Ludzie prowadzą wojny ze strachu

Maria Wiernikowska nie lubi, kiedy mówi się o niej „korespondent wojenny”. - Jestem wolnym człowiekiem, pacyfistką, która jeździła na wojny, żeby patrzeć żołnierzom na ręce - mówi w rozmowie z WP.pl. I zastanawia się, o co właściwie chodzi na Majdanie. Z autorką cyklu reportaży „Widziałam. Opowieści wojenne” rozmawiamy o tym, jak naprawdę wygląda codzienność na froncie.

50

Czeczenia, Bośnia, Gruzja… Była w samym środku wydarzeń, które wiele osób określa słowem: piekło. Maria Wiernikowska nie lubi, kiedy mówi się o niej „korespondent wojenny”. - Jestem wolnym człowiekiem, pacyfistką, która jeździła na wojny, żeby patrzeć żołnierzom na ręce - mówi w rozmowie z WP.pl. I zastanawia się, o co właściwie chodzi na Majdanie. Z autorką cyklu reportaży „Widziałam. Opowieści wojenne” rozmawiamy o tym, jak naprawdę wygląda codzienność na froncie.

Sylwia Rost: „O co chodzi na Majdanie? Pytam, skąd ta nasza jasność, że oni mają rację?”, pyta Pani we wstępie książki „Widziałam. Opowieści wojenne”. Czy w ten sposób chce Pani sprowokować czytelników do refleksji?

Maria Wiernikowska: Więcej: chcę powiedzieć, że jestem wkurzona. Jednostronną informacją, graniczącą z propagandą, podjudzaniem Ukraińców do wojny i wkręcaniem w to Polaków. Jeśli nasi chłopcy mają umierać za Krym, to domagajmy się wyjaśnień.

Od napisania wstępu minęło parę tygodni, a sytuacja na Ukrainie wciąż jest niespokojna. Czy spodziewała się Pani takiego obrotu sprawy?

- Przecież od początku rysowano nam w telewizji mapę Ukrainy na żółto i na niebiesko, od początku tłumaczono, że Ukrainy są dwie. Ja się uczę Ukrainy dopiero teraz, od kolegów z telewizji, dlatego jestem taka zła na słabe lekcje. Ale ich eksperci podział Ukrainy od dawna przewidzieli. Już nie będę się pastwić nad tymi biednymi reporterami, zrobiłam to w książce. Ale dlaczego do tej pory nie znamy żadnego planu na Ukrainę? Gdzie tam są Kuronie, Michniki, Balcerowicze?

Daliśmy ostatnio miłemu panu z Krymu, Mustafie Dżemilewowi, Nagrodę Solidarności, milion euro (już nie pytam skąd, przeczytałam: "Nagroda zostanie sfinansowana z funduszy pozabudżetowych pozostałych po europejskich funduszach przedakcesyjnych"). Mam nadzieję, że pójdzie na powielacze. Na radio na strychu. Na Latający Uniwersytet. Przeciwko komu mają knuć? No przecież chcieli obalać oligarchów, a wszystko wskazuje na to, że po wyborach znów rządzą oligarchowie, tylko inni. Byle nie poszła na kamizelki kuloodporne. Już wolę tatarskie osiedle i meczet pod Warszawą.

Zna Pani dobrze mentalność Rosjan, wielokrotnie odwiedzała Pani ten kraj. Czy sądzi Pani, że mogą „odpuścić” Ukrainie? Zostawić ją w spokoju, tak jak chciałaby Unia Europejska?

- Bardziej jestem ciekawa, jakie plany wobec Ukrainy ma Europa. 50-milionowy rynek konsumentów i potencjalnych kredytobiorców, tania siła robocza – może nie trzeba będzie koszulek szyć w Bangladeszu? Najpłodniejszą ziemię na kontynencie obrabiają za grosze kołchoźnicy, a ukraińskie zboże podbija Chiny – Francuzom konkurencja pewnie nie w smak. Potężna ukraińska zbrojeniówka mogłaby być cennym nabytkiem dla zachodnich firm, jak te, które przejęły PZL w Mielcu czy Świdniku. Pani się dziwi, że Putin nie chce tego odpuścić? Na razie on się zachował jak komornik – Krym wziął za długi. I przez nostalgię. Niemcy do dziś nie mogą odżałować Śląska i Gdańska. Tylko że oni muszą cicho siedzieć, mam nadzieję, że do końca świata będą pokutować za drugą światową. A Sowieci oddali Krym i całą Ukrainę po dobroci, w chwili słabości. I wielu tam jeszcze żyje takich, co tego żałują. Dlatego w Rosji Putin jest carem. On przywraca Rosjanom sen o potędze. I myślę, że na Krymie nie poprzestanie. Na obrzeżach Rosji jest jeszcze
wiele sierot po Związku Radzieckim. W azjatyckich post-sowieckich republikach, z ich dyktatorami, skorumpowanymi przez Zachód, nastąpił regres. Kto wie, kiedy wrócą pod skrzydła Moskwy? Ja im tego życzę, bo przecież w epoce globalizacji sprawdzają się wielkie organizmy wielonarodowe, prawda? Tylko jeszcze Rosji trzeba by życzyć szybszego uczenia się demokracji, może jakiejś innej, słowiańsko-syberyjskiej... Ale uwaga: wpychanie Rosji w wojnę na pewno od demokracji ją oddali.

Powiedziała Pani w jednym z wywiadów, że nie wybiera się Pani więcej na wojnę, ponieważ jest nudna i przewidywalna. Czy jednak nie ciągnie Panią na front? Co najbardziej kojarzy się Pani z wojną, z frontem?

- Nuda. Czekanie na ostrzał z tamtej strony. Alkohol i narkotyki. Czasem ostra muzyka. Wszystko, żeby zagłuszyć strach. Nikt nie chce umierać.

W reportażach opisuje Pani okrucieństwa wojny. Od razu w pierwszym, o Armenii, pisze Pani np. o psach, które zjadły Pani buty. Jak udawało się Pani w takiej sytuacji zachować zimną krew?

- Z zimną krwią zastrzeliłam te psy. Żartuję. To były sprytne bestie – gumowe podeszwy zostawiły. Przynajmniej do czegoś się dziennikarze przydali. Poza tym to już było w drodze powrotnej, kiedy spałam kolejny dzień na lotnisku, w oczekiwaniu na samolot.

Nie uważa się Pani za korespondenta wojennego, tylko za osobę, która opisuje losy zwykłych ludzi, codziennego życia na wojnie. Dlaczego uważa Pani, że to zasadniczo inne role?

- Wyobrażam sobie, że prawdziwy korespondent wojenny to żołnierz na służbie w oddziale propagandy. A ja jestem wolnym człowiekiem, pacyfistką, która jeździła na wojny, żeby patrzeć żołnierzom na ręce.

W jaki sposób ludzie zmieniają się w skrajnych, wojennych warunkach? Wychodzą z nich najgorsze demony? A może wręcz przeciwnie, stają się bardziej odważni, szlachetniejsi?

- Jeden facet w Mostarze zbierał na pamiątkę ludzkie uszy. Poza tym brali z kolegami lodówki, alkohol, całe mieszkania po wypędzonych. Ale tacy pewnie i bez wojny kradną i potrafią zabić, dla przechwałki. Mnie bardziej interesowali poeci, nauczyciele, kelnerzy, którzy nagle brali broń, żeby się obronić albo pomścić. I zdawało się, że nigdy jej nie użyją. A jeśli – to milczą o tym. Bo żaden normalny człowiek nie chce być mordercą.

Czytając książkę, odniosłam wrażenie, że głosi Pani pochwałę życia. Chce Pani pokazać, że wojna i zabijanie się jest bez sensu, że każdy człowiek powinien cieszyć się życiem. Dlaczego więc, Pani zdaniem, ludzie wciąż walczą, toczą wojny?

- Ze strachu.

Wspominała Pani, że przestała jeździć na wojny częściowo na prośbę syna. Jak reagował, kiedy jechała Pani na kolejną i kolejną wojnę?

- Jak każde dziecko, gdy matka idzie do pracy. Chata wolna, albo nocuje się u kolegi. Najczęściej wsiadał jednak w samolot, leciał do taty i miał super wakacje. Dostawał potem ode mnie jakieś prezenty – a to czapkę mudżahedina, a to łuskę mosiężną, nóż składany albo starą monetę. Nie rozmawialiśmy jeszcze o strachu, może nie ma o czym mówić? Opowiadałam mu raczej o swoich przygodach, zresztą nie był specjalnie ciekaw.

Jak radziła sobie Pani ze stresem i ciągłym poczuciem zagrożenia? Pisała Pani o przebijaniu się przez front na Bałkanach, o przebywaniu w jaskini z Kurdyjkami. Wiele osób po takich doświadczeniach nigdy już nie wróciłoby na wojnę.

- Ludzie robią mnóstwo rzeczy, których nie zrobiliby inni. Ja bym na przykład nie mogła chodzić codziennie do pracy w szpilkach, biustonoszu i z makijażem i jeszcze wykonywać jakieś polecenia szefa, a nie daj Boże szefowej. To mnie zawsze najwięcej nerwów kosztowało.

