Maja Bohosiewicz oskarżona przez internautów o męczenie zwierząt. Poszło o cyrk
"Jestem przeciwniczką męczenia zwierząt i uważam, że w cyrku powinni występować tylko ci, którzy sami się na to zdecydowali. Zwierząt nikt nie pyta o zdanie"– pisze Maja Bohosiewicz. Dlaczego więc zdecydowała się na uczestnictwo w show?
Walkę z cyrkami, które mają w swojej ofercie występy dzikich zwierząt, rozpoczął Robert Biedroń. Prezydent Słupska w 2015 roku uniemożliwił zorganizowanie show przez Cyrk Arena. W jego ślady ekspresowo poszli także włodarze innych miast. Do walki dołączyli prezydenci m.in. Wrocławia, Częstochowy i Rudy Śląskiej. O zakazie wykorzystywania zwierząt pisała też Marta Kaczyńska, która podkreślała, że nie ma zgody na rozrywkę, która opiera się na bólu i cierpieniu. "Oglądanie dzikich zwierząt występujących w cyrku nie wiąże się z żadnymi walorami edukacyjnymi. Jest wyłącznie źródłem wątpliwej jakości rozrywki i zarobku" – przekonywała w swoim felietonie. Okazuje się jednak, że ani liczne kampanie, ani poważne wypadki, które są konsekwencją przetrzymywania dzikich istot w niewoli, nie robią na niektórych żadnego wrażenia.
Ostatnio (całkiem słusznie!) oberwało się Mai Bohosiewicz. Celebrytka pochwaliła się na swoim koncie na Instagramie wizytą w cyrku. – Niemieckie cyrkowe show, 3-godzinna rozrywka i zachwycone, roześmiane dzieci – tak w skrócie można podsumować opinię gwiazdy. Po kilku minutach w komentarzach rozpoczęła się prawdziwa burza. Internauci zarzucili aktorce brak empatii oraz przyczynianie się do cierpienia zwierząt.
Bohosiewicz początkowo próbowała wyjść z sytuacji z twarzą. Tłumaczyła, że w cyrku były tylko konie oraz wielbłądy, które, jak podkreśliła, traktowane są przez opiekunów "po królewsku". Argumenty internautów sugerujące, że zwierzęta, nawet jeśli nie są tresowane, to przewożone są wciąż w nienajlepszych warunkach, niewiele pomogły. Bohosiewicz z każdym kolejnym zdaniem pogrążała się coraz bardziej. W pewnym momencie postanowiła nawet zaatakować fanów, którzy... jedzą kotlety schabowe. Ostatecznie aktorka przyznała, że może i cyrk nie jest idealnym miejscem dla zwierząt, jednak z pewnością nie jest im tam tak źle. "Jestem przeciwniczką męczenia zwierząt i uważam, że w cyrku powinni występować tylko ci, którzy sami się na to zdecydowali. Zwierząt nikt nie pyta o zdanie" – napisała w końcu Bohosiewicz. Skoro więc nie podoba jej się męczenie żywych stworzeń, to po co właściwie poszła do cyrku?
Przyglądając się dyskusji, jaka odbyła się pod zdjęciem aktorki, ciężko nie odnieść wrażenia, że Bohosiewicz zwyczajnie się wybiela. Z jednej strony ma świadomość, że cyrk nie jest najlepszą rozrywką, jednak mimo to, w każdym zdaniu podkreśla, że zwierzęta traktowane są tam dobrze. Pozostaje jeszcze jedna kwestia – dzieci aktorki. Czy oglądanie zwierząt w cyrku, nawet jak zaznaczyła celebrytka, tylko koni i wielbłądów, jest rzeczywiście wartością, którą należy przekazywać najmłodszym? Czy 2-letni synek i roczna córeczka nie powinni raczej nauczyć się szacunku do zwierząt w innym miejscu? Arena i roześmiana publiczność, która zapłaciła za występ niemałe pieniądze, z pewnością nie są najlepszym wyborem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl