Mają 30 lat i dość sukcesizmu. Nie chcą dłużej być "przegrywami"
- Ciężko pracowałam na studiach prawniczych i co z tego? Później patrzyłam na kolegę, który w szkole miał łatkę "najgorszego ucznia", a zrobił kilkutygodniowy kurs operatora koparki i świetnie mu się powodzi. A ja wciąż zarabiam najniższą krajową – opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Agnieszka. - Pokolenie millenialsów wchodziło w dorosłe życie w czasach, w których był pęd ku wykształceniu - tłumaczy Małgorzata Osowiecka, psycholożka z SWPS. - Wszyscy chcieli mieć "papierek". Później okazało się, że taki "papierek" niewiele im daje na rynku pracy - wyjaśnia.
- Od dziecka mówiono mi, że jeśli nie będę się uczyć, to w przyszłości będę kopać rowy lub zamiatać ulice. W szkole byłam więc typem prymuski. W liceum i na studiach często odpuszczałam imprezy ze względu na naukę. Mówiłam sobie wtedy, że ciężka praca w końcu mi to wszystko wynagrodzi – zwierza się w rozmowie z WP Kobieta Agnieszka (imię zmienione – przypis red.). - Studiowałam prawo, byłam jedną z najlepszych studentek na roku. Stypendium rektora, zagraniczne praktyki, wystąpienia na ogólnopolskich konferencjach, działalność w kołach naukowych – wylicza.
Agnieszka po studiach zdawała na wymarzoną, prestiżową aplikację sędziowską. Rocznie dodaje się na nią około 200 osób. Świeżo upieczona absolwentka prawa liczyła, że znajdzie się wśród wybrańców. Niestety tak się nie stało. Jednak nie zraziła się tym, zaczęła szukać pracy w zawodzie. Okazało się, że doskonałe wyniki, które osiągała na studiach, nie przekładają się na sukces na rynku pracy. Wysyłała setki CV do kancelarii i korporacji. Bez efektów. Po pół roku bezowocnych poszukiwań w końcu znalazła zatrudnienie w budżetówce. Pensja? Najniższa krajowa. Skutek? Przytłaczające poczucie porażki. Diagnoza? Nerwica.
- Pokolenie millenialsów wchodziło w dorosłe życie w czasach, w których był pęd ku wykształceniu - tłumaczy Małgorzata Osowiecka, psycholożka z SWPS. - Wszyscy chcieli mieć "papierek". Wiele osób brało sobie to do serca, angażowało się w zdobywanie wykształcenia, choćby miała to być najsłabsza, prywatna uczelnia. Później okazało się, że taki "papierek" niewiele im daje na rynku pracy. To może powodować poczucie porażki - wyjaśnia.
Wyniki ankiety przeprowadzonej przez OnePoll w 2019 roku na grupie brytyjskich millenialsów (w wieku 22-38 lat) potwierdzają te słowa. Badania wykazały, że 8 na 10 młodych ludzi ma poczucie, że "są niewystarczający". Trzy czwarte badanych przyznało, że czują się przytłoczeni presją, by osiągnąć sukces zawodowy i osobisty. Przyznają, że czują, że muszą wypełnić oczekiwania, które narzuca im społeczeństwo. Aż 80 proc. uważa, że odczuwana presja negatywnie wpływa na jakość ich snu, a 79 proc. przyznało, że ma przez to problemy ze zdrowiem psychicznym.
"Sky is the limit". Mantra "przegrywów"?
Historii podobnych do tej, którą opowiedziała Agnieszka, są tysiące. Pokolenie millenialsów, napędzone przez ambicje rodziców, którzy podobnych możliwości nie mieli, wystartowało na rynek pracy żądne sukcesu. Skończyli studia, znają języki, wyrośli w poczuciu wyjątkowości. Wielu słyszało w domach powtarzane jak mantrę, że "ciężka praca popłaca", "chcieć to móc", "bez pracy nie ma kołaczy" itp. Uwierzyli, że jeśli tylko będą pracować odpowiedni ciężko, to spełnią marzenia o sukcesie, stanowiskach, luksusowych domach, egzotycznych wakacjach i sportowych samochodach. Wierzyli, że komu jak komu, ale im sukces jest pisany.
