Blisko ludziMałgorzata Potocka prosi o pomoc. Starty w zalanym Teatrze Sabat są ogromne

Małgorzata Potocka prosi o pomoc. Starty w zalanym Teatrze Sabat są ogromne

Małgorzata Potocka nadal mierzy się ze stratami, jakie poniosła podczas jednej z nawałnic. Woda wtargnęła do jej teatru, niszcząc podłogi, ściany i rekwizyty. W ostatnim wywiadzie przyznała, że straż pożarna nie przyjęła od niej zgłoszenia.

Małgorzata Potocka o stratach w teatrze "Sabat"
Małgorzata Potocka o stratach w teatrze "Sabat"
Źródło zdjęć: © East News

10.07.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:31

Chociaż dzisiaj Warszawie cieszymy się pięknym słońcem, to jeszcze kilkanaście dni temu stolice nawiedzały ulewne deszcze, które wyrządziły dużo strat. Ulicami płynęły rzeki, a woda wdzierała się do piwnic.

Dotkliwie o tym przekonała się Małgorzata Potocka, która w nocy wraz ze swoimi współpracownikami musiała ratować swój Teatr Sabat.

Małgorzata Potocka potrzebuje wsparcia, by odbudować teatr

Właścicielka w rozmowie z "Faktem" przyznała, że musiała sama zakasać rękawy i walczyć z żywiołem, bo numer alarmowy 998 nie odpowiadał. Zalało nam teatr, przez godzinę dzwoniliśmy na służby i nikt nie odbierał. Musiałam więc ściągnąć pracowników i sami zbieraliśmy kubłami wodę, wylewaliśmy ją przez całą noc. To było straszne. To, że straż nie przyjechała, naraziło nas na większe straty. Gdyby przyjechali, to zajęłoby im to chwilę, a myśmy to robili całą noc - wyznała w rozmowie z gazetą.

Stary łącznie wyniosły około 300 tys. złotych. Małgorzata Potocka nie ukrywa, że będzie potrzebowała wsparcia finansowego, by odnowić swój lokal. – Sala baletowa nie działa, trzeba zerwać całą podłogę i położyć nową na gąbce, aby móc robić próby. Mamy dziesięć sztuk drzwi z futrynami do wymiany. Zniszczone zostały również drewniane podstawy do kanap. W holu głównym również mamy wiele rzeczy wypaczonych – wyliczała właścicielka.

Redaktor "Faktu" chciał poznać opinię drugiej strony i zapytał, dlaczego nikt nie przyjął zgłoszenia. – Niestety nie wiedzieliśmy o zalaniu Teatru Sabat. Dziennie w Warszawie odbieramy 50-60 zgłoszeń, a tego dnia odebraliśmy ich około 630. To nieporównywalna skala. Linia była wręcz gorąca i faktycznie mogło się zdarzyć, że ktoś się nie dodzwonił – odpowiedział rzecznik prasowy Komendy Miejskiej PSP m.st. Warszawy kpt. Wojciech Kapczyński.

– Jeżeli nasza linia jest zajęta, trzeba dzwonić na 112. Tamten system jest tak skonstruowany, że jeśli najbliższe punkty nie odbierają, to on przełącza na dalsze. W tym przypadku jeżeli nie odpowiedziałaby Warszawa, to system przełączyłby nas do Radomia – sugerował.

Źródło: "Fakt"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)