Czy jest jakaś grupa społeczna, która szczególnie cierpi w czasie wojny? A kto na niej zarabia?

- Dzieci podobno cierpią najmniej, bo najmniej rozumieją. Ten, kto jest w środku akcji też ma łatwiej, bo ma zajęte ręce i głowę. Najgorzej mają ci, co się boją z daleka, i to nie o siebie, tylko o tych, których kochają. Że nie mogą ich uchronić. Bezsilność jest najtrudniejsza.

A zarobki? Nie wiem. Ci, którzy na wojnie korzystają, siedzą gdzieś daleko.

Dlaczego nie potrafimy zrozumieć wojny i zawsze patrzymy na nią w subiektywny sposób? Pisała Pani, że żeby uzyskać rzetelne informacje o Ukrainie, musiała Pani oglądać francuską telewizję.

- Biegałam po różnych kanałach, francuskich, rosyjskich, anglojęzycznych (mniej chętnie, bo słabiej rozumiem), żeby się dowiedzieć jak najwięcej. Polska telewizja była patetyczna albo przemądrzała. Jednostronna i powierzchowna. Nie sądzę, żebyśmy szukali obiektywnych informacji, a raczej takich, które nas przekonują. Czegoś subiektywnie szukamy – odpowiedzi, rozwiązania, przyczyn, jeśli oczywiście nie jesteśmy biernym workiem, do którego każdy wrzuca co popadnie. Spojrzenie jest zawsze subiektywne, możemy je sobie poszerzać o nową wiedzę, zmieniać kąt, no i siłą rzeczy cały ogląd. Dlatego jeden człowiek może na przykład przejść z fascynacji powstaniem warszawskim do oburzenia nad zagładą miasta. Od szkolnego zachwytu nad walką o niepodległość do pacyfizmu – i to jest moja droga. Choć raczej chodzi tu o wybór metod walki, a nie samą ideą walki.

Czy jest coś, jakaś nauka, którą można wynieść z wojny? A może konflikty zbrojne zawsze i wszędzie są bezsensowne?

No właśnie, jak wyżej. Walka ma sens, czy jest konieczna, gdy zagrożona jest nasza człowiecza godność. Cóż po godności jednak, jeśli człowieka zabraknie?

Czy któreś z opisanych w książce miejsc wspomina Pani szczególnie? Czy gdzieś było wyjątkowo niebezpiecznie?

- To już niech zostanie między mną a Czytelnikiem, nie mogę tu wszystkiego opowiedzieć.

Rozmawiała Sylwia Rost

(sr/gabi), kobieta.wp.pl

ZOBACZ TAKŻE:

POLECAMY:

Wybrane dla Ciebie

Nie ignoruj śliny na poduszce. Możesz być poważnie chory
Nie ignoruj śliny na poduszce. Możesz być poważnie chory
Optycznie odmładzają dłonie. Najlepsze kolory paznokci dla 60-latek
Optycznie odmładzają dłonie. Najlepsze kolory paznokci dla 60-latek
Policjantka radzi wyrobić na czarną godzinę. NFZ daje za darmo
Policjantka radzi wyrobić na czarną godzinę. NFZ daje za darmo
Wsunęła na legginsy. Marina lansuje kontrowersyjny trend
Wsunęła na legginsy. Marina lansuje kontrowersyjny trend
Mężczyznom wstęp wzbroniony. Mało kto słyszał o jej imprezach
Mężczyznom wstęp wzbroniony. Mało kto słyszał o jej imprezach
Działa jak plaster. W aptece kupisz za kilka złotych
Działa jak plaster. W aptece kupisz za kilka złotych
Szerokie spodnie poszły w odstawkę. Spójrzcie na strój Zawadzkiej
Szerokie spodnie poszły w odstawkę. Spójrzcie na strój Zawadzkiej
Mąż zdradzał ją z aktorką. "Jestem wdzięczna pani Komorowskiej"
Mąż zdradzał ją z aktorką. "Jestem wdzięczna pani Komorowskiej"
Jest drugą damą USA. Tak mówią o niej znajomi ze studiów
Jest drugą damą USA. Tak mówią o niej znajomi ze studiów
Córka Samusionek rozlicza się z przeszłością. Tak dziś mówi o matce
Córka Samusionek rozlicza się z przeszłością. Tak dziś mówi o matce
Joanna Moro włożyła obcisłą suknię. Rozcięcie zwraca uwagę
Joanna Moro włożyła obcisłą suknię. Rozcięcie zwraca uwagę
Nie ma żony i dzieci. Otwarcie mówi dlaczego
Nie ma żony i dzieci. Otwarcie mówi dlaczego