- Ten wyścig szczurów zaczyna się już na etapie szkoły — tłumaczy Małgorzata Osowiecka. - Spotykam się z wieloma osobami, które widzą przyczynę tej "porażki" w sobie. Szczególnie jeśli patrzą na swoich rodziców, którzy wchodzili w dorosłość w zupełnie innych czasach. Na start mieli zapewnioną stabilizację mieszkaniową i zawodową — zauważa psycholożka. - Takie porównania nie są dobre i warto o tym mówić. Warto podkreślać, że czasy się zmieniły, sytuacja jest inna, nie należy zrzucać za nią winy na siebie – dodaje.
Nie tylko porównywanie się do rodziców, którym poprzedni ustrój polityczny, zapewnił inny start w dorosłe życie, może być problemem. Zestawianie swoich osiągnięć z osiągnięciami rówieśników również może powodować frustrację. Szczególnie jeśli patrzy się na nie przez pryzmat mediów społecznościowych.
- Patrzyłam na znajomych, na ludzi w social mediach i zadawałam sobie pytanie "Co robię nie tak?" - mówi w rozmowie z WP Kobieta Karolina (imię zmienione – przypis red.) - Oni fajne wakacje pięć razy w roku, drogie samochody, mieszkania lub domy, kariera marzeń, same sukcesy. Czułam się jak przegrana – wyznaje.
Poczucie przegranej miewa również Agata, która uważa, że wina w dużej mierze stoi po stronie mediów. - Propaganda, która jest w nas wtłaczana od małego, żądza pieniędzy, władzy, luksusu. Wyrastaliśmy na serialach o bogatych amerykańskich nastolatkach typu "Beverly Hills 90210", więc w wielu z nas za dzieciaka zakiełkowało przekonanie, że takie życie to norma — mówi w rozmowie z WP Kobieta.
- Później zderzyliśmy się z polską rzeczywistością, która nie jest kolorowa. Oliwy do ognia dolał wysyp internetowych coachów, którzy, w czasach, kiedy wchodziliśmy na rynek pracy, powtarzali nam: "sky is the limit" i "jesteś zwycięzcą". Teraz wielu z nas czuje się jak "przegrywy". Na przykład ja z moją pensją 3,5 tys., kredytem, starym autem i brakiem perspektyw na zmianę — wyznaje.
- Nikt nie ma złych intencji w powtarzaniu, że "sky is the limit" - tłumaczy psycholożka z SWPS. - To ma służyć rozwojowi, ale młodzi ludzie, którzy nie są do końca ukształtowani, nabierają przekonania, że będą wartościowi tylko wtedy, jak będą lepsi od innych. A to przecież nieprawda – zapewnia. - Te blokady często biorą się z tego, że kiedyś nie byliśmy akceptowani przez rodziców, którzy wkładali nam do głowy ideały, marzenia, których sami nie zrealizowali.
Jak "przegryw" wielokrotnie czuła się również Karolina. - 29. urodziny przepłakałam, żaląc się rodzicom, że jestem beznadziejna i mam dosyć swojego życia, wynajmowania pokoju od 10 lat i trzęsienia się nad każdym groszem, a przede wszystkim brakiem perspektyw — opowiada. - Obliczyłam, że przy tamtych zarobkach musiałabym przez 15 lat odkładać pieniądze, by uzbierać na wkład własny na mieszkanie. Załamałam się. Zadawałam sobie kolejny raz pytania, co jest ze mną nie tak, dlaczego innym się powodzi, a mi nie, przecież pracuję tak samo jak oni. Przecież "wystarczy tylko chcieć" - mówi.
