Magdalena Frąckowiak została siłą wyrzucona ze sklepu jubilerskiego. Obsługa hotelu Sheraton komentuje sprawę
Obsługa hotelu Sheraton potwierdziła, że w piątek Magdalena Frąckowiak została wyrzucona przez mężczyznę z salonu jubilerskiego Jubiler 24. Sklep znajduje się na terenie budynku hotelu Sheraton w Warszawie. - Popchnął mnie siłą drzwiami. Uderzyłam się mocno łokciem o framugę drzwi. Mam cały łokieć obolały i w siniakach - napisała modelka na swoim profilu na Instagramie. Właściciele sklepu od dwóch dni nie odbierają telefonu. Pojechaliśmy w sobotę na miejsce zdarzenia. Niestety lokal był zamknięty. Udało nam się za to porozmawiać z obsługą hotelu Sheraton.
28.10.2017 | aktual.: 28.10.2017 18:49
Magdalena Frąckowiak padła ofiarą agresji w sklepie jubilerskim Jubiler 24. Wizyta w salonie z biżuterią, który mieści się na terenie hotelu Sheraton w Warszawie skończyła się dla niej ostrym bólem, stłuczonym łokciem i siniakami. Gwiazda na swoim profilu na Instagramie zrelacjonowała cały przebieg wizyty u jubilera. Modelka chciała porozmawiać z właścicielką, gdy mężczyzna, prawdopodobnie współwłaściciel, zaczął wypychać ją ze sklepu, twierdząc, że nie mają dla niej czasu.
- Zaczął zamykać mi przed nosem drzwi. Ja stałam w przejściu, więc aby drzwi zostały zamknięte, popchnął mnie siłą drzwiami. Uderzyłam się mocno łokciem o framugę. Wszystko wydarzyło się w ciągu pięciu minut. Ledwo wypowiedziałam słowa, że chciałabym na chwilę poprosić właścicielkę, to usłyszałam: "Nie słyszała pani? Nie mamy dla pani czasu" i poczułam straszny ból w łokciu, gdy zostałam popchnięta. Żenujące i prostackie zachowanie. Wstyd - napisała modelka.
Zobacz także
Pojechaliśmy na miejsce zdarzenia. Obsługa hotelu potwierdziła, że doszło do opisanego przez modelkę incydentu. - Tak, na pewno taka sytuacja miała miejsce w piątek. Byliśmy we dwoje na zmianie i rzeczywiście możemy potwierdzić to, co się wydarzyło - odpowiada nam pracownica hotelu Sheraton. - Niestety nie byłam świadkiem całego zajścia, bo pracowałam tutaj na recepcji. Nie widziałam, jak to wyglądało od początku, ale wiem o tym zdarzeniu, bo pani Magdalena Frąckowiak podchodziła do nas do recepcji i prosiła o interwencję. Ale wie pani, my wynajmujemy tylko powierzchnię tym osobom, więc hotel jako taki nie jest stroną w tym wszystkim - dodała. Obsługa hotelu więcej szczegółów nie mogła nam zdradzić, ale zagwarantowała, że w tej sprawie odezwie się do nas jeszcze menager PR hotelu. Z informacji, które uzyskaliśmy wynika, że takiego komentarza możemy spodziewać się najwcześniej dopiero w poniedziałek. Na tę chwilę nie możemy potwierdzić, czy w tej sprawie interweniowała policja, ponieważ rzecznik prasowy Komendanta Rejonowego Policji Warszawa I (Śródmieście) jeszcze nie udzielił nam takiej informacji. Najprawdopodobniej również w poniedziałek dostaniemy taką odpowiedź.
Sklep Jubiler 24 był zamknięty. Obsługa hotelu potwierdziła, że od rana nie było żadnego z właścicieli. W witrynie sklepu jest jedynie lakoniczna informacja, że w przypadku ich nieobecności można kontaktować się z nimi telefonicznie i mailowo, co oczywiście uczyniliśmy.
Jednak do momentu publikacji tego materiału ani na maila nikt nam nie odpowiedział, ani nikt nie odbiera (od piątku!) podanego na drzwiach telefonu. Recepcja hotelu Sheraton poinformowała nas, że właścicielkę lokalu, panią Elżbietę rzadko można zastać w sklepie. - Tę panią tak czy siak jest bardzo ciężko złapać. Ona zazwyczaj pokazuje się, jeśli ma faktycznie jakieś zamówienia przygotowane dla gości. Prędzej dostępna jest w tygodniu - wyjaśniła.
