Od kilku lat mieszkała sama. "Nie muszę mieć towarzysza życia"
Joanna Kołaczkowska, znana i ceniona artystka kabaretowa, zmarła po walce z nowotworem. Kobieta ceniła sobie równowagę i jak sama przyznała, nie potrzebowała związku, aby czuć się szczęśliwa. - Nie muszę mieć tak zwanego towarzysza życia, żeby się nie czuć samotna - opowiadała.
Joanna Kołaczkowska chorowała na nowotwór. 17 lipca 2025 r. zmarła, co potwierdził kabaret Hrabi. "Z ogromnym bólem i smutkiem zawiadamiamy, że odeszła Joanna Kołaczkowska... Nasza Asia. Przyszło Jej zmierzyć się z najgorszym i najbardziej agresywnym przeciwnikiem. Walczyła dzielnie, z godnością, z nadzieją. My razem z Nią. Wyczerpaliśmy niestety wszystkie dostępne formy leczenia. Wierzyliśmy w cud. Cud nie nastąpił. Asia odeszła spokojnie, bez bólu" - przekazano w komunikacie.
Kołaczkowska była indywidualistką, nie potrzebowała związku, aby nie czuć się samotnie. Opowiedziała o tym w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wendzikowska o życiu singla: "UWIELBIAM TO". Chodzi na randki sama ze sobą!
– Nie chcę zostać całkiem sama, ale jednocześnie robię wszystko, żeby tak było – wyznała Kołaczkowska, dodając, że samotność nie zawsze musi być przykra. - Ale zauważyłam, że nie muszę mieć tak zwanego towarzysza życia, żeby się nie czuć samotna. Nie muszę z kimś mieszkać, wspólnie gotować, rozmawiać i zasypiać. Kilka lat temu miałam takie pragnienia i byłam nieszczęśliwa, że mi się to nie udaje. Teraz dobrze mi jest, jak jest, że żyję sobie sama – mówiła z przekonaniem.
Zamiast stałego partnera, artystka otaczała się przyjaciółmi i bliskimi znajomymi, co dawało jej poczucie bliskości i wspólnoty. Uważała, że szczęście nie musi być definiowane przez związek. – Mam mnóstwo znajomych i przyjaciół, dzięki którym nie czuję się samotna – podkreśliła.
Potrzeba równowagi
Życie sceniczne to nieustanny ruch, emocje, podróże i kontakt z publicznością. Kołaczkowska z jednej strony czerpała z tego ogromną energię, z drugiej – potrzebowała spokoju. – Koncert, hotel, jedzenie, śmiechy w samochodzie i w garderobie – bo jestem osobą żywiołową, chodzę, rozśmieszam, dzieje się, dzieje – a potem powrót do domu. I równowaga – dużo, dużo, bach, bach, bach, a potem spokój. Teraz, gdy nie ma "bach", wybrałam spokój – tym głębszy, że moje dorosłe dziecko się wyprowadziło.
Akceptacja codzienności
Kołaczkowska nie ukrywała, że czasem odczuwała pustkę. – Czasami jest mi w domu smutno, nudno i zwyczajnie, ale pamiętam napomnienia terapeuty, bym oddała się stanowi takiej nijakości albo przygnębienia. Bo jak się pani temu odda, to pani zobaczy, że da się to przeżyć. Rzeczywiście, da się przeżyć i może dlatego nie mam pragnienia, żeby przeżywać miłość do mężczyzny – podsumowała.
W przeszłości tworzyła dwa poważne związki. Pierwszego męża miała jeszcze w czasach studenckich. Jak sama przyznała – wiele się od niego nauczyła. Drugim mężem był Krzysztof Kołaczkowski, również kabareciarz. Para rozstała się tuż przed premierą jednego z programów, co – paradoksalnie – dodało jej siły scenicznej.
– Rozstaliśmy się dwa tygodnie przed premierą programu. Ale paradoksalnie, to mi dodało siły, ognia. Odtąd grałam inaczej – mówiła w wywiadzie dla "Twojego Stylu". Mimo rozstania, przez lata utrzymywali dobre relacje i wspólnie pracowali przy różnych projektach.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.