Sukcesizm nie popłaca
Agnieszka, Karolina i Agata używają tego samego określenia: "sukcesizm". Wszystkie jak jeden mąż wymawiają je z wyczuwalną pogardą. - Nie kupuję tych bzdur o sukcesizmie, dla mnie ta propaganda to tresura ludzi, by pracowali ponad siły w nadziei na spełnienie marzeń o dostatnim życiu — twierdzi Anna. - Z pewnością nie pomaga śledzenie influencerek w social mediach, które mówią o tym, jak do wszystkiego doszły same swoją ciężką pracą. Uderzyła mnie ostatnia wypowiedź Kim Kardashian, która powiedziała, że jeśli chce się osiągnąć sukces, trzeba "ruszyć tyłek", a przecież wszystko jest bardziej skomplikowane — mówi Agnieszka. Przyznaje, że nie pomaga jej również porównywanie się z rówieśnikami, dla których los był łaskawszy.
- Ciężko pracowałam na studiach prawniczych i co z tego? Później patrzyłam na kolegę, który w szkole miał łatkę "najgorszego ucznia", a zrobił kilkutygodniowy kurs na operatora koparki i świetnie mu się powodzi. Dobrze zarabia, buduje dom, oczekuje narodzin dziecka. A ja wciąż zarabiam najniższą krajową – opowiada.
- Inna koleżanka, która całą szkołę imprezowała, teraz robi paznokcie i wyciąga z tego niezłą kasę - dodaje. - A ja po studiach prawniczych? Dostałam nerwicy, potrafiłam płakać całymi dniami i wyżywać się słownie na osobach mających więcej szczęścia w życiu – wyznaje. - Doszło do tego, że miałam wyrzuty sumienia, że coś zjadłam, bo przecież to jedzenie mógłby zjeść ktoś, kto jest bardziej wartościowy. Mam poczucie porażki życiowej – dodaje.
Specjaliści wskazują, że narastająca frustracja, która doskwiera wielu młodym dwudziesto- i trzydziestolatkom, może wynikać z trudności w dostosowaniu się do wymagań współczesnego świata.
- Warto zauważyć, że świat idzie tak szybko do przodu, że emocjonalnie często za tym nie nadążamy — mówi psycholożka. - Oznacza to, że często emocjonalnie pozostajemy w tyle, więc nie możemy sobie z pewnymi sprawami poradzić, np. wyścigiem szczurów — tłumaczy.
Agnieszka trafiła do gabinetu psychologa. Jest w trakcie terapii. Już jest lepiej, ale jak sama mówi, przed nią jeszcze długa droga. Agata szuka nowej pracy, by móc zarabiać więcej. Jednak już nie wywiera na sobie presji. - Co będzie, to będzie — mówi.
Karolina doczekała się wymarzonego awansu, zaczęła lepiej zarabiać. Rodzice pomogli jej z wkładem własnym na mieszkanie. W końcu po ponad dekadzie wynajmowania pokoju zamieszka "na swoim". Przewartościowała priorytety. - Presja sukcesu podkopała moje poczucie własnej wartości. Jednak w końcu zaakceptowałam to, że jestem przeciętna, że sukces nie jest dla mnie. Sukces to wyniszczająca psychicznie i fizycznie orka, na którą się nie piszę — dodaje. - Poza tym, przekonanie, że sukces jest wynikiem ciężkiej pracy, to mit. Często "zapie***" nie popłaca — przekonuje.
Tę opinię podziela Agnieszka.
- Myślę, że ciężka praca to tylko 20 proc. sukcesu, kolejne 30 proc. to pochodzenie, dom, z którego się wywodzimy. Natomiast aż 50 proc. to czynniki, na które nie mamy wpływu, np. znalezienie się w odpowiednim miejscu i czasie, czyli coś, co nazywamy szczęściem lub pechem.
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.