Modelka zachowanie właściciela oceniła jako żenujące i prostackie. - Wstyd. Bydlę a nie mężczyzna. Cokolwiek bym zrobiła, takie zachowanie jest skandaliczne. Chciał mnie wyprosić, to mógł przekazać mi to słownie a nie siłą. Nawet jeśli nie chciałabym wyjść, to od tego jest ochrona - dodała. Modelka wspomniała również, że tak nie zostawi tej sprawy. -* Sprawa została już oddana w ręce mojego prawnika. Jestem w szoku jak można potraktować kobietę a także klienta -* napisała w piątkowym poście. - Konsekwencje będą wyciągnięte a Pan, który mi to zrobił, stanie przed sądem. NIC absolutnie NIC nie daje mężczyźnie przyzwolenia na przemoc wobec kobiety! - dodała.
Pod zdjęciem posiniaczonego łokcia Magdaleny Frąckowiak pojawiło się mnóstwo komentarzy. Oprócz wyrazów współczucia, które na szczęście stanowiły zdecydowaną większość, pojawiło się sporo jadu i kpiny.
- Aż tak bardzo chciała Pani coś kupić, że aż siłą trzeba było panią ze sklepu usunąć? No nie wierzę... - napisał jeden z internautów. Kolejny zastanawiał się, co takiego zrobiła Magdalena Frąckowiak, że wywołała agresję.
- Byłam u tego jubilera wielokrotnie i nikt mnie nigdy stamtąd nie wyrzucił. Obsługa jest bardzo miła, jest też bardzo drogo, ale jeśli czegoś nie kupiłam, tylko oglądałam bądź się zastanawiałam, to nigdy nie odczułam jakiejś niechęci w moim kierunku, wręcz odwrotnie. Historia chyba naciągana, bo niby dlaczego ktoś miałby bez powodu się tak zachowywać? - napisała kolejna internautka. - Ciekawe czemu musiał siłą wypraszać z własnego sklepu... pani Magdo nikt nie ma obowiązku z panią rozmawiać, jak nie chce, a tym bardziej we własnym sklepie - powątpiewa w słuszność słów modelki kolejna internautka twierdząc, że każdy medal ma dwie strony.
Magdalena Frąckowiak wspomniała, że jedna z osób nawet napisała w komentarzu, że życzy modelce, aby następnym razem miała posiniaczoną twarz. - Czy to jest normalne? pyta gwiazda.
Modelka nie wytrzymała i w sobotę zamieściła kolejne zdjęcie posiniaczonego łokcia, które opatrzyła wymownym komentarzem. Wyraziła w nim swoje ubolewanie nad negatywnymi komentarzami, które pojawiły się pod jej poprzednim postem. Zaznaczyła, że w większości przypadków były anonimowe.
- Głupie komentarze ludzi na temat tej sprawy są bulwersujące. Szczególnie ludzie z kont pustych. Jak ktoś chciałby wyrazić swoją głupotę, to proszę napisać do mnie z podpisanym imieniem i nazwiskiem. Proszę nie być tchórzem. Nie akceptuję agresji fizycznej jak i werbalnej. Każdy, kto taką próbę podejmie wobec mojej osoby, zostanie postawiony przed wymiarem prawa. Nie piszę tu o odmiennym zdaniu ludzi a agresji poprzez słowa - napisała i zwróciła uwagę na to, że każda osobę z pustego konta instagramowego można namierzyć wyszukując adres IP komputera. - Każdy w tych czasach myśli, że może pozwolić sobie na taką werbalną przemoc, bo pisze z konta anonimowego. Jest to dla mnie zachowanie ludzi słabych i złych - dodała.
Modelka jest zbulwersowana kulturą osobistą niektórych osób i podkreśla, że w tej sytuacji nie jest ważne to, kto padł ofiarą przemocy, ale o sam fakt, że mężczyzna podnosi rękę na kobietę. Frąckowiak dodała, że według niej poruszyła temat znany każdemu z nas, bo agresja polskich mężczyzn nie jest żadną nowością. - Uważam, że trzeba mówić o tym głośno. KAŻDA FORMA AGRESJI WOBEC KOBIET JEST NIEDOZWOLONA I JEST KARALNA - dodała na koniec.