane „Wyeliminowanie wykluczenia”, zorganizowane przez Narodową Federację Lesbijek i Gejów, było pierwszą ogólnokrajową konferencją w Irlandii poświęconą temu problemowi. Anna Grodzka była jej honorowym, zagranicznym gościem. Odnosząc się do problemów osób LGBT na świecie Anna Grodzka mówiła: - Mamy do czynienia z drugorzędną pozycją kobiet na całym świecie, a także z rozpatrywaniem homoseksualizmu jako choroby i doświadczamy tortur takich jak leczenie homoseksualizmu.

Poruszyła także problem elementarnego rozumienia tolerancji w społeczeństwie: - Nie potrzebuję nikogo, żeby mnie tolerował. Żądam respektowania moich praw jako płacąca podatki obywatelka taka sama jak każdy inny obywatel czy obywatelka. Opisując sytuację w Polsce, Anna Grodzka podkreśliła, że wielu ludzi wyjechało w ostatnich latach z Polski nie tylko z powodów ekonomicznych, ale także z powodu nietolerancji i braku możliwości wyrażania swojej seksualności.

- Gdy skończyłam 20 lat zaczęły się wieczne pytania o wychodzenie za mąż, zaczęli mnie "swatać". Potem co chwilę słyszałam nową plotkę na swój temat. A to: że jestem w ciąży, że usunęłam, że mam bogatego i starego kochanka – wspomina swoją młodość na wsi na Kaszubach, 31-letnia Ewa. - Wyjechałam, bo głupota ludzka pomieszana z gniewem jest naprawdę niebezpieczna. Jak miałam tłumaczyć, że kocham dziewczynę? No jak? Wyjechałam i dalej się to za mną ciągnie, każdego dnia. Mam zamiar kiedyś wrócić i głośno to powiedzieć. Pokolenie 40-,30- i 20- latków na wsi jest tak ograniczone w wiedzę na temat orientacji, że nie ma nawet jak z nimi rozmawiać. Nie mając podstawowej nawet wiedzy używają haseł: "pedał" ,"lesbijka” obok słowa "pedofil".

Od 10 lat, Ewa mieszka z partnerką w Warszawie. Obie pracują w marketingu. Dobrze zarabiają. - W Polsce zrobi się normalnie za jakieś 15- 20 lat. A my już jesteśmy po 30. Mamy tylko jedno życie. Wyjeżdżamy z Polski. Dzisiaj i tak jest o wiele lepiej, niż było to jeszcze 10 czy 5 lat temu – przyznaje Ewa i dodaje. - Ja nie chcę być żadną działaczką polityczną. Nie chcę być wojownikiem o prawa osób homoseksualnych. Chcę normalnie żyć, mieć rodzinę. Dlatego w czerwcu emigrujemy. Szkoda, ale nie chcemy marnować życia na walkę, na wstyd, na ciągłe problemy.

Ingrid Hintz-Nowosad/(gabi/sr), kobieta.wp.pl

ZOBACZ:

POLECAMY:

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (359)
Zobacz także