#KobiecaLinia Małgorzata Trzaskowska: "Dzieci same zdecydują o swojej relacji z Kościołem. Mieszanie ich do kampanii to czysta niegodziwość"
Małgorzata Trzaskowska włączyła się w kampanię prezydencką męża. W rozmowie z WP Kobieta mówi m.in., która pierwsza dama jest dla niej wzorem i w jakiej Polsce chciałaby, żeby dorastały jej dzieci.
Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Od wielu lat mieszka pani w Warszawie. Brakuje pani Rybnika?
Małgorzata Trzaskowska: Brakuje, choć moje miejsce na ziemi teraz to Warszawa. Przeprowadziłam się tu zaraz po studiach. Potrzebowałam kilku lat, aby przyzwyczaić się nie tylko do miejsca, ale zwłaszcza do życia daleko od swojej rodziny. Jestem mocno związana z miejscem, z którego pochodzę i wykorzystuję każdą okazję, aby tam wracać.
Jakimi kobietami są Ślązaczki? Potwierdzi pani tezę, że to kobiety silne, pracowite i zaradne?
Oczywiście. Kobiety na Śląsku są wyjątkowo silne, gospodarne, ale i bardzo wymagające wobec siebie. Większość z nich to perfekcjonistki. Wszystko, co dotyczy pracy i domu, musi być zawsze zapięte na ostatni guzik. Moja mama pracowała jako położna i była rodzinnym koordynatorem. Uczyła nas samodzielności, dzieliła obowiązki domowe. Każdy dokładnie wiedział, co ma robić, powtarzała: "najpierw obowiązki potem przyjemności". Ślązacy żyją w rodzinach wielopokoleniowych, często w jednym domu albo przynajmniej blisko siebie. Dzielą się obowiązkami. Pomagają sobie nawzajem. Tworzą silne więzi rodzinne.
Czy to prawda, że ma pani siostrę bliźniaczkę? Czy miało to wpływ na pani życie?
Tak, siostra bliźniaczka to jeden z moich największych skarbów w życiu. Razem rozrabiałyśmy w przedszkolu. Podstawówkę przesiedziałyśmy w jednej ławce. Potem chodziłyśmy razem do liceum. Na studia wyjechałyśmy do innych miast - ja do Katowic, a siostra do Szczecina. Cały czas mamy bardzo bliskie relacje. Dzwonimy do siebie prawie codziennie. W ubiegłym roku zmarła nasza mama i - choć wydawało się to już niemożliwe - to nas zbliżyło jeszcze bardziej. Wiemy, że możemy na siebie zawsze liczyć. Zawsze.
Jak zareagowała pani na pomysł męża o starcie w wyborach prezydenckich? To była wasza wspólna decyzja?
Tak. Byłam wtedy poza Warszawą i na prośbę męża wróciłam, abyśmy mogli wszystko omówić i decyzję podjąć wspólnie, bo niesie ona konsekwencje i odpowiedzialność dla całej naszej rodziny. Wydarzenia nabierały tempa, ale szybko pojawiła się ogromna determinacja, że trzeba działać. Oboje bowiem chcemy, by wiele spraw w Polsce zmieniło się na lepsze, nawet jeśli obecny styl polityki bardzo to utrudnia, czy wręcz do tego zniechęca. Jednak my nie lubimy narzekać – jeśli coś nam się nie podoba, chcemy to zmienić. I bierzemy się za to. Taki jest Rafał, taka jest moja natura.
W 2019 r., kiedy pan Rafał objął fotel prezydenta Warszawy, pracowała pani w ratuszu. Zapadła decyzja, że zrezygnuje pani z pracy i pojawiły się głosy, że się pani poświęciła. Czy tak to pani postrzega? Trudno było rozstać się z pracą?
Było trudno, bo lubiłam swoją pracę i ludzi, z którymi pracowałam. Praca dla miasta, w samorządzie, ma w sobie trochę z misji. Miałam dużo przyjemności ze współpracy z młodymi warszawskimi przedsiębiorcami, startupami. Było to ciekawe i inspirujące. Jednak sytuacja się zmienia, gdy Rafał stał się Prezydentem Warszawy. Szybko zaczęło się to polityczne krążenie wokół mnie w tej nowej sytuacji. Ponieważ zawsze szukam rozwiązania, uprzedzam problemy - dlatego zrezygnowałam. Przede wszystkim dlatego, że wiedziałam, że moja praca w Ratuszu będzie wykorzystywana przez przeciwników politycznych i niektóre media do ataków na nas oboje. Ale trudności to zawsze szansa. Ten moment był dla mnie bodźcem, aby zaangażować się w nowe projekty, nowe obszary.
