"Małpka" przed siódmą rano. Kobiety dłużej ukrywają problem

- Piłam przez 10 lat. A może i dłużej, sama już nie jestem pewna, kiedy to się dokładnie zaczęło. Jeszcze tego nie odtworzyłam. Chyba jeszcze na studiach, tylko wtedy wszyscy imprezowaliśmy. Mnie to po prostu zostało - mówi 36-letnia Anka.

Kobiety potrafią długo maskować uzależnienie
Kobiety potrafią długo maskować uzależnienie
Źródło zdjęć: © Getty Images | GoodLifeStudio

Anka (imię zmienione na prośbę rozmówczyni - red.) od trzech lat nie pije. Na terapię zgłosiła się sama, gdy otworzyła szafę i na głowę spadła jej reklamówka pełna zgniecionych w pośpiechu puszek po piwie.

- Potem wyciągnęłam ze swojej szafy tyle pustych puszek i butelek, że jak je policzyłam, zrobiło mi się słabo.

- Ile ich było?

- Ale puszek czy butelek i buteleczek?

- Wszystkiego.

- Puszek dwa duże worki na śmieci. Butelek po piwie i winie worek, a takich "małpeczek" reklamówka.

- To dużo.

- Tak. Ale wiesz, że ja tę szafę regularnie opróżniałam, jak nikogo nie było w domu?

Codzienny "relaks"

Anka piła codziennie. Zaczęło się - jak mówi - "klasycznie". Piwko, dwa po pracy. Jakieś winko. - Wiesz, winko to taki "kobiecy alkohol". Niepozorny. Lampka winka jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Tak sobie mówiłam. I że zasłużyłam, bo przetrwałam kolejny dzień w pracy, a że marketing to kreatywna branża to potrafiłam sobie wiele wytłumaczyć - mówi mi.

- Z czasem piwek było coraz więcej, wzmacniałam efekt, dolewając do puszki wódki. I tak, aż wchodziłam w ulubiony stan, w którym raz tańczyłam i śpiewałam, a raz wyłam przed komputerem słuchając rzewnych kawałków i wyobrażając sobie pogrzeby najbliższych.

Trudne przebudzenie

Na sugestie rodziny, że być może za dużo alkoholu w życiu, odpowiadała, że im się wydaje. - Bo przecież wszyscy w weekend piją. Tylko, że ja coraz więcej piłam też w tygodniu. Głównie po pracy, a potem wstawałam rano i nie wiedziałam, jak się nazywam. Ale miałam sposób: szybki prysznic, elektrolity, kawa i do przodu.

Chwila refleksji przyszła, gdy poznała swojego męża. Na pewien czas Anka, jak sama mówi, "ogarnęła się" i - poza weekendami - unikała picia. - Zamieszkaliśmy razem, układało mi się świetnie prywatnie i zawodowo, myślałam, że nad wszystkim panuję. Niestety, nie panowałam. Wszystko wróciło i znowu zaczęło się od piwka czy dwóch, winka do kolacji, a skończyło na zawalonej puszkami szafie.

- A partner, nic nie zauważył?

- Zauważył. Kiedyś nie zdążyłam się ogarnąć i znalazł mnie po pracy w otoczeniu mojego "dziennego arsenału". Był przerażony, powiedział, że nie chce takiego życia. Zrobiło mi się wstyd i strasznie się z nim pokłóciłam. Następnego dnia porozmawialiśmy, obiecałam, że to się już nigdy nie powtórzy. Początkowo wierzył, a ja się po prostu lepiej ukrywałam.

- Zawalałam rzeczy w pracy, ale zawsze znalazłam wymówkę. Nie wiem, jakim cudem mnie nikt nie wywalił. Potem zaczęłam mieć lęki, czarne myśli, powoli zaczynało do mnie docierać, że długo tak nie pociągnę i chwilowe detoksy nie pomagają. Aż zobaczyłam skalę mojego pijaństwa i ze wstydem poprosiłam o pomoc. Od trzech lat jestem czysta, chodzę prywatnie na terapię, znalazłam też grupę wsparcia. Zdarzały się po drodze różne momenty, ale daję radę - przyznaje.

Wstyd

Kamila (imię zmienione na prośbę rozmówczyni - red.) nie chce wdawać się w szczegóły choroby alkoholowej. Jest trzeźwa niecałe dwa lata: - Co mogę powiedzieć? Ciężko pracowałam, na nic nie miałam czasu, więc to było szybkie ukojenie nerwów.

- Z czasem zaczynałam widzieć, że jest tego chyba za dużo. Nawet starałam się codziennie chodzić do innego sklepu, żeby sprzedawcy nie zauważyli, że tyle kupuję. Później, jak już się napiłam i było mi mało, to już biegłam do najbliższego. Codziennie mówiłam, że to ostatni raz. Z tych "codziennie" zrobiły się cztery lata.

Punktem kulminacyjnym był moment, gdy po domówce u koleżanki obudziła się w izbie wytrzeźwień: - Nie pamiętam, jak się tam znalazłam. Wiem tylko, że normalnie wyszłam z mieszkania, upewniłam się, że tam nic nie zrobiłam. Potem dziura. Z izby odebrał mnie tata. Nie powiedział nic, ja starałam się na niego nie patrzeć.

- Zwolniłam się z pracy i przez pewien czas mieszkałam z rodzicami, nie chciałam być sama. Teraz wróciłam do siebie, znalazłam nowy etat, spokojniejszy i cały czas sklejam ten swój rozwalony świat - podsumowuje.

"Małpka" o siódmej rano

Gdy pytam znajomą sprzedawczynię z Żabki, czy zauważa kobiety kupujące więcej alkoholu niż inni, otwarcie mówi, że tak. - Różnie z tym bywa. Są takie, które się tu kręcą po pętli tramwajowej, a są takie, że w życiu by pani nie powiedziała, że mogą mieć problem, a tu gotowe danie lub jakaś kanapka i "dwusetka" - mówi mi.

- Jedną pamiętam taką młodą dziewczynę. Ładna, czarne, krótkie włosy. Przyszła przed siódmą, wzięła jakąś bułkę i poprosiła o "małpkę". Tłumaczyła pod nosem, że kupi na wszelki wypadek, bo ma ciężki dzień w pracy. Nic mi do tego. Chwilę później wyszłam wynieść kartony z zaplecza i widziałam, jak dopija resztki z tej buteleczki. Przykry widok - podsumowuje.

Społeczne napiętnowanie

Dr Agnieszka Chemperek, psychoterapeutka Zespołu Poradni Leczenia Uzależnień dla Dorosłych, Dzieci i Młodzieży Kliniki Psychiatrii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że kobiety nadużywające alkoholu są piętnowane. Zaznacza też, że ich uzależnienie często przebiega w inny sposób niż u mężczyzn i jest niejako wkomponowane w codzienność.

- Od najmłodszych lat wymaga się, by były najpierw dobrą córką, później dobrą żoną, matką, pracownicą, gospodynią domową. Ten motyw obowiązkowości często pojawia się u kobiet pijących. Dłużej się starają i dłużej potrafią być wysoko funkcjonującymi kobietami z cechami uzależnienia od alkoholu, które sobie i innym wmawiają, że nic się nie dzieje, bo wszystko ogarniają: dom, pracę, dzieci itd - dodaje.

- Przez to też później trafiają na terapię, bo oprócz przyznania się do picia uderzają w nie oskarżenia, że w takim razie jaką ona jest matką, żoną, gospodynią - wylicza.

- Pamiętam taką pacjentkę, która pracowała, miała dzieci i była wręcz pedantką. Gdy przyszła na terapię, wyznała, że picie zaczynała od jednego drinka, którego robiła po pracy i z nim w ręku ogarniała cały dom, gotowała, dbała o siebie i rodzinę. Alkohol dawał jej energię do działania i latami nie dopuszczała do siebie myśli, że drink stał się nieodłącznym elementem jej życia - wspomina dr Chemperek.

Terapeutka zaznacza też, że wysoko funkcjonującymi kobietami z cechami uzależnienia od alkoholu nie są jedynie spełniające się zawodowo kobiety, ale też te, które, zajmują się rodziną, dziećmi i cały dom jest na ich głowie. Obniża się wiek młodych kobiet sięgających po alkohol i już nastolatki piją dużo więcej alkoholu niż dawniej.