W 2009 r. nie przeniosła się pani z dziećmi do Brukseli, do męża. Dlaczego?
To były też bardzo emocjonujące dni! Proszę sobie wyobrazić, że Stasia urodziłam dokładnie w wieczór wyborczy. Naprawdę! Pamiętam jak tego dnia rano powiedziałam do męża, że najpierw idę zagłosować, a potem wejdę po schodach do mieszkania, bo urodzę. I tak się stało. Urodziłam po oddaniu głosu. Wspólnie ustaliliśmy, że z malusieńkim Stasiem łatwiej będzie organizować życie rodzinne na miejscu, w Warszawie. Podróżowanie z dziećmi tam i z powrotem byłoby uciążliwe. Poza tym jesteśmy mocno związani z Warszawą, przyjaciółmi i rodziną. To nasze wielkie wsparcie. Dlatego Rafał wracał na wszystkie weekendy.
Może zostać pani wkrótce pierwszą damą. Które sprawy będą dla pani kluczowe? Jakimi obszarami chce się pani zająć w pierwszej kolejności?
Tych tematów ważnych jest naprawdę wiele. Ale są dwa, które mam na szczycie listy, bo - jak mnóstwo Polek i Polaków - doświadczam ich na co dzień. Pierwszy z nich to edukacja. Nasze dzieci chodzą do szkół publicznych. Przerabiamy te wszystkie "deformy" edukacji na własnej skórze. Podstawa programowa jest przeładowana, nauczyciele przeciążeni, a dzieci przemęczone. Pandemia i zdalne nauczanie pogłębiły tę dezorganizację, wyeksponowały ogromne słabości obecnego systemu. Trzeba inicjować projekty, które tę sytuację zmienią i wyrównają szanse edukacyjne dzieci bez względu na to, gdzie chodzą do szkoły.
Drugi temat to ochrona środowiska i walka z ociepleniem klimatycznym. Zajmuje to mnie od dziecka. Pamiętam, jak wspólnie sadziliśmy las po wielkim pożarze lasu koło Kuźni Raciborskiej w 1992 roku. Bardzo wtedy to przeżywałam. Siedziałam na dachu, obserwując czerwoną łunę nad lasem. Troska o środowisko naturalne jest mi na pewno bardzo bliska. Bardzo chcę się tym zajmować, bo to jest problem, który dotyczy nas wszystkich tu i teraz, bez wyjątku.
Czy będąc pierwszą damą, nadal będzie pani zabierać głos ws. próby zakazu aborcji?
Jest to tak istotny dla kobiet temat, że zabieranie głosu w tej sprawie jest niezbędne, zwłaszcza gdy pojawiają się inicjatywy traktujące kobiety instrumentalnie. Dziś mamy w Polsce kompromis, który nie jest idealny dla różnych stron, ale zgoda i zrozumienie innego punktu widzenia jest istotą kompromisu.
Zarówno pani, jak i mąż wspieracie mniejszości. Co sądzi pani o legalizacji związków par jednopłciowych i adoptowaniu przez nie dzieci?
Uważam, że problem związków partnerskich wymaga szybkiego rozwiązania. Należy wdrożyć rozwiązania prawne, które ułatwią życie zarówno parom jedno- jak i obupłciowym. Jeśli zaś chodzi o adopcję dzieci przez pary homoseksualne w Polsce to nie jest to możliwe i myślę, że tak powinno pozostać.
Wasz syn nie przystąpił do pierwszej komunii świętej, co wykorzystano w czasie kampanii. Czy to była trudna decyzja? Opowie pani, dlaczego odeszliście od Kościoła?
Tak, to prawda. Ale jesteśmy osobami wierzącymi. Moja krytyczna ocena części działań Kościoła i jej hierarchów nie ma nic wspólnego z moją relacją z Bogiem. Bardzo cenię Papieża Franciszka. Trzymam za niego kciuki. A jeśli chodzi o dzieci - same zdecydują o swojej relacji z Kościołem. I chciałabym tu jedno powiedzieć bardzo wyraźnie: mieszanie dzieci i tej sfery ich duchowości do kampanii to czysta niegodziwość.
Jaką relację, pani zdaniem, powinno mieć państwo z Kościołem katolickim?
Jestem za rozdziałem państwa od Kościoła. Przymierze ołtarza z tronem nie służy wiernym, tylko stronom przymierza.
Pani mąż ostatnio wsparł dziennikarzy radiowej Trójki. Czy pani też chce zaangażować się w życie kulturalne Polski?
Tak, bo istotą kultury jest angażowanie się. To jej cel – kultura ma nas angażować właśnie. Natomiast nie mam wątpliwości, że wszelka ingerencja władz i cenzury w wolną twórczość, wolność mediów jest niedopuszczalna. Większość z nas ma z tym złe skojarzenia. To, do czego doszło w Trójce, jak w soczewce oddaje patologie, jakie nastąpiły w sferze mediów, kultury. Oni teraz nie tylko nie rozumieją, czym jest kultowa Trójka – znacznie szerzej, niż w przypadku tej rozgłośni próbują podporządkować sferę ducha swemu prostemu i partyjnemu sposobowi widzenia świata. I temu trzeba się stanowczo sprzeciwiać. I tu trzeba szczególnego wsparcia, aby wrócić do normalności, wsparcia nie tylko systemowego, ale od każdego z nas – czytelnika, widza, słuchacza.
Wiem, że państwa rodzina uwielbia czytać książki. Czy może wymienić Pani 5 pozycji, które miały wpływ na pani życiowe poglądy?
Lubię literaturę faktu, reportaże. Moim faworytem jest Ryszard Kapuściński ze swoim "Cesarzem" na czele. Na moje poglądy wpływ mają głównie doświadczenia gromadzone z dnia na dzień, relacje z ludźmi, dyskusje. Jest jednak kilka tytułów, które rzeczywiście były dla mnie tak ważne, że na pewno podsunę je swoim dzieciom. To m.in. "Ferdydurke" Gombrowicza, czy "Folwark Zwierzęcy" George’a Orwella, które także obecnie są wyjątkowo aktualne.
Czym jest dla pani partnerstwo w związku?
Wspólnym rozwiązywaniem problemów, docenianiem siebie nawzajem i stałym dążeniem do wzajemnego zrozumienia. Partnerstwo to także wyrozumiałość wobec siebie, nieustający szacunek i – oprócz sfery silnej wspólnoty - pozostawienie sobie wzajemnie przestrzeni, swobody.
Do której pierwszej damy jest pani najbliżej? Którą podziwia pani najbardziej?
Wierzę w swój własny styl. Zapewne częściowo i taki, w którym można znaleźć też cechy innych pierwszych dam. Bardzo podobał mi się dystans do polityki, jaki miała Maria Kaczyńska, który jednak nie oznaczał wycofania, jakie nietrudno dostrzec dziś u wielu pierwszych dam. A jednocześnie wyjątkowo imponuje mi pozytywne, jakby niezależne od męża, wielkie zaangażowanie Michelle Obama. To chyba dwa punkty odniesienia, pomiędzy którymi rozpięta jest moja wizja roli, jaką w ogóle pierwsze damy powinny odgrywać.
Jak wyobraża sobie pani kraj, w którym mają dorastać wasze dzieci?
Chciałabym, aby moje dzieci wzrastały w kraju demokratycznym, otwartym, tolerancyjnym, różnorodnym, w którym ludzie odnoszą się do siebie z szacunkiem. W kraju perspektyw i wielu możliwości, w którym każdy znajdzie miejsce dla siebie i swych marzeń, pragnień, aspiracji. Chcę dla naszych dzieci kraju, w którym po wielu latach udanej transformacji bycie Polakiem jest powodem do dumy i czucia się szczęśliwym. Przygotowuję dzieci właśnie na taką Polskę, wychowując je na dobrych ludzi, wrażliwych na czyjąś krzywdę, pracowitych i samodzielnych.
Mało udziela się pani w mediach, rzadko zabiera głos. Czy to się zmieni po wyborach? Czy będzie pani głosem polskich kobiet?
Wiem, że wygrane wybory to będzie dla mnie wielki honor, ale i obowiązek. Chciałabym, aby Polki poczuły, że mówię ich głosem. To bardzo trudne zadanie, bo przecież kobiety w naszym kraju różnią się między sobą w wielu sprawach, tak jak różnią się mężczyźni. Ale też nie mam wątpliwości, że więcej nas łączy, niż różni. Więcej w nas empatii, odpowiedzialności, zaangażowania niż tego, co tak Polskę dziś dzieli. To byłby zaszczyt móc być głosem tych pozytywnych wartości, potrzeb oraz rozsądku polskich kobiet i dziewcząt - mam, córek i babć.
Wywiad jest częścią cyklu #KobiecaLinia - rozmów z inspirującymi kobietami z Polski i świata. Co tydzień do przeczytania na łamach WP Kobieta.