- Gdy w Polsce nastąpiła fala emigracji na Zachód, pojawiła się ogromna grupa uzależnionych kobiet, które zostały w domach, opiekowały się dziećmi i żyły w takim pędzie, że chwile dla siebie miały jedynie wieczorami. A że od rana trzeba było wstać i działać na pełnych obrotach, wieczór był za krótki, żeby się w pełni rozluźnić, to wchodził alkohol, by przyspieszyć ten proces – komentuje.

Picie w samotności

Ze względu na uwarunkowania biologiczne i różnicę w metabolizowaniu alkoholu kobiety upijają się szybciej niż mężczyźni i dłużej odczuwają tego skutki. Piją także słabsze napoje alkoholowe niż mężczyźni, częściej sięgają po piwa, wina, słodkie likiery, które mają mniejszą zawartość etanolu.

Zwykle - jak tłumaczy psychoterapeutka - kobiety trafiają na terapię dopiero, gdy coś się stanie: ultimatum w pracy, poalkoholowe uszkodzenia organizmu, ryzyko ograniczenia lub utraty władzy rodzicielskiej.

- Często w tle jest już depresja i stany lękowe, które dodatkowo zamykają tę osobę w domu i powodują, że długo nie zgłasza się na terapię. Wciąż bowiem w Polsce pokutuje stereotypowy wizerunek osoby uzależnionej od alkoholu, jako zaniedbanego, brudnego człowieka, który zwykle nie ma już pracy, rodziny, bo wszystko już utracił - mówi dr Chemperek.

Inna grupa kobiet - jak wyjaśnia ekspertka - to te, u których przez alkohol pojawia się groźba odebrania dzieci. Jeszcze inna to osoby, które nagle zostały same, bo np. dzieci się wyprowadziły z domu i nikt nie był w stanie zauważyć, że latami ukrywany problem się nasilił.

- W ogóle muszę powiedzieć, że kobiety często piją w domu, w samotności. Czy przy wykonywaniu obowiązków, czy jak domownicy pójdą spać, żeby się nie rzucać w oczy. Niestety też, gdy wyjdzie na jaw, że piją, często zostają same. Kiedyś statystyki wskazywały, że gdy piją mężczyźni, 90 proc. ich partnerek z nimi zostaje. Jeśli jednak piją kobiety, 90 proc. mężczyzn odchodzi, co często jeszcze bardziej potęguje problem - tłumaczy.

- Przez lata mojej pracy w ośrodku interwencji kryzysowej zgłosiło się do mnie tylko dwóch mężczyzn z prośbą o pomoc dla żon. Jeden, bo na problem zwrócił uwagę będący jego znajomym szef żony. Drugi ze względu na szacunek, jaki miał do żony, która latami wychowywała ich niepełnosprawne dziecko. Więcej mężczyzn nie pamiętam - komentuje.

Samo leczenie uzależnienia u kobiet bywa trudniejsze. - Między innymi właśnie przez wspomniane poczucie winy wynikające ze społecznego kontekstu, które utrudnia pracę z pacjentką i konfrontowanie tego, co się działo, bo ona nie chce się do tego przyznawać. Mechanizm iluzji i zaprzeczeń sprawia, iż z trudem przychodzi im, przyznawanie się do swojego problemu związanego z nadużywaniem alkoholu - mówi dr Chemperek.

Znaki ostrzegawcze

Powody, przez które kobiety piją są różne: od szukania sposobu na poradzenie sobie z codziennymi sprawami, obowiązkami i przeciążeniem aż po trudne doświadczenia z przeszłości.

- Jeśli w kimś są nieprzepracowane lęki, traumy, początkowo alkohol może dawać złudne odczucie euforii lub odprężenia, które się utrwala i może doprowadzić do uzależnienia. Jeśli więc alkohol zaczyna stawać się sposobem na regulację naszych emocji, na uzyskanie uspokojenia czy pobudzenia, powinna nam się zapalić czerwona lampka - podsumowuje psychoterapeutka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie